54.Odwet

1.1K 75 13
                                    

W końcu sprawa doczekała się rozwiązania.
Kto bardziej zasługuje na ukaranie?
Danielle czy Kanopus

Wypuściła powietrze, próbując opanować narastający stres. Ostatnie na co miała ochotę to potyczka.
Postanowiła go zignorować. Zacisnęła zęby i jakby nigdy nic ruszyła do przodu.
Nagle usłyszała zbliżający się świst. Jej ręka bezwarunkowo powędrowała do kieszeni i w ułamku sekundy chwyciła różdżkę, zgrabnie ją obróciła i wytworzyła niewidzialną barierę, która ochroniła ją przed zaklęciem.

Przykuło to uwagę wielu uczniów, którzy zamiast podążać w stronę sali lekcyjnych, zatrzymali się, by obserwować widowisko.

(Danielle)-Nadal się nie nauczyłeś, że zza pleców atakują tylko tchórze?-obróciła się w jego stronę.

Ślizgon jeszcze bardziej zmarszczył krzaczaste brwi pod napływem złości.
Postanowił to zakończyć, ale nie spodziewał się, że Scamander nie była tak krucha na jaką wyglądała.

(Kanopus)-Jak się miewa twoja matka? Dobrze? Słyszałem, że dostała bilet w jedną stronę do krainy mieszańców-takich jak ty.-na jego usta wpłynął jadowity uśmiech, gdy dostrzegł, że przez jej twarz przebiegł cień bólu.

Zrobił krok w przód i mocniej ścisnął różdżkę w dłoni.
Nim zdążył wymówić formułkę ona była szybsza.
Zgrabnie wytrąciła mu broń z ręki najzwyklejszym Expelliarmus, po czym rzuciła mu ostatnie spojrzenie.
Nie miała zamiaru uczestniczyć w tym pojedynku, nawet nie mogła. Jako Prefekt jej zadaniem było utrzymywać porządek i dbać o bezpieczeństwo, a nie je zaburzać. Poza tym nie była w humorze na szczeniackie gierki.
Była pewna, że już wcześniej zrozumiał, że ma się trzymać z daleka, ale najwyraźniej się myliła.

Jaskrawo-żółta wiązka promienia trafiła prosto w drzewo obok niej, a ona z powrotem zastygła, oczekując jego dalszych kroków.

(Kanopus)-Nie odwracaj się do mnie plecami ladacznico.-rozkazał.-Należy ci się taki los. Jesteś zwykłą sierotą, nawet twój ojciec nie był w stanie cię pokochać. Śmierć dla twojej matki była zbawieniem. Kto by chciał żyć z takim nędznym robakiem jak ty.-wysyczał.

Tutaj jej cierpliwość się skończyła.
Zagryzła policzki aż poczuła metaliczny smak i dała się ponieść emocjom.
Machnęła dłonią, a czerwony promień trafił w jego pierś, popychając go o kilka metrów w tył.
Z ust oglądających wydarły się przerażone westchnienia.
Mocnym krokiem zbliżyła się do niego nie mogąc opanować wściekłości.
Jej tęczówki zaświeciły się jaskrawą zielenią, straciła już resztki zdrowego rozsądku.

(Danielle)-Nie masz prawa wyrażać się w taki sposób o nikim z mojej rodziny, a przede wszystkim o mojej mamie!-wychrypiała.

Cofnął się o kilka kroków do tyłu widząc wściekłość malującą się na jej twarzy. Jej oczy przyprawiały go o gęsią skórkę. Najprawdopodobniej nikt z zebranych tutaj nie widział takiego zjawiska.

Wyżej uniosła różdżkę i zatoczyła nią krąg powodując, że jego ciało zastygło.
Chwilę później znalazła się na tyle blisko, by móc dotknąć końcem jego krtani. Na drugiej dłoni zmaterializował się zielony płomień, jarzący się oślepiającym światłem.

(Prof.McGonagall)-Danielle!-wykrzyczała, zasłaniając usta.-Natychmiast zaprzestań!

Wybiegła z zamku, a jej krokiem już podążał opiekun Slytherinu.
Wtedy, gdy Scamander dokonywała zemsty za wszystko co śmiał powiedzieć, jedna z uczennic natychmiast pobiegła do pokoju nauczycielskiego.

Jej tęczówki z powrotem powróciły do poprzedniego tonu, a ona poczuła się jakby wybudziła się z transu. Cała złość opuściła jej wiotkie ciało, a zastąpiły ją pokłady zmęczenia i...zawodu.

Przeciwna~George WeasleyWhere stories live. Discover now