77.Pech

989 79 47
                                    

Też was kocham.

Pojedyncze promienie porannego słońca skutecznie ją wybudziły, muskając jej twarz. Cicho westchnęła i otworzyła oczy, a widok, który zastała sprawił, że na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
Twarz chłopaka, która jeszcze była pogrążona w śnie, znajdowała się tak blisko, że mogłaby policzyć jego wszystkie piegi. Uniosła dłoń i odgarnęła pojedyncze pasma włosów, które zalegały na jego czole, a potem jeszcze przez kilka minut przypatrywała się jak miarowo oddycha, nie przejmując się niczym, podczas błądzenia w ramionach Morfeusza.

Zegarek wskazywał jedenastą.
Powoli wyswobodziła się z pod jego objęć, a następnie wygramoliła z łóżka i pognała do łazienki, uprzednio wybierając ubrania na zmianę.
Po wejściu pod prysznic i odkręceniu gorącej wody, wyczuła jak bardzo jest wyczerpana. Wyczerpana, ale szczęśliwa. Już nie czuła się tak źle, teraz jej głowę zajmowała świadomość o tym, że za drzwiami, w ciepłym łóżku wyleguje się Gryffon, z którym spędziła cały wczorajszy dzień i odziwo noc.
Czy byłaby w stanie pozwolić komukolwiek innemu na tak bliski, wręcz intymny kontakt? Nie, absolutnie nie.
Czy żałowała swojej decyzji? Również nie.

Po wyjściu z kabiny doprowadziła się do porządku i opuściła pomieszczenie.
Na paluszkach dostała się do łóżka, by zajrzeć pod spód. Tak jak się spodziewała, średniego rozmiaru paczka w nienaruszonym stanie nadal czekała na poznanie jej zawartości.
Klęknęła i wsadziła rękę pod spód, by ją złapać.

(George)-Co robisz?-nad jej głową rozbrzmiał niski zachrypnięty głos.-Chowasz się?

(Danielle)-A czy wyglądam jak bym się chowała?-zapytała, wychodząc z pod desek.

(George)-Hipotetycznie, tak.

(Danielle)-A więc mogę ci odpowiedzieć, że hipotecznie się nie chowam.-rzekła rozbawiona.

Wyprostowała się i powitał ją jego niewyraźny uśmiech.
Leżał na boku z głową wtuloną w kanarkowo żółtą poduszkę, a jego oczy badały każdy jej ruch.
Przyjemne ciepło rozeszło się po jej ciele.

(George)-Już dawno się tak nie wyspałem.-mruknął, przeciągając się.-Lee okropnie chrapie.

(Danielle)-Możesz wpadać częściej.-odparła niekontrolowanie, a gdy doszło do niej co powiedziała wytrzeszczyła oczy i zrobiła się czerwona jak burak.-Znaczy, znaczy ja nie to miałam na myśli. Ja...ja-jąkała się.

(George)-Spokojnie.-zaśmiał się głośno widząc jak bezradnie próbuje się wytłumaczyć, a potem zmierzył ją czułym spojrzeniem.-Może skorzystam.

Ukryła twarz we włosach, by zamaskować speszoną twarz, a następnie podniosła się i objęła ramionami.
Pałkarz specjalnie nie spuszczał jej z oczu, bo uwielbiał, gdy była zawstydzona. Rozczulała go wtedy w każdym calu.

(George)-To prawda, że nie idziesz na bal?-przemówił, w końcu opuszczając ciepłe łoże, z którego najchętniej, by jeszcze nie wychodził.

(Danielle)-Ron ci powiedział?

(George)-A czy to coś zmienia?-uniósł brew, a ona wzruszyła ramionami.-Dlaczego nie chcesz iść?

(Danielle)-Myślę, że to nie w porządku w stosunku do mamy.-odparła, a następnie skrzyżowała palce w geście zakłopotania.-Głupio, by mi było bawić się podczas, gdy...no wiesz.

(George)-Wiem.-skinął.-Ale spójrz z tej perspektywy. Ona na pewno nie chciałaby żebyś potem żałowała, bo straciłaś jedyną w swoim życiu okazję na uczestniczenie w takim balu.

(Danielle)-Sama nie wiem.-mruknęła. z jednej strony mówił dobrze, ale nadal nad głową wisiały jej wcześniejsze spekulacje.

(George)-A gdyby był tam ktoś, kto zadbałby żeby ten wieczór był dla ciebie niezapomniany? Sprawił, że na pewno byś nie żałowała, za to świetnie się bawiła?-nie dawał za wygraną. Widząc cień uśmiechu na jej twarzy, poczuł, że triumfuje.

Przeciwna~George WeasleyWhere stories live. Discover now