35.Swoboda

1.2K 84 7
                                    

Zasiadając do stołu powstrzymywała się, by nie rzucić się na jedzenie niczym bestia.
Ani Lynn ani Allison nie było na kolacji co mogło świadczyć o tym, że blondynka została powstrzymana, by nie objadać się przed snem, albo poszły jej szukać.
Gdy Puchonka w samotności konsumowała tosty z dżemem wyczuła jak ławka obok niej ugina się pod czyimś ciężarem.

(Cedrik)-Jak pani zleciał pierwszy patrol?-zapytał z uśmiechem.-Czemu jesteś brudna od krwi?!-wybałuszył oczy na widok koszuli przyjaciółki, która w niektórych miejscach była ozdobiona w plamy wyblakłej już cieczy.

Rzeczywiście nie pomyślała o tym, by wstąpić po drodze do dormitorium, by się przebrać, ale w tamtej chwili marzyła o zapełnieniu pustego żołądka.

(Danielle)-Drobna potyczka ze ścianą.-rzuciła nieodrywając wzroku z talerza, który już był pusty.

Kto jak kto, ale Cedrik potrafił wyczytać na podstawie jej zachowania kiedy ukrywa prawdę, ale ona nie jest kapusiem, który wydaje ludzi.
Nie ważne jak w tamtej chwili była zła na brata, to nie miała zamiaru rozgłaszać tego, nawet jeżeli wypadek był spowodowany z premedytacją.

Chłopak zmrużył oczy, ale po chwili zrezygnował z dalszego "dochodzenia" ze względu na to, że nie da się jej złamać tak łatwo.
Dalszą część kolacji poświęcili na najzwyklejsze rozmowy.
Nie było w tym nic poruszającego, ani ciekawego, ponieważ mieli oni swój własny sposób komunikacji, a dzisiejsza z rozmów nie była przesiąknięta kataklizmem i podekscytowaniem jak wtedy, gdy Scamander relacjonowała mu jak zdążyła wywinąć kilka kawałów już pierwszego dnia, a z pomocą Weasleyów z pewnością byłoby to jeszcze ciekawsze.

Bardzo tęskniła za swobodą w swoich poczynaniach.
Być może to niedorzeczne, ponieważ jest to schyłek pierwszego dnia, ale ona od pamiętnego dnia otwarcia listów już czuła się, jakby zarzucili jej na szyję kolczastą obrożę i przypięli do muru.

(Cedrik)-Twoi koledzy zmierzają w naszą stronę.-mruknął od niechcenia, a w jego tonie dało się usłyszeć nutkę zazdrości.

Instynktownie złapała się za odznakę i błyskawicznie schowała ją do kieszeni szaty zanim rudzielcy nie znaleźli się przy stole.

(Fred)-Czyżby maluszek się przed nami ukrywał?-zapytał z chytrym uśmieszkiem, a następnie kiwnął głową do Cedrika, który umiejętnie ukrywał grymas na twarzy.

(George)-Słyszeliśmy, że byłaś w Skrzydle.-spojrzał na nią troskliwie, a następnie zapieczętował swoją wypowiedź wskazaniem na brudne odzienie.-Dobrze się czujesz?

Obojga przeskoczyli przez stół, by znaleźć się obok niej, a następnie zaczęli się badawczo przyglądać jej twarzy.

(Danielle)-Spokojnie, drobny wypadek.-wyksztusiła, mocniej zaciskając metalowy przedmiot.-Oraz nie ukrywałam się. To wy powinniście się ukrywać przede mną.-uniosła brew, a następnie wycelowała palcem w pierść młodszego z bliźniaków.

(Fred)-Jutro musisz nam odpokutować.-mrugnął okiem do brata, na którego twarzy pojawił się rumieniec.-Chwile spędzone bez ciebie są jak Percy w dobrym humorze.-teatralnie złapał się za serce, a następnie opadł w ramiona brata, który zaczął głaskać go po głowie.

(Danielle)-Zastanowię się.-skrzyżowała ręce, a następnie z triumfalną miną odeszła w stronę wyjścia, a sekundę później u jej boku znalazł się szarooki.-Dobranoc!-krzyknęła.

We dwoje unieśli brwi, a następnie wolnym krokiem poszli drogą borsuków.

(Fred)-To widać.-mruknął, a następnie stuknął biodrem Georga, który był skupiony na sylwetce Puchonki, która znikała za rogiem.

(George)-Nie wiem o czym mówisz.-machnął ręką, a następnie ruszył przed siebie ignorując dwuznaczną minę brata.

...

Dwa dni później klasa Puchonów zmierzała w zwartej grupie na pierwszą lekcję OPCM w tym roku z nowym nauczycielem.
Według Scamander na tym stanowisku ciążyła jakąś klątwa, ponieważ każdy nauczyciel, który brał tę posadę kończył w grobie lub z ciężkim uszczerbkiem na zdrowiu.

Gdy wkorczyli do klasy profesora Lupina jeszcze nie było.
Ślizgoni zajęli ławki na końcu sali i z podłymi uśmiechami spoglądali na uczniów domu borsuka, którzy z pokorą zasiedli na wolnych miejscach.
Powyjmowali książki, pióra i pergaminy po czym z cierpliwością oczekiwali na nauczyciela.

Kiedy mężczyzna wkroczył do sali wszyscy byli zajęci rozmową.
Miał na sobie tą samą połataną szatę, a na biurko rzucił postrzępiony neseser.

(Remus)-Dzień dobry.-powiedział.-Pochowajcie swoje rzeczy, dzisiejsza lekcja będzie głównie opierała się na praktyce.

Na jego twarz wpłynął serdeczny uśmiech, a większość z uczniów odetchnęła z ulgą.
Nie był to zapatrzony w siebie ''bajkopisarz", który jedyne co potrafił ich nauczyć to jak wyglądało jego życie od kołyski, więc powinno być z górki.

Nastolatkowie dostali polecenie rozsunięcia ławek pod okna, by zrobić więcej miejsca w sali, która  w przeciwieństwie do innych pomieszczeń w zamku była mniejszych rozmiarów.
Następnie ustawili się w rzędzie długim aż do drzwi wyjściowych.

(Remus)-Dziękuję za umiejętne wykonanie mojego polecenia.-ustał przed zebranymi.-A więc dzisiaj poćwiczymy jedno z bardziej złożonych zaklęć obronnych.

Machnął różdżką, a za jego plecami pojawiło się kilka drewnianych manekinów, którzy mieli imitować prawdziwych przeciwników.
Każdy miał wyrzeźbioną złowieszczą minę, która miała złudnie odstraszać.

(Remus)-Czy ktoś z zebranych zna zaklęcie Barchiabindo?-zapytał miotając wzrokiem po twarzach uczniów.

Scamander niepewnie uniosła dłoń w górę obserwując czy ktoś oprócz niej nie zna odpowiedzi.
Nie chciała wychodzić na wszechwiedzącą bądź przemądrzałą.
Na jej nieszczęście nikt nie poszedł jej śladem.

(Remus)-Bardzo dobrze panno...-przerwał.

(Danielle)-Scamander.-skwitowała.

Profesor kiwnięciem głowy zasygnalizował jej, by wytłumaczyła na czym owe zaklęcie polega.

(Danielle)-Zaklęcie Barchiabindo ma na celu unieruchomienie przeciwnika, pętając go niewidzialnymi więzami.-wyrecytowała formułkę z książki, którą ku swojemu zdziwieniu zapamiętała.-Zaklęciem odwrotnym jest Emancipare.

(Remus)-Świetnie.-klasnął w dłonie.-Dziesięć punktów dla Hufflepuffu.

Allison szturchnęła ją i bezdźwięcznie rzekła "Dobra robota".
Następnie profesor wytłumaczył jaki ruch wykonywać różdżką, by zaklęcie zadziałało, a następnie podzielił wszystkich na pięć zespołów.
Po chwili sprawił, że ich "przeciwnicy" zaczęli wykonywać gwałtowne ruchy bądź leniwie poruszać się na boki.

Danielle znajdowała się na końcu grupy, która w większości składała się ze Ślizgonów.
Większości zaklęcie albo nie wychodziło, albo po prostu nie było widać efektów dopóki, ktoś z grupy nie wdepnął w niewidzialne sidła, a następnie wywracał się robiąc hałas.

Gdy nadeszła kolej na szatynkę jej serce zabiło mocniej.
Miała wrażenie, że profesor Lupin w tej chwili obserwował właśnie ją, a nie dodawało jej to odwagi.
Pewnie ustała na posadzce, wciągnęła powietrze, a następnie wykonała pewny  ruch wypowiadając formułkę.
W mgnieniu oka kończyny rywala zostały przyciągnięte niewidzialną siłą do tułowia, a potem opadł na ziemię w bezruchu.

Nauczyciel wydał głośny okrzyk, a następnie zaklaskał.

(Remus)-Świetnie.-uśmiechnął się szeroko.

Lupin był inny spośród wszystkich profesorów, z którymi zielonooka miała do czynienia oraz po tej krótkiej lekcji mogła stwierdzić, że jak dotąd był najlepszy.

Gdy zadzwonił dzwonek wszyscy posłusznie przywrócili salę do pierwotnego stanu, a następnie z uśmiechem opuścili salę, poprzednio żegnając prowadzącego.

Przeciwna~George WeasleyWhere stories live. Discover now