T H I R T Y N I N E

5K 315 7
                                    

Strona 205-212


________________________________________________________________________________

Nie udało mi się przekupić Atlasa i Emily maratonem Harry Pottera, w chwili mojej słabości, więc tak oto stoimy teraz do przed domem Thomasa. Właściwie to bardziej przypomina ogromną willę. I do tego jest położona przy samej plaży, co wyjaśnia morski zapach zmieszany z piaskiem, unoszący się w powietrzu i trochę mocniejszy wiatr, niż w mieście. 

Gdy wchodzę do środka tuż za Emily i Atlasem, głośna muzyka ponownie obija się o moje uszy, zagłuszając moje własne myśli, a zapach alkoholu drażni moje nozdrza, ale po krótkiej chwili się do tego przyzwyczajam i nie stanowi to żadnego problemu. Nie ma tu aż tylu osób, co na ostatniej imprezie, na której byliśmy. Są wszyscy chłopacy z drużyny, za pewne ich koledzy no i garstka nieznajomych dla mnie dziewczyn. Witam się najpierw z każdym chłopakiem po kolei, gratulując im dzisiejszej wygranej ponownie. 

Gdy Emily zatapia swoje pazurki w jednej z dziewczyn śmieje się i odchodzę z Atlasem do kuchni po kolejne drinki. Ku mojemu zaskoczeniu, nigdzie nie ma śladu po Xavierze. Ale moje gumowe uszy szybko dosłuchują się od któregoś z chłopaków, że jest już w drodze. Szczerze? To uczucie podekscytowanie przepływa przeze mnie od razu, gdy to słyszę. Czemu? Cóż, wolę nie znać odpowiedzi na to pytanie. Dlatego właśnie poświęcam swoją uwagę Atlasowi, który robi dla nas drinki, a potem wychodzę z nim na taras po drugiej stronie domu, z widokiem na morze. Uśmiecham się do kilku innych osób siedzących na leżakach. Są opatuleni kocami i z piwem w ręku śmieją się z czegoś w najlepsze. Rozglądam się dookoła i zauważam zawieszone malutkie światełka, które lekko rozświetlają taras, który inaczej topiłby się w mroku jak wszystko inne wokół. Atlas siada na jednym z krzeseł, a ja zajmuję miejsce obok niego na leżaku. Powietrze jest chłodne, ale przyjemne. 

Nagle chłopak wstaje i odchodzi kilka metrów tylko po to, żeby złapać za jakiś koc i mi go dać.
– Dziękuję – Uśmiecham się do niego ciepło, biorąc od niego koc. Rozkładam go i owijam się nim tak, że zapewne wyglądam jak burrito.
– Masz już plany związane z tym, co będziesz robić po liceum? – Odzywa się po chwili Atlas, po czym upija łyka swojego drinka.
Zastanawiam się nad tym chwilę i wzruszam ramionami.
– Sama nie wiem, tak naprawdę. Wcześniej myślałam nad tym, żeby wyjechać do Nowego Yorku na uniwersytet, ale teraz jakoś nie wiem, czego sama chcę. Polubiłam Seattle więc teraz zastanawiam się czy nie zostać tu. A ty?
Atlas odkłada plastikowy kubeczek na bok i sadowi się wygodnie na krześle. Jego zielone oczy padają na mnie i przyglądają mi się przez chwilę.
– Jeszcze kilka miesięcy temu myślałem, że wszystko mam już zaplanowane. A teraz, gdy powoli zbliża się koniec roku, wszystko wydaje się takie... Nie pewne. Jedyne, co mnie trzyma przy życiu, to chyba myśl o tym, że to już prawie koniec tego rozdziału. Teraz myślę nad zrobieniu sobie roku lub dwóch przerwy od nauki, pracować, odłożyć trochę pieniędzy i podróżować po świecie.

Kiwam delikatnie głową, zgadzając się z nim. Coś w jego odpowiedzi sprawia, że się uśmiecham. Może to dlatego, że również nie czuję się gotowa na dorosłe życie, choć bardzo bym chciała. A może to dlatego, że sama jeszcze nie wiem czego chcę. I przyjemnie jest wiedzieć, że pomimo tego, iż moje życie jest bardziej popieprzone niż moich znajomych, to i tak częściowo walczymy z tymi samymi dylematami i problemami. Podnoszę w końcu swój plastikowy kubeczek i upijam kolejnego łyka.
Na taras nagle wbiega Emily. Uśmiech nie opuszcza jej twarzy, a w obu dłoniach trzyma drinki. Dziewczyna sadowi się obok mnie na leżaku i stawia kubeczki przed sobą na podłodze, po czym łapie za kawałek mojego koca i pociąga na tyle mocno, żeby zabrać mi jego część. W odpowiedzi wbijam jej łokcia w żebro, a gdy dziewczyna odskakuje ze zbulwersowaną miną, wybucham śmiechem.
– Nie bądź żyła, Ashley. Podziel się z dzieckiem w potrzebie. Chyba nie chcesz żebym zamarzła na śmierć. – Mówi, trzepocząc swoimi długimi rzęsami i wydyma usta. Przewracam oczami, nadal się śmiejąc i unoszę część koca. Dziewczyna siada tuż koło mnie i obie otulamy się szczelnie kocem.
– Ktoś tu już jest chyba dobrze wcięty. – Odzywa się Atlas, unosząc brwi.
– Na pewno nie ja. – Broni się Emily.
– Nieee, na pewno nie ty. – Śmieję się.

Gdy ze środka dobiegają krzyki, od razy domyślam się, że Xavier wreszcie jest na miejscu. Próbując zignorować szybsze bicie serca, kontynuuje rozmowę z Emily, Atlasem i Willem, który dosiadł się do nas jakiś czas temu, tuż po tym, jak Atlas próbował wypić piwo stojąc na rękach. A najlepsze w tym jest to, że mu się udało, nie wiem jak. Może alkohol dodaje moim znajomym jakiś super mocy? Nie wiem i pewnie się nie dowiem.
I choć bardzo próbuję, to nie mogę przestać próbować słuchać rozmów dochodzących ze środka. Głos Xaviera, który rozpoznaję z łatwością, sprawia, że uczucie motylków w brzuchu staje się wręcz nieznośne. Dopijając kolejnego drinka zastanawiam się, czy to nie jest może wina alkoholu. Tak, tak. Właśnie tak zrobię, zgonię wszystko na alkohol.
Nie no, kogo ja oszukuję, musiałabym wypić chociaż jeszcze raz tyle, żeby ktokolwiek uwierzył w to, że cokolwiek jest spowodowane alkoholem. Ponieważ za każde trzy drinki które wypijają moi znajomi, ja wypijam jednego.
– Idziemy po kolejne drinki? – Zwraca się do mnie Emily. Natychmiast się zgadzam i wstaję. Gdy wchodzimy do środka, dziewczyna natychmiast mnie zatrzymuje i wybucha śmiechem. Po chwili przytula mnie do siebie, i szepcze mi do ucha:
– Ashley, wydaje mi się, że się zakochałaś. I jeśli ty w końcu czegoś nie zrobisz z nim, to się pogniewam.

Dziewczyna zauważa zapewne jak wytrzeszczam oczy, ponieważ uśmiecha się do mnie łobuzersko i kiwa głową, dojąc mi do zrozumienia, że obie wiemy, że ma rację. Znowu. Śmieję się z niej pod nosem, jak i z siebie. Naprawdę jest to tak oczywiste, że podoba mi się Xavier? Bo jeśli tak, to już samo to jest problemem. A co do zakochania, to wydaje mi się to odrobinę zbyt poważnym słowem. Nachylam się i mówię do Emily:
– Wole ująć to tak: Xavier mi się podoba i go lubię.
Gdy jednak przekraczamy próg drzwi, a moje oczy padają na wysoką i pięknie zbudowaną sylwetkę Xaviera, a później na Emily, obie wybuchamy śmiechem. Tak, to co powiedziałam, to jakiś żart. I mogę oszukiwać samą siebie, ale nie dam rady oszukać Emily.
Wszyscy chłopacy kontynuują rozmowę, jakbyśmy nigdy nie weszły do kuchni i nie zaczęły się śmiać jak wariatki. No dobra, prawie wszyscy. Xavier śledzi mnie uważnie wzrokiem, nie spuszczając swoich niebieskich oczu ze mnie nawet na chwilę. Uśmiecham się mimowolnie, za co karcę siebie samą w duchu i spuszczam wzrok. Gdy ponownie unoszę wzrok, Xavier nadal mi się przygląda, tym razem z łobuzerskim uśmiechem przyklejonym do twarzy.
– Next level. Czas na szoty. – Odzywa się Emily, łapiąc za butelkę tequili. – Z solą i cytryną, zobaczysz, polubisz je.
Biorę butelkę od dziewczyny, odkręcam zakrętkę i niemal natychmiast żałuję tego, że powąchałam zawartość tej butelki.
– Fuj. – Mówię, marszcząc brwi, na co dziewczyna wybucha śmiechem.
– Masz i nie marudź. – Mówi, zabierając butelkę ode mnie i podsuwa mi miseczkę z kawałkami cytryny. Nieco skołowana biorę jeden kawałeczek. Emily napełnia dwa kieliszki po same brzegi, po czym każe mi polizać swoją rękę.
– Teraz, to chyba naprawdę robisz sobie ze mnie jaja. – Mówię niezadowolona.
– Naprawdę. – Przekonuje mnie, po czym sama liże swoją rękę i posypuje to miejsce odrobiną soli. – Twoja kolej.
Wzdycham i robię to samo, po czym łapię kieliszek w jedną rękę, a kawałek cytryny w drugą, jak to zrobiła Emily.
– Sól, tequila, cytryna. – Tłumaczy, na co kiwam zgodnie głową.
I tak właśnie robię. Zlizuję sól z ręki, co wydaje mi się trochę dziwne i w jakiś sposób poniżające. Przechylam kieliszek wlewając w siebie palącą ciecz, która przez chwilę próbuję wrócić tą samą drogą, którą weszła, a na koniec zagryzam mocno kawałek cytryny, krzywiąc się. Ale chociaż pomaga zabić okropny smak tequili. Nie wiem, jak ludzie mogą to pić dla przyjemności, czy z własnej woli. Po chwili, gdy piosenka 'it's not u it's me' rozbrzmiewa po całym domu, Emily zaczyna piszczeć i ciągnie mnie za rękę do salonu, gdzie jest zrobione miejsce do tańczenia. Wychodząc z kuchni odwracam się ostatni raz i ponownie napotykam niebieskie tęczówki Xaviera, nie spuszczające ze mnie wzroku nawet na chwilę. Mój wzrok zsuwa się na jego usta, które wyglądają wyjątkowo miękko z daleka, po czym z powrotem na jego oczy, które nagle zrobiły się ciemniejsze. I nie jest to spowodowane gniewem. Nie wiem dokładnie czym, ale podoba mi się to. Gdy Xavier puszcza mi oczka, zdążam jeszcze uśmiechnąć się do niego, zanim znikam razem z Emily w salonie. 

________________________________________________________________________________


Odrazu przepraszam za błędy, ale piszę szybko ponieważ próbuję nadrobić ten czas przez który nie udostępniałam nic, haha. 

Pozdrawiam, Sandra

XoXo

Druga Szansa 1&2 Wróć Do MnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz