48.Sen

1K 80 35
                                    

Szczerze płakałam pisząc ten rozdział

Oddział w godzinach nocnych był jeszcze straszniejszy niż mógłby wydawać się za dnia.
Pomieszczenia w tej części, były jeszcze bardziej nie zadbane niż reszta szpitala.
Co jakiś czas dało się usłyszeć przerywany jęk lub niepokojące szepty, z któregoś z pokoi co sprawiało, że na plecach Puchonki pojawiała się gęsia skórka.

Zatrzymali się przed jednymi z wielu wyszczerbionych drzwi.

(Uzdrowiciel)-Na odwiedziny w tych godzinach zgadzamy się tylko w wyjątkowych przypadkach.-rzekł, rzucając im znaczące spojrzenie.-Proszę obchodźcie się z nią ostrożnie, jest osłabiona.

Złapał za klamkę otwierając im drzwi, a następnie wycofał się, by zrobić im przejście.
Danielle jako pierwsza wkroczyła do pokoju, a to co zobaczyła sprawiło, że zamarła w półkroku.

Jej ciało bezwładnie spoczywało na jednym ze szpitalnych łóżek.
Miała przymknięte powieki, przez co sprawiała wrażenie śpiącej, ale to nie było w tym wszystkim najgorsze.
Przez jej twarz przedzierało się kilka długich ran ciągnących się od policzka, które znikały pod koszulą nocną.
Nieumiejętnie wymyto krew z jej ciała, przez co dało się zauważyć kilka zaschniętych plam na skórze.
Całe ręce miała obandażowane, a na klatce piersiowej czaił się wielki opatrunek, który powoli przesiąkał krwią.

(Danielle)-Mamo.-wyrwało jej się z ust.

Kobieta otworzyła oczy, gdy zasiadła na taborecie obok.
Przeniosła zmęczone spojrzenie najpierw na córkę, a następnie na resztę rodziny.
Jej kąciki uniosły się w pełnym bólu uśmiechy.

(Danielle)-Mamo jak dobrze, że jesteś.-wyszeptała, nie spuszczając z niej wzroku.-Tak się bałam.

Po chwili wyczuła ciepły dotyk na swoim ramieniu.
Po drugiej stronie łóżka zasiadł Rolf, rzucił jej troskliwe spojrzenie, ale na więcej nie mógł się zdobyć.
Kompletnie odebrało mu mowę.

(Newt)-Jak się czujesz skarbie?-zapytał, badając wzrokiem jej sylwetkę.

(Dorothy)-Boli, ale przy was ból jest do wytrzymania.-zakaszlała. Nigdy nie miała w zwyczaju owijać w bawełnę.-Cieszę się, że was widzę.-samotna łza spłynęła jej po policzku.

W głowie szatynki czaiło się tyle pytań, których nie miała odwagi zadać.
Albowiem stan jej matki był na tyle poważny, że nie mogli jej przemęczać.
Serce bolało ją na jej widok.
Jeszcze niedawno widziała ją uśmiechniętą i pełną życia, a teraz zdawała się tracić siły z każdym oddechem.

Delikatnie ujęła jej nadgarstek dodając jej otuchy.
Tym jednym gestem chciała przelać swoje wszystkie uczucia.
Żal do siebie, że zachowała się jak egoistka, niepewność i strach przed tym co jeszcze nadejdzie, a przede wszystkim smutek.
Smutek spowodowany tym, że mogła być lepsza.
Mogła być lepsza, ale nie podołała.

Spędzili razem jeszcze trochę czasu prowadząc spokojną konwersację.

(Tina)-Wrócimy rano. Mama musi odpocząć. Wy również. To była ciężka noc dla nas wszystkich.-rzekła.

Wszyscy ruszyli w stronę drzwi z wyjątkiem szatynki.
Ona nie miała zamiaru odstąpić na krok od kobiety.
Przyrzekła sobie, że nie zmruży oka dopóki nie będzie miała pewności, że będzie czuła się lepiej.

(Tina)-Danielle...

(Danielle)-Nigdzie nie idę.-zaprotestowała.-Idźcie beze mnie.

(Tina)-Skarbie, proszę.-ponagliła. Zrobiła krok w jej stronę, ale zatrzymał ją jej mąż.

Przeciwna~George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz