49.Zmiana

1K 75 5
                                    

Zdążyłam

Od wydarzeń minionego wieczoru minęły cztery dni.
Można, by rzec, że to krótki odstęp czasu, ale dla braci Weasley były to niezwykle męczące chwile.

Podczas pierwszej doby po ich kłótni nadal trzymali się swojego stanowiska.
To Puchonka zawiodła ich zaufanie, a oni nie mieli zamiaru tak łatwo jej tego przebaczyć.
Również tego dnia nie pojawiła się na lekcjach.
W gruncie rzeczy nie było to dla nich takie dziwne, jakie było na prawdę.
Stwierdzili, że tego dnia chciała odpocząć, odciąć się chociaż na chwilę od harmideru, który panował w zamku.
Gdy nastała noc ich głowy nawiedziły myśli, czy aby na pewno nie potraktowali jej zbyt surowo?

Następnego dnia również nie mieli okazji jej zobaczyć, coś zaczęło im nie pasować do ich układanki, ale wmawiali sobie, że może przedłużyła swój "urlop".

Trzeciego dnia niepokój w ich sercach wzrósł do tego stopnia, że po lekcji Zielarstwa zapytali profesor Sprout o nieobecność Scamander, ale nie udzieliła im zadowalającej odpowiedzi.
Rzekła, że nie może im udzielić informacji dlaczego dziewczyna opuszcza lekcje, ale na pewno jak się pojawi to uspokoi ich ciekawość.
Również dostrzegli, że Rolf tak samo nie pojawia się na korytarzach.

Ostatniego dnia ich cierpliwość się skończyła.
Wyrzuty sumienia oraz strach o przyjaciółkę targały nimi tak mocno, że już podczas śniadania postanowili zainterweniować.
Od początku posiłku obserwowali dwie osoby w spokoju spożywające posiłek, przy stole Hufflepuffu.
Wiedzieli, że tylko one są w stanie zdradzić im co się dzieje z przyjaciółką.

Gdy dziewczyny wstały od stołu z zamiarem udania się do lochów, zerwali się jak poparzeni i popędzili w stronę wyjścia tak, by spotkać się z nimi w połowie drogi.

(George)-Hej! Allison i Lynn, prawda?-zaczepił je modląc się w duchu, że dobrze zapamiętał imiona.

(Allison)-Tak?-rzuciła spanikowane spojrzenie blondynce.

(Fred)-Możemy wam zająć chwilę?-nie przyjmował odmowy, więc od razu podążył w stronę najbliższej sali lekcyjnej, a reszta podążyła ich śladem.

Otworzył drzwi, by upewnić się, że nie ma tam nikogo niepotrzebnego, a następnie wpuścił resztę do środka.

Dziewczyny spodziewały się, że prędzej czy później będą musiały porozmawiać z nimi o Danielle.
Byliby głupcami, gdyby przeoczyli to, że z dnia na dzień zniknęła wraz ze swoim bratem.
Same zaledwie dwa dni temu dowiedziały się o tragedii, która ich spotkała.
Współczuły im z całego serca, ale nie były pewne czy to one powinny powiedzieć o tym bliźniakom.

(Fred)-Nie chcemy byście myślały, że na was naskakujemy czy...

(George)-Gdzie jest Danielle?-skrzyżował ramiona z czystej bezsilności. Był tak blisko odpowiedzi co sprawiało, że jeszcze bardziej jej łaknął.

Puchonki rzuciły sobie nerwowe spojrzenia.
Musiały odpowiedzieć, zostały postawione pod ścianą.
Idiotyzmem byłoby to, gdyby teraz wyszły uprzednio odmawiając odpowiedzi.
Weasleyowie również byli jej przyjaciółmi.
Tak samo się o nią martwili i tak samo zasługiwali na prawdę.

(Lynn)-Danielle nie ma w szkole.-przerwała, by móc to sobie jakoś poukładać w głowie.-Kilka dni temu w środku nocy profesor Sprout przyszła po nią i po Rolfa, a potem już nie wrócili.

(George)-Czy wszystko z nią w porządku?-przetarł zmęczoną twarz.-Jest bezpieczna?

(Allison)-Tak, jest bezpieczna. W tej chwili jest w swoim domu, ale prawdopodobnie jeszcze przez jakiś czas jej nie zobaczymy.-nerwowo schowała kosmyk włosów za ucho.-Jej mama...zmarła i oboje potrzebują chwili czasu zanim wrócą.

W tym samym momencie spojrzenia bliźniaków skrzyżowały się, a ich serca ścisnęły się z żalu.
Danielle musi w tej chwili niesamowicie cierpieć, a oni nie mogą nic na to poradzić.

...

Obserwowała krople, które powoli spływały po szybie.
Od godziny sterczała przy parapecie obserwując deszczową pogodę za oknem niczym zahipnotyzowana.

Przerwała, gdy usłyszała pukanie.
Nie odwracając się plecami, wytężyła słuch.

(Tina)-Danielle, skarbie. Niedługo wychodzimy.-zawahała się.-Nie musisz się śpieszyć, ale lepiej być przed czasem.

Omiotła wzrokiem swoją piżamę, a następnie przeniosła wzrok na czarną sukienkę wiszącą na wielkiej beżowej komodzie.

Tak bardzo nie chciała teraz opuszczać pomieszczenia.
Odnajdywała chwilowy spokój siedząc zaszyta w czterech ścianach.
Co prawda nie był to jej pokój, nie był to ten, z którym wiązała wiele wspomnień, ale chociaż na chwilę mogła być daleko od tego wszystkiego.

Ona i Rolf zamieszkali teraz u dziadków.
Słodki domek w środku lasu, w maleńkiej wiosce Aycliffe Village.
Mieli tutaj tak samo jak w poprzednim domu swoje własne sypialnie i dziękowała za to Merlinowi.
Nie chciała teraz widywać nikogo, nawet unikała swojego odbicia w lustrze.

Ruszyła do łazienki, a następnie obmyła twarz i niedbale rozczesała włosy.
Dopiero teraz zrozumiała jak bardzo denerwujące są przez swoją długość.
Próbowała upleść je w zwykły warkocz czy kucyk, ale nie chciały współpracować.
Zacisnęła zęby i ze złością rzuciła szczotką, która wydała głuchy trzask odbijając się od ściany.

Zaczęła otwierać wszystkie szuflady ignorując drżenie dłoni, a gdy straciła wiarę dostrzegła jak w ostatniej z nich połyskują srebrne nożyce.

Podeszła do lustra przygryzając wargę.
Wyglądała jak duch.
Miała podkrążone oczy od niedoboru snu, niezdrowo bladą skórę i sine usta.
Rozdzieliła włosy na dwie części, a potem pewniej złapała przyrząd powoli przybliżając go do lewej strony.
Zmrużyła oczy, a następnie jednym sprawnym ruchem sprawiła, że pęk włosów opadł obok jej stóp.
Niedbale kopnęła je pod szafkę i powtórzyła czynność.
Włosy, które jeszcze przed minutą wdzięcznie dosięgały jej do lędźwi, teraz ledwo dotykały ramion.
Wysunęła język, wyrównując końce, a następnie odłożyła nożyce na umywalkę.
Przechyliła głowę na bok ilustrując to jak teraz wygląda.
Szczerze nie obchodziło ją to czy jest jej lepiej, bardziej usatysfakcjonował ją fakt, że nie będzie musiała już się z nimi męczyć.

Beznamiętnie ruszyła w stronę sypialni, a następnie wciągnęła na zimne ciało bawełnianą suknię do kolan.
Czy niezłym paradoksem jest to, że nikt na świecie nie wygląda dobrze w żałobnym stroju? Nie ważne ile by kosztował i ile włożyło się starań do jego uszycia.

Kilka chwil później rzuciła okiem poraz ostatni tego ranka na pomieszczenie spowite mrokiem, a następnie ruszyła w stronę drzwi.

Delikatnie ścisnęła klamkę i pociągnęła ją w swoją stronę głośno przełykając ślinę.
Czas na ostatnie pożegnanie.

Przeciwna~George WeasleyWhere stories live. Discover now