25

1.3K 82 1
                                    

Tego ranka wszystkich uczniów zastało słońce i orzeźwiający wiatr.

Panna Scamander od rana nie mogła opanować ekscytacji nie tylko z każdą minutą nadchodzącego meczu przeciwko Gryffonom, ale i wypróbowaniu w akcji swojej miotły.

Wsunęła śniadanie z zawrotną szybkością równą wpisywaniu Trolli uczniom przez Snape'a i w mgnieniu oka podążała w stronę szopy na miotły.

Nagle coś, a raczej ktoś...nawet w liczbie mnogiej przywarło do niej ramionami z dwóch stron.

(Fred&George)-Zestresowana?

(Danielle)-Ani trochę.-wypięła dumnie pierś.-Czuję, że dzisiejszy dzień jest mój.

(Fred)-Nie bądź sknera...

(George)-Musi się znaleźć dla nas miejsce. Przy dobrych wiatrach również dla Lee.-spojrzał przez ramię na podążającego w stronę stadionu przyjaciela.

Gdy znaleźli się przy dębowych drzwiach małej szopki ze środka wyszła Maxine O'Flaherty-koleżanka Danielle z drużyny.

Danielle uśmiechnęła się do niej serdecznie, a gdy już miała się przywitać słowa dziewczyny zamknęły jej buzię na kłódkę.

(Maxine)-Nie wierzę, że bratasz się z wrogiem.-rzuciła przez ramię odchodząc do punktu docelowego każdego z graczy.

Scamander jak i jej towarzysze spojrzęli na nią ze zdziwieniem przeplatającym się z grymasem.

(Danielle)-Niektórzy mają na prawdę duże problemy.-westchnęła ściągając Nimbusa ze stojaka.

(Fred)-Nie większe niż my. Bo w końcu trudno jest wymyślać na bieżąco dobre kawały AŻ do końca roku.-dodał nacisk na słowo.

(Danielle)-Oo tak. To wielkie wyzwanie.-parsknęła śmiechem.

(George)-Bracie o czym mówisz.-złapał się teatralnie za serce.-Przecież malutka jest naszym pomysłodawcą.-oparł łokieć o jej bark, który po chwili zrzuciła.

(Danielle)-Nie "malutkujcie" mi tutaj.-zagroziła palcem zagryzając policzki by powstrzymać uśmiech.

George z triumfem objął ją ramieniem, a drugi Weasley po chwili zrobił to samo.

Dochodząc na stadion przy wejściu do szatni zastał ich Cedrik.

(Danielle)-Co się dzieje?-uniosła brwi nie ściągając zimnego spojrzenia z twarzy szarookiego.

Fred i George po chwili wyczuli spięcie pomiędzy Puchonami i w duchu sobie przysięgli, że spróbują nie rozwścieczyć jej tak bardzo w dalekiej przyszłości.

(Cedrik)-Mecz odwołano.-zadrgał mu mięsień na szczęce.

(Fred&George)-Dlaczego?!-krzyknęli tak głośno, że Danielle przymknęła oczy.

(Cedrik)-Kolejna spetryfikowana.-to zdanie przyśpieszyło serca wszystkich.-Profesor McGonagall kazała wszystkim wracać do Pokojów Wspólnych.

Bliźniacy pożegnali się z Danielle już na schodach, a ona była skazana na dalszą podróż w towarzystwie Ceda.

Będąc u kresu wędrówki chłopak postanowił przełamać lody.

(Cedrik)-Pójdziesz ze mną do biblioteki po obiedzie?-głupszego pytania chyba nie mógł wymyślić.
Skarcił się za nie w duchu.

(Danielle)-Po co?-starała się ukryć zainteresowanie w głosie, ale na marne.

(Cedrik)-Mam problem z jednym zadaniem.-kłamanie nie wychodziło mu tak dobrze jak reszta zajęć.

(Danielle)-Jak mam ci pomóc skoro jestem o rok w tyle.-założyła ręce, ale widząc jego nerwowe spojrzenie uległa.-Tak, pójdę.-westchnęła.-Spotkajmy się w bibliotece przy naszym stoliku.

Po chwili weszła do pomieszczenia zostawiając uradowanego chłopaka na korytarzu.

Przeciwna~George WeasleyWhere stories live. Discover now