T W E N T Y S E V E N

5K 280 6
                                    


________________________________________________________________________________

Gdy taksówkarz podjeżdża pod nasz dom, płacę tyle, ile wykazuje licznik i życzę mu dobrej nocy.
Xavier zdążył zasnąć na tylnym siedzeniu, więc wyciągnięcie go stamtąd jest trudniejsze niż myślałam. I nawet gdy odzyskuję przytomność, niczego to nie ułatwia. Ściągam więc szpilki, żeby móc oprzeć ramie chłopaka na sobie, nie tracąc przy tym równowagi i jakoś dochodzę z nim do domu. Gdy przekraczamy próg drzwi rzucam swoje szpilki na podłogę i uznaję, że przyda się Xavierowi zimny prysznic, więc kieruję się od razu na górę. Moja łazienka to jedyna łazienka, która ma prysznic, a nie tylko wannę. Po drodze potykam się i upadam na schodek, porządnie przywalając kolanem. Ale nie mam czasu ani siły na użalanie się nad sobą, więc podnoszę się i ciągnę Xaviera dalej za sobą. W końcu puszczam go pod prysznicem, a nieprzytomny chłopak osuwa się w dół ściany. Cholera! Pośpiesznie odkręcam zimną wodę i kieruję słuchawkę w stronę Xaviera. Chłopak zaczyna coś mamrotać niezadowolenie. Mijają dwie minuty, zanim chłopak wreszcie otwiera oczy.
– Co ty, kurwa robisz! Zostaw mnie! – Krzyczy, próbując odtrącić słuchawkę mi z ręki. Ale ja się nie poddaję. Cóż, pozbyłam się działania alkoholu na razie, ale nie wiem co dalej. Po chwili zakręcam wodę i zostawiając go w swojej łazience samego, kieruję się do jego pokoju po suche ciuchy. Łapię za dresy i koszulkę, po czym wracam do łazienki, kładę ciuchy na szafce i każe mu je na siebie włożyć.
Czekam na zewnątrz kilka minut, gdy słyszę głośny huk dochodzący z łazienki, więc zrywam się z łóżka i wpadam do łazienki, bojąc się o to, że Xavier mógł sobie zrobić krzywdę. Na moje szczęście nie zastaje go w kałuży krwi na podłodze. Natomiast zastaję go stojącego hiper wentylując, z zaciśniętymi pięściami. Z jego knykci sączy się krew, a gdy unoszę wzrok na ścianę zauważam lekkie pęknięcie w płytkach. Cholera.
– Co ty robisz? – Pytam.
– Co ja robię? Co ty, kurwa robisz! – Krzyczy. Nie podoba mi się to. Nie lubię tej wersji Xaviera. Nie lubię odcieniu jego oczu, który doprawia mnie o gęsią skórę, jak i jego agresywnego tonu, który mnie przeraża. Nie wiem jak mam się zachować, bo nigdy nie widziałam go w takim stanie. Nie wiem do czego chłopak jest zdolny w tym momencie. Po mimo tego, że wytrzeźwiał na tyle, że może stać, to narkotyki nadal krążą w jego krwi. Boję się go, w tym momencie. Jesteśmy sami w domu, więc nie mogę poprosić nikogo o pomoc. I choć bardzo chcę zadzwonić do Margharet, to nie chcę im psuć weekendu. Decyduję się spróbować załatwić to sama. Biorę niepewnie krok w tył.
– Xavier, jesteś pod wpływem narkotyków. Powinieneś się położyć. – Mówię trzęsącym się głosem.
– Narkotyków? Kokainy, dokładniej. Nie powiesz mi czegoś, czego ja nie wiem! Więc zapytam się jeszcze raz, co ci przyszło do głowy, żeby zabrać mnie z imprezy, gdzie jak ci mówiłem, świetnie się bawiłem!
Chłopak bierze krok w moją stronę, a ja kolejny do tyłu.
– Zabawy pod wpływem narkotyków nie da się nazwać zabawą. To głupota, nie potrzebujesz tego. – Dukam.
Chłopak bierze kolejny krok w moją stronę, nie odrywając ode mnie swoich rozwścieczonych oczu.
– Nie potrzebuję niańki.
– A ja odniosłam inne wrażenie. – Mówię, biorąc kolejny krok w tył, tym samym stykając swoje plecy z zimnymi płytkami za mną.
– Tak? A jakie odniosłaś wrażenie? Że jestem biednym chłopcem, któremu ktoś podrzucił coś do drinka? Czy, że mam jakieś problemu i próbuję je może zagłuszyć? Gówno o mnie wiesz! – Krzyczy, po czym unosi dłoń i z siłą wykierowuję ją w moją stronę. Zamykam oczy, gotowa na najgorsze. Do moich uszu dobiega huk, ale nie odczuwam żadnego bólu. Powoli otwieram ponownie oczy i zauważam dłoń Xaviera po swojej lewej stronie. Jego oddech robi się co raz cięższy, jego oczy są zamknięte i dzieli nas jakieś trzydzieści centymetrów. Nie podoba mi się to, jak agresywny reaguje, ale nie uderzył mnie, choć mógł. Gdy adrenalina momentalnie mi opada, czuję jak łzy zbierają mi się pod powiekami, a po chwili jedna, słona łza spływa mi po policzku. I może to z głupoty, ale próbuję dalej.
– Tak, Xavier. Odniosłam wrażenie, że próbowałeś zalać swoje smutki i zagłuszyć uczucia narkotykami. I jestem wręcz pewna, że się nie mylę.
– Kurwa... – Szepcze, Xavier, zaciskając powieki jeszcze mocniej.
– Xavier, spójrz na mnie. – Mówię, ale chłopak kręci tylko głową. – Spójrz na mnie!
Nic.
Unoszę ostrożnie dłonie i kładę jej po obu stronach jego twarzy, po czym lekko unoszę jego głowę.
– Spójrz na mnie. – Mówię cicho, ale stanowczo. Mija kilka sekund, ale Xavier w końcu otwiera oczy. Jego duże źrenice skupiają się na mnie i widzę jak jego mur powoli się burzy. Cegła po cegle, spada na ziemię.
– Nie chcesz mnie skrzywdzić, prawda?
Chłopak kręci głową w odpowiedzi i zamyka ponownie oczy, gdy jego oddech ponownie przyśpiesza. Kokaina, mogłam się domyślić. Przyśpieszone bicie serca, smuga krwi pod nosem, agresywność. Tego narkotyku boję się najbardziej, a teraz stoję naprzeciwko chłopaka pod jej wpływem i próbuję mu pomóc. Czemu? Nie wiem.
– Nie odwracaj wzrok, popatrz na mnie. – Rozkazuję mu, więc tak robi.
– Byłeś przy mnie, gdy cię potrzebowałam tej jednej nocy. Wiem, że byś mnie nie skrzywdził. Ja ciebie też bym nie skrzywdziła. Zabrałam cię z imprezy, bo uznałam, że to było najlepsze wyjście, byłeś nie przytomny. I może się ze mną nie zgadzasz, ale to było dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Więc proszę cię, uspokój się i daj mi sobie pomóc. Proszę. – Mówię, patrząc mu głęboko w oczy, które powoli jaśnieją.
– Więc ubierz na siebie suche ciuchy które ci przyniosłam i zejdź na dół. – Mówię, po czym wychodzę z łazienki.
– I nie bij już niczego.
Przebieram się szybko w piżamę, a mokre i śmierdzące alkoholem ciuchy rzucam na podłogę. Zbiegam po schodach na dół i zabieram się za szukanie apteczki. Wiem, że musi być gdzieś w kuchni, bo widziałam jak Margharet jej używała ostatnio, gdy Mia upadła na rowerze i zadrapała sobie kolana.
W końcu udaje mi się ją znaleźć w dolnej szufladzie koło zmywarki. Gdy ją wyciągam, dobiega do mnie dźwięk kroków za mną. Powoli się podnoszę i odwracam.
– Usiądź. – Mówię, pokazując ręką na jedno z krzeseł. Xavier robi, jak mówię, ubrany w dresy i koszulkę, którą mu wybrałam, siada.
Otwieram apteczkę i wyciągam z niej wodę dezynfekującą i bandaż. Przesuwam drugie krzesło tak, żebym siedziała naprzeciwko niego. Biorę jego dłoń i kładę ją na swoim kolanie, po czym polewam rany na jego knykciach wodą dezynfekującą. Chłopak nawet nie drga. Gdy kończę, owijam jego dłoń bandażem, a potem robię to samo z drugą.
– Masz szczęście, niczego nie zwichnąłeś ani nie złamałeś. – Uśmiecham się do niego, mając nadzieję, że jakoś rozładuję napięcie pomiędzy nami. Wstaję i napełniam pustą butelkę wodą, po czym wlewam do niej tabletkę musującą z witaminami i idę z chłopakiem na górę. Stawiam butelkę na szafce nocnej koło jego łóżka, gdy chłopak kładzie się na łóżko. Cóż, woda z witaminami nie uratuje go od kaca, bo wypił zdecydowane za dużo, ale jego ciało potrzebuję minerałów, które on utopił w wódce.
Gdy gaszę światło, Xavier pyta, czy mogę zostać, chociaż na chwilę. I znowu nie wiem czemu się godzę, ale to robię. Kładę się obok chłopaka, tym samym łamiąc kolejną zasadę. Zachowuj bezpieczny dystans od ludzi pod wpływem. Xavier wsuwa swoją rękę pod moją głowę i przyciąga mnie lekko do siebie, tak, że kończę z głową opartą o jego klatkę piersiową. Pokój zalewa mrok, a cisza jest zagłuszająca. Ale moje myśli wirują jak huragan w mojej głowie. Słyszę jak bicie serca Xaviera powoli zwalnia, wracając do normy, a zanim się zdążę zorientować, chłopak śpi. Zamknięta w uścisku jego ramion, decyduję się więc zostać, nie chcąc go obudzić. Pragnę tylko, żeby ta noc dobiegła końca, bo mam jej dość.


________________________________________________________________________________


Druga Szansa 1&2 Wróć Do MnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz