Wróć Do Mnie 47.

2.7K 158 19
                                    

________________________________________________________________________________

Po półgodzinnej jeździe taksówką, dwudziestominutowym staniu w kolejce do bramek a potem kolejnym półgodziny spędzonym na czekaniu, Xavier nadal odmawia mi zdradzenia, dokąd mnie zabiera. Próbuję zerknąć na bilety, które trzyma w ręku, ale chłopak nie jest głupi i chowa je do plecaka.
– Dowiesz się, gdy będziemy wchodzili do samolotu. Bądź cierpliwa. – Uśmiecha się do mnie, osuwając się na krześle. – Nie myśl tyle, tylko pij swoją kawę.
Spuszczam wzrok na kubek przede mną i wzdycham głośno.
– Powiesz mi chociaż, za ile wylatujemy?
– Za jakieś dwadzieścia minut otwierają bramki. Wytrzymasz tyle w niewiedzy? – Xavier unosi wyzywająco brwi.
– Sama nie wiem. A co jeśli powiem, że nie? Co jeśli umrę z frustracji?
– Cóż, wtedy się nigdy nie dowiesz.
W odpowiedzi rzucam Xavierowi wrogie spojrzenie, ale gdy chłopak unosi znacząco brwi, nie wytrzymuję i parskam śmiechem razem z nim.
Odchylam głowę do tyłu, po czym unoszę swój kubek i biorę łyka swojej karmelowej kawy.
– Wiesz, że nigdy nie leciałam samolotem? – Pytam, odstawiając kubek na stolik. Xavier marszczy czoło i przechyla głowę lekko na bok.
– Naprawdę? Nigdy? Ani razu?
W odpowiedzi kręcę przecząco głową, po czym wzruszam obojętnie ramionami.
– Nie miałam okazji.
Zapada cisza. Domyślam się, że Xavier nie wie, co powiedzieć. I go rozumiem.
– Cóż, więc mam zaszczyt spędzić z tobą twój pierwszy lot. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. – Odzywa się, rozciągając usta w szczery uśmiech, który natychmiast odwzajemniam.
Rozglądam się dookoła i zaczynam przyglądać się ludziom, pędzącym we wszystkie strony i zastanawiam się, dokąd się wybierają, czy skąd przylecieli. I choć nie w pełni, to duża część mnie czuję się częścią tego bałaganu, które nazywamy normalnym życiem. Nie w pełni, ponieważ nadal wisi nade mną ryzyko, przez które mogłabym stracić wszystko co teraz mam. Jednak udaje mi się odepchnąć tą część od siebie i koncentrować na uczuciu przynależności. Teraz jestem zwykłą dziewczyną, siedzącą w kawiarni na lotnisku, czekającą na samolot ze swoim chło... przyjacielem. No i dziewczyną, która ma mętlik w głowie i kocha się w swoim przyjacielu, choć nie ma odwagi nic z tym zrobić. To też część tej normalności. Mimowolnie uśmiecham się na tą myśl, co przyciąga uwagę Xaviera.
– Czemu się uśmiechasz? – Pyta się, przyglądając mi się z zaciekawieniem w oczach.
Wzruszam ramionami i dopijam resztkę kawy, po czym wzdycham.
– Po prostu jestem szczęśliwa. – Mówię, patrząc mu prosto w oczy. Moje słowa powodują uśmiech na jego twarzy, przez co moje serce ponownie się raduje. Nagle Xavier spogląda na zegarek i mówi:
– Czas się zbierać.
Kiwam głową i wstaję, gdy nagle słyszę powiadomienie.
Osoby podróżujące do Seattle proszone są o podejście do bramki numer siedem."
Mrugam kilka razy. Czy to możliwe że... Nie. Na pewno nie. Unoszę wzrok na Xaviera, który nagle szczerzy się od ucha do ucha.
– No to idziemy szukać bramki numer siedem.
Otwieram usta, chcąc coś powiedzieć, ale z moich ust nie wychodzi żaden dźwięk. Marszczę czoło zaciskając usta w cienką kreskę, po czym ściągam brwi, ponownie otwierając usta.
– Żartujesz.
– Nie żartuje. – Odpowiada z łobuzerskim uśmieszkiem.
Wypuszczam gwałtownie powietrze, czując jak ściska mi się serce z radości.
– Jedziemy do domu. – Dodaje chłopak.
To takie zwykłe zdanie, a cieszy mnie jak nic innego. Moje usta mimowolnie rozciągają się w szeroki, szczery uśmiech, gdy tylko myślę o Seattle. Nagle rzucam się Xavierowi na szyję. W pierwszej sekundzie chłopak wydaje się zaskoczony, ale chwilę później obejmuje mnie mocno ramionami.
– Wszyscy się za tobą stęsknili. Chciałbym być samolubny i zatrzymać cię tylko dla siebie, ale wydaje mi się, że twój widok ucieszy kilka osób bardziej niż mój widok. – Oznajmia, wypuszczając mnie z objęć. Z dłońmi opartymi o jego klatkę piersiową odchylam lekko głowę, żeby móc spojrzeć Xavierowi w oczy.
– Nie mogę w to uwierzyć! – Mówię, szczerząc się do niego. – Nawet nie wiesz, jak wiele to dla mnie znaczy.
Xavier łapie moje dłonie i ściska delikatnie.
– Potrafię sobie tylko wyobrazić. Poza tym, to drobiazg. Chyba ci chociaż tyle wiszę. – Odpowiada, uśmiechając się smutno.
W końcu łapiemy za nasze torby i ruszamy do bramki numer siedem. Stoimy trochę w kolejce, aż w końcu nadchodzi nasza kolej. Pokazuje mój paszport i bilet, czując jak ściska mi się żołądek z podekscytowania. Chwilę później mężczyzna życzy mi miłego lotu, oddając mi dokument. To pierwszy raz, kiedy naprawdę używam własnego dokumentu podróżując. Do tego dochodzi sam fakt, że jest to dokument przedstawiający Sofię Rose Holmes, a nie Elizabeth Collins.
Gdy wchodzimy do samolotu, Xavier łapie moją dłoń i splata nasze palce ze sobą. Choć to mały gest, znaczy dla mnie wiele. Natychmiast czuję, że się uspokajam. Znajdujemy nasze miejsca i w tedy Xavier pyta, czy chcę usiąść koło okna, na co oczywiście mówię, że jak najbardziej.
W końcu samolot startuje, a ja nie mogę odciągnąć wzroku od widoku za okienkiem.
– Nie potrafię zrozumieć, jak tak ciężka maszyna, może się unieść w powietrzu. – Mamroczę pod nosem, podziwiając widoki.
– Czysta fizyka. – Śmieje się Xavier.
– Zobacz. – Mówię, wskazując palcem. – Auta wyglądają jak mrówki.
Słysząc to, Xavier wybucha śmiechem.
– Gdybym wiedział, że będę miał taką frajdę, lecąc z tobą samolotem, polecielibyśmy już dawno temu.
– Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne. – Mówię, kręcąc głową, po chwili w końcu rozciągając usta w rozbawiony uśmiech. – Ile trwa lot do Seattle?
– Pięć godzin. Więc mamy masę czasu na oglądanie filmów, granie w karty i spanie.
– Brzmi wspaniale. – Oznajmiam, zerkając na niego kątem oka.

* * *

I tak jak powiedział, się stało. Pierw obejrzeliśmy Me Before You. Oczywiście to ja namówiłam go na ten romans, co nie było łatwe. Później rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, aż w końcu zaczęliśmy grać w karty. Xavier nauczył mnie grać w Uno, ale i tak udało mu się mnie ograć z dziesięć razy pod rząd.
– Wow, jak pięknie. – Wzdycham, gdy widok chmur kąpiących się w ciepłych odcieniach pomarańczowego, przyciąga mój wzrok. – To chyba jeden z najpiękniejszych widoków, jakie w życiu widziałam. – Odwracam głowę w stronę Xaviera i kładę kolejną kartę na stolik. – Na drugim miejscu nadal jest widok z hotelu w Vancouver. – Gdy to mówię, wspomnienia i obrazy ze spędzonych razem dni natychmiast do mnie wracają, przez co czuję jak rumienią mi się policzki. Przygryzam delikatnie dolną wargę i unoszę wzrok na przyjaciela, który mruży delikatnie powieki, przyglądając mi się z pod firanki ciemnych rzęs, z łobuzerskim uśmieszkiem na ustach.
– No... To były piękne widoki. – Jego głos jest ochrypły i niski, a jego spojrzenie wydaje się przenikać przeze mnie. Mój żołądek robi fikołka, gdy przechyla lekko głowę na bok, nie odrywając ode mnie swojego intensywnego spojrzenia. To jedno z tych jego spojrzeń, które potrafi nieźle przewrócić mi w głowie, nie ważne ile razy się tak już na mnie patrzał. Mój wzrok opada momentalnie na jego wargi, które wydają się tak miękkie, że nachodzi mnie ochota wpicia się w nie. Zaczynam się zastanawiać, czy nadal smakują tak, jak kiedyś. W tedy jego wzrok zaczyna błądzić pomiędzy moimi oczami i wargami, sprawiając, że zaczyna robić mi się gorąco, czując jak atmosfera pomiędzy nami nagle się zmienia. Chcę coś powiedzieć, ale nie wiem co. Spoglądam prosto w jego niebieskie jak ocean oczy i jedyne co potrafię w tym momencie, to czuć. Czuć pożądanie, które we mnie rośnie wraz z uczuciami, które coraz trudniej mi odepchnąć od siebie.
Nagle jedna ze stewardess informuje pasażerów, że niedługo będziemy lądować, co odwraca uwagę Xaviera.
– Uno i po unie. – Mówię, kładąc trzy ostatnie dwójki, przyciągając tym samym ponownie uwagę chłopaka. – Możesz pokłonić się zwycięzcy. – Droczę się z nim, puszczając mu oczko, po czym parskam śmiechem. 

________________________________________________________________________________

Druga Szansa 1&2 Wróć Do MnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz