58.Odskok

1K 75 20
                                    

Następnego dnia niespodziewana wieść rozeszła się po całej szkole.
Podobno w nocy doszło do drugiego wtargnięcia Syriusza Blacka do szkoły i tym razem udało mu się dotrzeć do sypialni chłopców.

Natychmiastowo wzmożono środki bezpieczeństwa. Flich biegał po całym zamku i sprawdzał każdy kąt, a profesor Flitwick pouczał drzwi frontowe jak rozpoznać Blacka.
Zakazano opuszczać zamek, a jedynym sposobem wyjścia na świeże powietrze były lekcje opieki nad magicznymi stworzeniami.

Teraz, gdy życie Danielle kręciło się tylko wokół nauki, pełnienia obowiązków Prefekta i okazyjnego spędzania czasu z przyjaciółmi czuła się wyczerpana. Dodatkowo musiała się uczyć na tegoroczne SUMy, które zbliżały się nieubłaganie szybko.
Większość wolnego czasu spędzała w bibliotece otoczona stertami ksiąg, czasem sama, czasem w towarzystwie Allison lub Cedrika, a nawet Lee.

Właśnie wertowała opasłe stronnice Transmutacji natychmiastowej i gapiła się na ilustrację sowy zamieniającej się w lunetę, gdy usłyszała swoje imię.
Podniosła zmęczony wzrok i dostrzegła uśmiechniętego Puchona wręczającego jej kubek gorącej kawy.
Znaczyło to dla niej wiele, bo już powoli traciła siły.
Ona jako ostatnia wychodziła z Pokoju wspólnego i z samego rana pojawiała się jako pierwsza w bibliotece z podkrążonymi oczami oraz zazielenioną twarzą. Wiedziała, że musi zdać wszystkie przedmioty na co najmniej powyżej oczekiwań, by móc je kontynuować. Niedługo czekają ją porady zawodowe, a ona nawet nie ma pojęcia co chciałaby robić.

(Cedrik)-Słyszysz co mówię?-powtórzył pytanie.

(Danielle)-Co?-wychrypiała.-Wybacz zamyśliłam się.

(Cedrik)-Mówiłem, że Hagrid był nieobecny na dzisiejszej lekcji.-westchnął.-Powinnaś trochę zwolnić z nauką. Wyglądasz jak żywy trup.

Nagle do jej głowy wpadł pewien pomysł.

(Danielle)-Powtórz jeszcze raz.-rzekła już żywszym głosem.

(Cedrik)-Powinnaś zwolnić z...

(Danielle)-Nie to wcześniej.-ponagliła.

(Cedrik)-Dzisiaj na opiece nad magicznymi stworzeniami Hagrid był wyjątkowo nieobecny.-wyrecytował.

(Danielle)-Odnalazłam rozwiązanie niektórych problemów!-zerwała się na równe nogi.-Muszę zrezygnować z opieki nad magicznymi stworzeniami!-krzyknęła.

(Cedrik)-Jak miałoby ci to cokolwiek ułatwić?-zmarszczył brwi.

(Danielle)-Będę miała więcej czasu na naukę, ewentualnie wypoczynek, a poza tym i tak chciałam to rzucić na szóstym roku. Nie znoszę tego przedmiotu.-zaczęła energicznie zbierać książki z podłogi nie zwracając uwagi na oniemiałego bruneta.-Zobaczymy się na patrolu. Do później.-kiwnęła głową po czym zniknęła.

Biegła tak długo dopóki nie dotarła do gabinetu profesor Sprout.
Już dawno nie odczuwała takich pokładów energii, a teraz nawet nie miała pewnoci dlaczego tak się czuje.
Owszem, chciała zrezygnować z tego przedmiotu, ale czemu nie wpadła na to wcześniej?

Po dotarciu na miejsce kilka razy załomotała w drzwi i nie czekając na zaproszenie wtargnęła do środka.
Skonfundowana nauczycielka uniosła wzrok znad sterty papierów, i gdy dostrzegła jej sylwetkę uniosła brwi.

(Danielle)-Pani profesor mam pewną sprawę.

...

Podczas ferii wielkanocnych nie dane było im odpocząć. Wszyscy uczniowie dostali tyle pracy domowej, że od patrzenia na nią mieli odruch wymiotny, a do tego dochodziła ta nieszczęsna nauka na egzaminy.

(Lynn)-I to ma być w porządku? Jeszcze nie skończyłam pracy domowej z zaklęć, a za pół godziny jestem umówiona z Hazel.-przewróciła oczami.

(Allison)-Przecież możesz to skończyć wieczorem. W razie czego dam ci trochę spisać.-rzekła poprawiając poduszkę za plecami.-Ja skończyłam ją wczoraj.

Dziewczyna przeniosła na nią zdziwione spojrzenie, a następnie zerknęła na Danielle, która również była zbita z tropu. Allison nigdy nie miała w zwyczaju dzielić się swoją ciężką pracą, a jak już to pod przymusem.

(Lynn)-Na prawdę?-podskoczyła do góry, a następnie zaczęła pakować wszystko do torby.-Dziękuję!-ucałowała brunetkę w policzek i w podskokach ruszyła w stronę dormitorium.

Po chwili ciszy Danielle postanowiła się odezwać.

(Danielle)-Wszystko w porządku?-odłożyła pergamin na obok, by skupić całą uwagę na dziewczynie. Coś jej podpowiadało, że nie jest z nią za dobrze.

Brązowooka przerwała czytanie i westchnęła głośno. Przez chwilę wpatrywała się w punkt przed sobą, by zebrać myśli, a następnie zaczęła mówić.

(Allison)-Dzisiaj rano pokłóciłam się z Rolfem. To już chyba czwarty raz w tym tygodniu. Powodem dzisiejszej kłótni było to, że wymyślam farmazony. Dlaczego? Bo podobno moim złudzeniem jest to, że od ostatniego czasu widzę, że coraz mniej mu zależy. Wiem, że nie jest wam łatwo, ale nie w tym rzecz. Już kilka razy przyłapałam go na kłamstwie. Mówił, że idzie pograć w karty z Jacksonem, a tak na prawdę znikał na przedostatnim piętrze i wracał wieczorem. Na dodatek na koniec powiedział, że czasem zastanawia się czy "nie podjął złych decyzji".-McHealthy gotowała się od środka, a jej twarz świeciła purpurą.

(Danielle)-Czemu na przedostatnim piętrze? Przecież jedynie można tam znaleźć Pokój wspólny Ravenclawu.-podrapała się po głowie.

(Allison)-Skąd mam wiedzieć!-w geście bezsilności opuściła ramiona.-Myślisz, że przesadzam?

(Danielle)-Nie wiem Allison. Jednak jestem pewna, że takie zachowanie nie jest do niego podobne. Jeśli chcesz będę mogła z nim porozmawiać.-mimo, że nie chciała się bezpośrednio między nich mieszać to czuła potrzebę pomocy. Nie znała się na sprawach sercowych, ale znała swojego brata. Może rozmowa z nim otworzyła by mu oczy na kilka spraw i rozwiała niepotrzebnie wątpliwości.

(Allison)-Byłabym bardzo wdzięczna.-spojrzała na nią z ulgą.

...

Następnego dnia podczas wieczornego patrolu towarzyszył jej Cedrik. Piątkowe zmiany spędzali razem więc nie było im nudno, bo zazwyczaj rozmawiali, a rzadko działo się coś co mogło ich zaskoczyć, no chyba, że spotykali zbłąkanego ducha, który gadał od rzeczy.
Właśnie skręcali w stronę lochów, gdy usłyszeli kroki. Nagle zmaterializowała się przed nimi trójka Gryffonów z bananami na twarzach.

(Danielle)-Fred, George, Lee?-zapytała, a jej głos odbił się echem od ścian.

(Fred)-Ooh Nielle!-uniósł dłoń i pomachał jej.-Co tu robisz?

(Danielle)-To ja powinnam wam zadać to samo pytanie.-skrzyżowała ramiona na piersi i spojrzała na nich bezradnie.-Wiecie, że powinniście już dawno być w wieży?

(George)-Szukaliśmy ciebie.-mruknął oschle spoglądając na bruneta, który stał z nią ramię w ramię.-Myśleliśmy, że jesteś w Pokoju wspólnym.

(Danielle)-Coś się stało?-również nie umknęło jej zachowanie młodszego z bliźniaków i Ceda-który miał teraz minę jakby przed sekundą zjadł dojrzałą cytrynę.

(Lee)-Wpadliśmy na pomysł, że może chciałabyś wpaść pograć w eksplodującego durnia? Mamy też przekąski.-wyciągnął zza pleców torbę ze słodyczami.

Szatynka przez chwilę się zastanawiała przez cały czas czując na sobie ich uważny wzrok.
W końcu zasłużyła na chwilę odpoczynku, a poza tym nikt nie zauważył by, że zniknęła na kilka godzin.

(Danielle)-Czemu nie? Za godzinę spotkajmy się pod obrazem Grubej Damy.-uśmiechnęła się szeroko.

(Fred)-Świetnie!-klasnął w dłonie.

Przeciwna~George WeasleyDonde viven las historias. Descúbrelo ahora