23

1.4K 91 17
                                    

W końcu to był ich pomysł, a raczej Freda, ponieważ George był nieobecny w tamtej chwili.

Doradził mu by wyznać jej swoje uczucia, a gdy nie będzie mu wychodziło niech działa.
Gryffońska odwaga, też coś.

(Lee)-Na Merlina, co ze mnie za kretyn.-pomasował się po czole.

Głowa mu pulsowała, co wcale nie pomagało, a na dodatek w tej niezręcznej ciszy potrafił usłyszeć swoje szybkie bicie serca.

Od braku odpowiedzi i reakcji szatynki wolałby żeby nawet skrzyczała go niczym profesor McGonagall Weasleyów...ale ona nie pisnęła słowem, bo nie wiedziała co ma powiedzieć by nie zranić przyjaciela.

(Prof.Sinistra)-A co wy tutaj jeszcze robicie co? Marsz do swoich Dormitoriów. Macie szczęście, że zapomniałam teleskopu, bo złapał by was Argus, a na pewno skończylibyście gorzej.

Karający głos profesor przywrócił ich do rzeczywistości.

Danielle modliła się by nie rozpoznała jej, ponieważ czekałoby ją ostre kazanie za nieobecność na lekcji.

(Prof.Sinistra)-No już.-ponagliła ich ręką.

Ruszyli ramię w ramię do zamku.
Przekraczając próg dało się wyczuć różnicę temperatur.

Danielle odetchnęła z ulgą, że ta niekomfortowa sytuacja dobiegła końca.

***

Reszta tygodnia minęła odziwo bardzo szybko, ale i niezbyt przyjemnie.
Ona i Jordan unikali siebie jak ognia.

Bliźniacy wielokrotnie próbowali mieć wpływ w ich szczęśliwe pojednanie, ale za każdym razem, albo Lee wpadał w tłum uczniów widząc na ją horyzoncie, albo ona niczym kameleon znikała chowając się za ścianą.

Sytuacja Lynn i Allison również się nie zmieniła.
Lynn nadal unikała przyjaciółki, która zajęta Rolfem nawet nie zauważyła zniknięcia blondynki, a Danielle starała się znaleźć w kilku miejscach na raz by spędzać czas z każdym po trochu co niestety nie było możliwe-jak na razie.

(Fred)-Nie rozumiem dlaczego się tak siebie boicie. Jakbyś wkurzyła moją mamę, to wtedy byś poznała prawdziwy strach.-na samo wspomnienie krzyczącej Molly się wzdrygnął.

Danielle i jeden z braci przebywali w opuszczonej sali lekcyjnej, mieli się spotkać w celu korepetycji z Transmutacji-wiadomo dla kogo, ale Fred miał inny interes.

(Danielle)-To nie jest tak, że się go boję.-skarciła go spojrzeniem.-Ale gdybyś znalazł się na moim miejscu to byś wiedział jakie to było okropne uczucie nie mogąc wydukać ani jednego słowa!-walnęła dłonią o stół.

(Fred)-Po prostu zrób pierwszy krok i do niego zagadaj. On pierwszy na pewno tego nie zrobi. Sądzi, że jak pierwszy się odezwie to go spetryfukujesz.-kącik jego ust zawędrował w górę.

(Danielle)-Nie wiedziałam, że oprócz żartobliwej strony jesteś również świetnym psychologiem.-rzekła pół żartem, pół serio.

(Fred)-Psycho-co?-zmarszczył brwi.

(Danielle)-Psychologiem. To taki mugolski terapeuta, ludzie do niego przychodzą z problemami.-machnęła dłonią.-A gdzie on teraz jest?

Fred przez cały czas powtarzał sobie w ciszy słowo "Psycholog"-pochwali się mamie jak wróci do Nory na ferie wiosenne.

(Danielle)-Freddie!-krzyknęła.

Fred skierował na nią zdezorientowane spojrzenie, a następnie widząc jej nerwowo podrygającą nogę przypomniał sobie jej pytanie.

(Fred)-Powinien być w bibliotece. Razem z Georgem uczą się na Wróżbiarstwo. Ja nie muszę, mam to wszystko w małym paluszku.-podniósł palec w górę i głupio się uśmiechnął.

(Danielle)-Zobaczymy jutro, a teraz idziesz ze mną.-nie czekając na odpowiedź pociągnęła go za rękaw i wyszli na korytarz.

Gdy znaleźli się przy pomieszczeniu Fred zabrał brata pod pretekstem kolejnego szlabanu, a Danielle miała wkroczyć do akcji po tym jak odejdą na tyle daleko by nie narobić jej wstydu.

Ruszyła do środka upewniając się, że już ich nie słyszy.

Przywitała się krótko z bibliotekarką i od razu w oko wpadły jej spuszczone na stół dredy Jordana.

Przełknęła ślinę, wciągnęła powietrze i twardo ruszyła w jego stronę.

Brunet zahipnotyzowany książką nawet nie dostrzegł, że ktoś się dosiadł dopóki się nie odezwała.

(Danielle)-Cześć. Możemy pogadać?-wydukała.

Jego źrenice się rozszerzyły na dźwięk jej głosu i wyprostował się jak struna.

Sztywno pokiwał głową w odpowiedzi.

(Danielle)-To będzie najbardziej improwizacyjna wypowiedź jaką usłyszysz z moich ust.-zaśmiała się nerwowo.-To, że się unikaliśmy nawzajem było strasznie dziecinne i powinniśmy od razu rozwiązać sprawę.
Bardzo cię lubię Lee...-pierwszy raz zdobyła się na to by spojrzeć mu w oczy.-Ale nie w taki sposób jak ty mnie. Możemy się nadal przyjaźnić. Chcę tego...nawet bardzo chcę i mam nadzieję, że taka sytuacja tego nie zrujnuje.-kończąc wypowiedź odetchnęła z ulgą.

Jordan przez pierwsze chwile nie wiedział jak zareagować.
Z jednej strony skakał ze szczęścia, bo rozmawiają, ale z drugiej wolałby spędzić 2-miesięczny szlaban ze Snapem niż usłyszeć te słowa, których tak bardzo nie chciał usłyszeć, ale się ich spodziewał.

(Lee)-Zrozumiem, też uważam, że to głupie. Po prostu...cieszę się, że mnie nie odrzuciłaś jakby to zrobiła większość dziewczyn.

Danielle delikatnie złapała jego dłoń pokrzepiająco się uśmiechając, a on mocniej ją ścisnął.

(Danielle)-No to teraz druga sprawa.-rzekła stanowczo.

Lee wytrzeszczył oczy, co jeszcze zrobił?

(Danielle)-Spokojnie głuptasie. Ktoś musi ci wytłumaczyć jak przepowiedzieć z kart kolejne lanie od Filcha dla Rudasków.-parsknęła śmiechem.

(George)-Rudaski? Też coś.-zaśmiał się przysiadając się do stołu.

(Fred)-No to masz dwóch nowych uczniów profesor Scamander.-potargał ją po włosach.

Przeciwna~George WeasleyWhere stories live. Discover now