N I N E T E E N

5.1K 291 20
                                    

________________________________________________________________________________

(*)

Serce bije mi jak szalone i czuję, że robi mi się niedobrze. Ukrywam się w łazience, błagając boga o litość.

Elizabeth, no wychodź. Wiem, że gdzieś tu jesteś. – Głos Jasona obija się o moje uszy i robi bałagan w głowie. Tak bardzo marzę o tym, żeby mi dał spokój. Ale tak jest za każdym razem, gdy wraca do domu po dłuższym czasie. 

Elizabeth, kurwa! Nie każ mi się szukać! – Słyszę jego kroki i im bliżej są łazienki, tym bardziej czuję się sparaliżowana. Mam nadzieję, że zmieni zdanie. Mam nadzieję, że da mi dziś spokój. Mam dość i nie wiem, ile jeszcze zniosę. Nagle Jason wali w drzwi, a ja z całych sił staram się uciszyć mój cichy szloch. 

Wiem, że tam jesteś! Słyszysz? Wiesz, że przede mną nie uciekniesz ty suko! Albo otworzysz te drzwi, albo je wywarzę i wyciągnę cię siłą!
Nie wytrzymuję, i choć wiem, że to najgorsza z możliwych opcji, to czuję się tak bezradna, że i tak to robię. Krzyczę. 

Zgłoszę cię na policję, jeśli jeszcze raz mnie dotkniesz! Po prostu daj mi spokój, błagam cię!
I tak ono dolałam benzyny do płonącego ognia, bez szans na wyjście z tego w jednej całości.
Nim zdążę się zorientować, Jason wyważa stare drzwi siłą, a ja padam na podłogę. Gdy otwieram oczy, natychmiast tego żałuję. Jason podchodzi do mnie, z gniewem płynącym przez jego żyły. Zaciska pięść i trafia mnie prosto w twarz, na tyle silnie, że zapada mrok. Taki wspaniały mrok, gdy niczego nie widzę, niczego nie słyszę i najważniejsze – niczego nie czuję. Ale to nie trwa wiecznie. 

Nagle zaczynam czuć. Troszkę po troszku. Czuję ból. Wszędzie. Czuję, że moja twarz jest napuchnięta. Czuję, że boli mnie głowa. Próbuję otworzyć oczy, ale udaje mi się otworzyć tylko jedno. I szybko tego żałuję. 

Widzę i czuję go na sobie. Jego brudne ręce na moim ciele. Próbuję się wyrwać, zaczynam płakać, ale to go tylko bardziej rozzłoszcza. Łapie moje włosy i szarpie nimi.
Pójdziesz na policję, tak? – Pluję mi w twarz. – Gówno zrobisz! Słyszysz? Jesteś nic nie warta i nigdy nie wzięli by takiej gówniary jak ty, na serio!
Rozsuwa zamek swoich spodni, więc zamykam oczy i kręcę głową. Tak bardzo tego nie chcę. 

Ale możesz iść. Droga wolna. A wiesz co się stanie potem? – pyta. Nie odpowiadam. Chciałabym przestać istnieć w tym momencie, chciałabym rozpłynąć się w powietrzu, ale tak się nie staje. Jason daję mi liścia tak mocno, że słyszę głośny pisk na lewe ucho, i nic, poza tym.
Odpowiedz ty szmato!
Kręcę głową. Nie chcę. Nie chcę już nic wiedzieć.

Zabiłbym cię wciągu pierwszej godziny po wyjściu z komisariatu, a potem pieprzył bym twoje ciało tak długo, aż nadawałoby się tylko do rzucenia psom na zeżarcie!
Łzy palą moje napuchnięte policzki, gdy słyszę, jak zsuwa swoje spodnie.
Proszę cię... - łkam. – Tak bardzo cię proszę!

Ale go to nie obchodzi. Wręcz przeciwnie, to go satysfakcjonuje w jakiś porąbany sposób.

Jason przybliża się do mojej twarzy, a odór alkoholu jest nie do zniesienia.
A teraz zrobię z tobą to, co robiłem z twoją matką. Będę cię rżnął, dopóki nie uznam, że już z tobą skończyłem.
I wtedy to czuję ponownie, ból, odrazę... Wszystko na raz. Zaczynam krzyczeć coraz głośniej wraz z wzrastającym bólem.
Nie! Nie! – mój głos się łamie, tak jak ja.

(*)

–Błagam, nie! – mój głos cichnie, bo się poddaję, i zostaje mi tylko płacz. Płaczę, szlocham. Czuję jak jego ręce obejmują mnie i przyciągają bliżej siebie i nagle czuję się na siłach, żeby się wyrwać, więc tak robię. Gdy otwieram oczy, nie widzę Jasona. Widzę mrok.
–To tylko ja, Ashley – słyszę głos, więc odskakuję przerażona. Ale moim oczom nie ukazuję się Jackson, tylko Xavier. Ashley. Powtarzam to imię kilka razy w swojej głowie. Elizabeth już nie istnieje, a Jackson jest za kratkami.

–Co ty tu robisz? – pytam ocierając policzki, próbując wymazać z myśli te okropne wspomnienia.
–Płakałaś. I coś krzyczałaś. Myślałem, że coś się dzieje, więc przyszedłem od razu.
–Nic się nie dzieje – oznajmiam, czując jak moje ciało się trzęsie przez drastyczny spadek adrenaliny. Mam tylko nadzieję, że Xavier nie zrozumiał moich krzyków.
–Hej, spokojnie. – Mówi, wyciągając do mnie dłoń. Waham się. Jestem w łóżku i w tym momencie dotyk mnie przeraża. 

–To był tylko zły sen... - Xavier zbliża się powoli i ostrożnie. Jakby się mnie bał. Nie dziwię się mu. Zastygam w miejscu, gdy jego ręka mnie obejmuje. Zamykam oczy i próbuję uspokoić swój oddech, powtarzając sobie w głowie jego słowa. Chłopak przyciąga mnie bliżej siebie, a całe moje ciało sztywnieje. Nie byłam tak blisko drugiej osoby od czasu Jacksona. 

Xavier głaszczę mnie jedną dłonią po głowie, a drugą przyciąga mnie jeszcze bliżej siebie. Nie wiem czemu mu na to pozwalam, on nawet nie ma na sobie koszulki, ale to robię. Pozwalam mu na to, żeby mnie do siebie wtulił, oparł swoją brodę na mojej głowie i głaskał mnie, gdy ja rozpadam się na milion kawałeczków i płaczę. Płaczę i płaczę. Daję upust wszystkim swoim emocją. Odkąd Jackson trafił do więzienia, nie płakałam. Tylko podczas koszmarów. Ale teraz pozwalam swoim uczuciom wypłynąć. Czuję się bezpiecznie. Czuję, że pomimo tego, że Xavier jest bliżej, niż ktokolwiek powinien być, to jestem bezpieczna i on mnie nie skrzywdzi. Czuję to w jego dotyku i w sposobie w jaki mnie trzyma, gdy sama nie mogę się utrzymać. I w końcu się uspokajam. Nie wiem, kiedy, ale tak się dzieje. 

Leżę głową na jego klatce piersiowej i wsłuchuję się w bicie jego serca w czasie, kiedy Xavier dalej mnie mocno trzyma, jakby bał się, że się rozpadnę. I w którymś momencie łamię jedną ze swoich najważniejszych zasad. Zasypiam koło kogoś innego wiedząc, że sen to mój najbardziej podatny na zranienie stan. Po prostu zasypiam. 


________________________________________________________________________________

HEHEHEH. 

Druga Szansa 1&2 Wróć Do MnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz