31.Burza

1.3K 81 9
                                    

Punktualnie w południe rozbrzmiało pukanie do drzwi.
Rolf, który obecnie był najbliżej, otworzył drzwi.
Kobieta niemal od razu utuliła przybranego siostrzeńca podziwiając jak przez ostatni czas wyrósł i zmężniał.

Danielle ostatni raz upewniając się czy wszystko zapakowała do kufra usłyszała nawoływanie mamy.
Wzięła głęboki oddech, a następnie zabrała pakunki ze sobą z pokoju jednocześnie odganiając Filiusa, który w chwili nieuwagi mógł skończyć jak placek-nieprofesjonalnie mówiąc.
Powoli znosiła bagaż po schodach, gdy nagle Pickett znalazł się znikąd na jej głowie.
Serce niemal natychmiast podeszło jej do gardła i poślizgnęła się czego skutkiem było zjechanie na sam dół powodując niemały hałas swoim krzykiem.
Gdy znalazła się na dole dostrzegła skonsternowane, ale i rozbawione twarze wszystkich członków rodziny włącznie z Sarah, która jako pierwsza wybuchła gromkim śmiechem.
Niedługo po niej reszta również nie kryła rozbawienia na widok rozłożonej szatynki ze skonfundowaną miną.

Po doprowadzeniu się do porządku i oczywiście energicznym przywitaniu z ulubioną i prawdopodobnie jedyną ciotką zaczęła się żegnać z resztą domowników.
Nie kryła wzruszenia w pożegnaniu z dziadkiem, z którym prawdopodobnie zobaczy się dopiero w święta.

(Newt)-Nie płacz stokrotko.-zaśmiał się dając jej lekkiego pstryczka w nos.-Zobaczymy się szybciej niż myślisz. Teraz się ciesz na nowe wspomnienia.

Już spokojniejsza otarła łzy u uśmiechnęła się wdzięcznie.
Chwilę później znalazły się na ganku.

(Sarah)-Za nic nie wolno ci mnie puszczać.-nakazała.-Inaczej wylądujesz w jakimś hrabstwie, a potem cię nie odnajdziemy.-dała jej kuksańca w bok.

Danielle kiwnęła głową na znak zrozumienia.
W jednym momencie obróciły się wokół własnej osi, a potem jej żołądek dopadły nieprzyjemne dolegliwości ciągłego obracania się wokół własnej osi. Dla perspektywy osób trzecich teleportacja może trwać kilka sekund, ale gdy uczestniczysz w tym czujesz się jakby trwało to dłuższą chwilę.
Gdy szatynka już ledwo powstrzymywała powrót drugiego śniadania wszystko ustało.
Znalazły się na trawniku przed dużym kamiennym dworkiem, który rodzina Scamander odwiedzała średnio raz na rok. Za każdym razem nie mogła się nadziwić pięknością tutejszej natury, ale i samego dworu.
Wkroczyły pod ramię do budynku, a w ich nozdrza od razu uderzył kwiatowy zapach.
Z kuchni jeszcze w kuchennym fartuszku wykroczył uśmiechnięty od ucha do ucha Louis.

(Louis)-Panie chyba nie odmówią skosztowania moich dyniowych ciastek?-machnął różdżką, a zza jego pleców wyleciała blaszka z tuzinem świeżo upieczonych smakołyków, która podążała za nim niczym wierny pies dopóki nie zatrzymał się przed kobietami.

(Danielle)-Całe szczęście. Mam nie małe wrażenie, że podczas podróży z mojego żołądka ubyło co nieco.-wyrecytowała.

...

Szatynka ze zniesmaczonym wyrazem twarzy, siedziała w salonie popijając herbatę.
Dlaczego zniesmaczona?
W trzecim tygodniu do Francji dotarły wieści, że z Azkabanu uciekł niebezpieczny morderca-Syriusz Black.
Na następny dzień musiała imigrować z powrotem do domu, ponieważ jej rodzicielka chciała mieć ją przy sobie z czystego strachu.
To nie było tak, że Puchonka była nastroszona niczym Bazyliszek i zmieniała każdego w kamień, po prostu było jej przykro, bo jej wakacje skróciły się w szybkim tempie.
Jednak rozumiała, że gdyby była na miejscu mamy to prawdopodobnie postąpiła by tak samo.

Nagle z zamyślenia wyrwało ją stukanie w szybę.
Leniwie podniosła wzrok i dostrzegła dwie sowy, które usilnie próbowały dostać się do domu przez zamknięte okno.
Powstała z krzesła jednocześnie dopijając ciepły napój i otworzyła okno.

(Danielle)-Listy z Hogwartu!-krzyknęła.

Odebrała od ptaków dwie koperty z czerwonymi, woskowymi pieczątkami przedstawiającymi herb szkoły, a następnie wyciągnęła ze skrzynki dwa krakersy.
Nie chciała być znowu poraniona przez ich spiczaste dzioby jak w zeszłym roku.
Gdy odwróciła się od razu dostrzegła brata, który spoglądał na nią z pod roztrzepanej czupryny.
Po chwili dołączyła również mama.
Zasiedli przy stole, a nim Danielle zdążyła się zorientować to jej brat już odczytywał listę.
Ostrożnie otworzyła kopertę, która wydawała się podejrzanie ciężka.
Nagle ze środka wypadła złoto-czarna plakietka z borsukiem, a na niej wielka litera P.
Szatynka kilka razy zamrugała, bo nie do końca dowierzała w to co widzi.

(Danielle)-Prefekt?-wypowiedziała, wpatrując się w list z niedowierzaniem.-To musi być pomyłka.

(Dorothy)-Skarbie, jestem taka dumna.-uśmiechnęła się i pogłaskała córkę po dłoniach.-Musimy to uczcić! No już czytaj list.-ponagliła.

(Rolf)-To jest jakiś żart.-wyszeptał, nie spuszczając siostry z oczu.-Ona Prefektem?-zaśmiał się ironicznie.-Tyle przewinęła z tą głupawą dwójką Weasleyów u boku, a na deser dostała odznakę?!-podniósł głos.

(Dorothy)-Rolf! Jak ty się...

(Danielle)-Aż tak bardzo cię boli to, że to ja zostałam mianowana, a nie ty?-krzyknęła, podnosząc się do pionu.

Mimo, że sama nie była do końca zadowolona z tego, że zaawansowała to reakcja Rolfa podniosła jej ciśnienie.

(Rolf)-Nie zasługujesz na to! Zdobyłaś o wiele więcej kar niż mógłbym zliczyć!
Co stary Dumbledore miał w głowie dając ci odznakę?-podniósł dwie ręce do góry, a następnie powstał.

(Danielle)-Ty mały, infantylny smarku!-dźgnęła go w klatkę piersiową na co cofnął się o krok do tyłu.-Jeszcze raz wypowiesz się źle o mnie albo o moich przyjaciołach to...

(Dorothy)-Dość!-krzyk mamy przerwał ich kłótnię na amen.-Marsz do swoich sypialni i nie chcę więcej słyszeć ani jednego słowa!-omiotła ich złowrogim wzrokiem co spowodowało u obojga zimne dreszcze.

Ostatnim dźwiękiem jakiego można było doszukać się po sprzeczce było trzaskanie drzwiami.
Danielle wkroczyła do pokoju nabuzowana i pod wpływem złości rzuciła metalową odznaką o ścianę.

(Danielle)-Cholerny braciszek.-burknęła pod nosem.-Cholerna odznaka.

Przeciwna~George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz