102

788 54 45
                                    

*Półtora roku później*

Jego klatka piersiowa poruszała się w górę i w dół po wpływem miarowych oddechów. Wygodnie leżał na prawym boku zupełnie, nie przejmując się tym co go otacza. Blask księżyca oświetlał jego zaspane oblicze, wpadając przez szyby.

Nagle usłyszał głośny huk.
Jako pierwszy zerwał się ze swojego miejsca, a po nim jego bliźniak. Obaj rzucili sobie gorączkowe spojrzenia, by po chwili ruszyć na dół, nie przejmując się tym, że są w samych piżamach.

- Mamo! - zawołał George.

Gdy dotarli na sam dół dostrzegli, że drzwi wejściowe są szeroko otwarte, a w ogrodzie są wszyscy mieszkańcy domu. Jednak nie byli sami.

Tuż przed nimi znajdowała się tajemnicza postać. Odziana była w długą, sięgającą do kostek czarną szatę. Jej twarz skrytą pod kapturem dodatkowo chroniła żelazna maska.

George bardzo dobrze wiedział z kim mają do czynienia. Z jednym z popleczników Voldemorta zwanym śmierciożercą. Czuł do nich ogromny wstręt odkąd dowiedział się z czego słynęli. Zgrupowanie czarodziejów spod ciemnej gwiazdy, która ślepo podążała za ideologią swojego pana.

Wokół nich panowała przytłaczająca cisza. Tak jakby nikt nie miał ochoty skomentować zagadkowej sytuacji, w której obecnie tkwili. Zahipnotyzowani wpatrywali się w osobnika, który nie wykonał najmniejszego ruchu odkąd Weasleyowie odkryli jego obecność w swoim ogrodzie.

Nagle zakapturzona postać uniosła dłoń i przeniosła ją w stronę szopy, która była częściowo zawalona. George od razu zrozumiał, że to jej zawalenie wybudziło go ze snu.
Ich oblicza spowite ciemnością oświetlił ogień, który w błyskawicznym tempie zaczął zżerać stare deski i przechodzić na dom.

Śmierciożerca zrobił krok w ich stronę, a wszyscy mieszkańcy cofnęli się z przerażeniem, zupełnie nie spodziewając się co jeszcze może zrobić ten zwyrodnialec. Jego długie palce powędrowały to maski, którą po chwili odrzucił na bok, a twarz, którą zobaczyli sprawiła, że z ust niektórych wydobyły się zduszone okrzyki.

George poczuł jak gęsia skóra omiotła jego kark.
Zielone oczy oprawczyni badały jego sylwetkę, a na jej ustach czaił się jadowity uśmiech. Zaśmiała się bez krztyny radości w głosie i przekrzywiła głowę na bok.

- Cześć, skarbie. - powiedziała Danielle zimnym głosem.

Zerwał się do pionu, nabierając głębokie oddechy.
Zamrugał kilka razy, gdy poczuł czyjś uścisk na ramieniu.

- Stary, wszystko w porządku? - zapytał Fred ze zmartwieniem, siadając na brzegu łóżka.

- Fred? - zmarszczył brwi. - Co tu robisz?

Strącił dłoń brata i po chwili powstał z łóżka, by rozprostować kości i odgonić resztę koszmaru z przed powiek.

- Już zamknąłem sklep, a poza tym nie wiem czy pamiętasz, że niedługo wyruszamy po małego Pottera. - odparł jego brat.

- Oczywiście, że pamiętam. - wtrącił nerwowo.

Nie pamiętał.
W ostatnim czasie wiele rzeczy mieszało mu się w głowie, dlatego wziął krótki urlop i wrócił do Nory z myślą, że mu się poprawi. Było lepiej niż wcześniej. Miał siłę, by wstawać z łóżka, a proste czynności nie sprawiały mu takich problemów jak przed rokiem. Najbardziej pomogło mu towarzystwo mamy, ich rozmowy. Jakimś cudem udało mu się wyskoczyć z dołka, który tkwił w nim odkąd wyjechała miłość jego życia.

Przeciwna~George WeasleyWhere stories live. Discover now