4

2.1K 112 9
                                    

W poniedziałek po lekcjach, gdy Danielle odrobiła prace domowe postanowiła umilić sobie czas jej ulubionym zajęciem.
Otworzyła kufer, w którym miała dosyć pokaźny zestaw asortymentu od Zonka, jej ulubionego sklepu od razu po Esach i Floresach.
Wyciągnęła kilka cuchnących gałek z materiałowego woreczka i schowała w kieszeni.

Wykradła się z pokoju wspólnego nie dając się zauważyć Rolfowi, który nigdy nie popierał jej żartów po czym wbiegła na pierwsze schody prowadzące na piętro.
Zamyślona jak przeprowadzić swój kawał w ostatniej chwili ominęła Cedrika wracającego z kolacji.

Gdy upewniła się, że korytarz jest pusty zaczęła przechadzać się doglądając szereg zbroi stojących przy oknach.
Musiała dobrze wybrać zbroje by w całym korytarzu cuchnęło w takim samym stopniu.
Po chwili rozmyślań usadowiła się na środku i wypowiedziała zaklęcie.

(Danielle)-Wingardium Leviosa!-machnęła różdżką.
Trzy gałki uniosły się w powietrzu i po kolei wprowadziła każdą z osobna do zbroi-kolejno do środkowej, a następnie do jednej po prawej i po lewej.

Po chwili coś pstryknęło i cały korytarz zaczął wypełniać odór zgniłych jaj i potu Trolla.
Zakryła nos rękawem i w rozbawieniu opuściła miejsce zdarzenia.
Nagle z oddali usłyszała miauczenie pani Norris, to znak, że trzeba brać nogi za pas.
Wbiegając w zakręt wpadła na kogoś czego skutkiem był upadek obojga.

(Danielle)-Na brodę Merlina, przepraszam.-spojrzała na ofiarę jej nieuwagi i zobaczyła znajomą twarz.

(Lee)-Teraz jesteśmy kwita.-rzekł z rozbawieniem.-Ale co tak...śmierdzi?

Danielle wybuchła śmiechem i pociągnęła go za ramię.

(Danielle)-Zmywajmy się.-zarządziła.

Pobiegli schodami w dół.
Danielle odruchowo pobiegła w stronę piwnic.
Do pokoju wspólnego nie mogła go zabrać by nikt nie nabrał podejrzeń. Ostatnią deską ratunku była kuchnia.

Większość Puchonów znała wejście do kuchni, w końcu ich dom jest kojarzony między innymi z miłością do jedzenia.
Podeszli do obrazu przedstawiającego misę z owocami.

(Lee)-Chciałaś mi pokazać obraz? Przecież niedawno była kolacja.-parsknął.

Danielle puściła uwagę mimo uszu i podeszła o krok bliżej do obrazu.
Połaskotała gruszkę, która natychmiast zaczęła się kręcić po czym zamieniła się w zieloną klamkę, a obraz uformował się w drzwi.

Lee rozchylił usta w ździwieniu.
Scamander popchnęła drzwi i ich oczom ukazała się wielka kuchnia.
Na samym środku stało pięć stołów-odpowiadającym tym z Wielkiej Sali.
Sklepienie było obwieszone tuzinem mosiężnych garnków, a na końcu pomieszczenia stało olbrzymie, ceglane palenisko.
W całej kuchni roiło się od Skrzatów domowych.
Ich wielkie oczy powędrowały w stronę dwojga uczniów.

(Skrzat)-Panna Scamander! Jak dobrze pannę widzieć!-wydyszał skrzat, który pojawił się tuż przy nich.

Miał na sobie niedopasowane dziecięce niebieskie spodnie brudne od sadzy i prowizoryczną białą "bluzkę" przypominającą poszewkę na poduszkę.

(Skrzat)-Czy może państwo życzą sobie coś na ząb?-nagle pojawił się drugi.

(Danielle)-Dzień dobry! W gruncie rzeczy jesteśmy po kolacji...

(Skrzat)-To żaden problem!-pisnął podekscytowany.

Natychmiast zaprowadzili ich do jednego ze stołów i natychmiast przynieśli tackę z kanapkami oraz 2 butelki dyniowego soku.
Zaczęli jeść ku uciesze skrzatów.

(Lee)-Nigdy wcześniej tutaj nie byłem. Jest odjazdowo!-rzekł popijając z butelki.-Swoją drogą, dlaczego uciekliśmy z pierwszego piętra i do tego cuchnęło tam jak od Gryffonów po ostrym treningu?

(Danielle)-Drobny kawał.-odpowiedziała.-Ale tak na prawdę nie wiesz kto za tym stoi. Prawda drogi Lee Jordanie?-puściła do niego oczko.

(Lee)-Zgadza się.-ukazał szereg swoich białych ząbków.

Po zjedzeniu kanapek, opróżnieniu butelek i krótkiej pogawędce o wszystkim i o niczym wyszli na korytarz.
Cudem ominęli Ślizgona patrolującego piwnice.
Lee odprowadził ją pod stos beczek.

(Lee)-Musimy kiedyś to powtórzyć i dziękuję za moc wrażeń.-rzekł zafascynowany.

(Danielle)-Nie ma sprawy. Niech kuchnia będzie naszą tajemnicą. Do zobaczenia.-uśmiechnęła się.

(Lee)-Do jutra!-w podskokach pokierował się w stronę schodów, a Danielle wystukała w jedną z beczek "Helga Hufflepuff" po czym weszła do pokoju wspólnego.

Pokój roił się od starszych uczniów urządzających sobie pogawędki.
Ona natychmiast pokierowała się do dormitorium.
W środku zastała tylko Lynn.
Allison zapewne była teraz z Willem-jej "przyjacielem".

(Lynn)-No i jak udał się kawał?-rzuciła przez ramię.

(Danielle)-Skąd wiesz, że to ja?-zapytała kryjąc uśmieszek.

(Lynn)-Gdy wracałam z Erniem z biblioteki w całym korytarzu cuchnęło zgniłym jajem, a biedny woźny biegał od miejsca do miejsca szukając źródła zapachu. Gdy weszłam do pokoju zobaczyłam, że twój kufer był uchylony.

Danielle zrobiła zdumioną minę.
Współlokatorka zbyt dobrze ją znała.

(Danielle)-Dziesięć punktów dla Hufflepuffu za spostrzegawczość!-wykrzyknęła, nieudlonie naśladując głos profesor Sprout.

Lynn roześmiała się po czym zaczęła szykować się do spoczynku.
Danielle poszła do łazienki wykonać rutynne wieczorne czynności, po czym położyła się do łóżka.
Filius już wygodnie się ułożył w nogach i niemal natychmiast zasnął.
Ona po chwili zasłoniła żółte kotary, po czym również położyła się spać.

Następnego dnia na śniadaniu jak zwykle przyleciała poczta.
Rodzeństwo Scamander dostało listy od mamy.
Danielle zaczęła czytać:

Droga Danielle!
Jestem bardzo dumna z twojego przyjęcia do drużyny. Cedrik dokonał dobrego wyboru.
Moje rozgrywki w reprezentacji Ravenclawu były jednym z piękniejszych okresów moim życiu.
Na pewno sobie poradzisz.
Jak się domyślam spłatałas już jakieś figle biednemu Argusowi, ale i nawet jemu przyda się odrobina humoru!
Czekam na odpowiedź z opowieściami o pierwszym tygodniu nauki.
Pozdrów odemnie przyjaciół.
Kocham.
Dorothy

Z uśmiechem po przeczytaniu listu zaczęła wspominać ruchome fotografie stojące w salonie, na których młoda Dorothy w granatowej sportowej szacie łapie znicz.
Jej mama miała wiele talentów-Quidditch był jednym z nich.

Po śniadaniu udała się do dormitorium po torbę po czym z Allison udały się na Runy.

Przeciwna~George WeasleyWhere stories live. Discover now