T H R E E

7.3K 395 59
                                    

________________________________________________________________________________


Piątek, 22. Kwiecień.



Pędząc sto trzydzieści kilometrów na godzinę po autostradzie u boku Franka, wyglądam przez okno i podziwiam widoki. Elizabeth Collins przez całe swoje życie zdążyła zobaczyć tylko Detroit. Ashley McKenzie dopiero co powstała i już widziała więcej... Co za szczęściara. Nagle mijamy znak z napisem "Witamy w Seattle", a ja czuję, jak mój żołądek wiąże się w jeden mały supeł. Zamykam oczy i biorę głęboki wdech.

- Będzie dobrze, zobaczysz - odzywa się nagle mężczyzna.

Otwieram oczy i kieruję wzrok w jego stronę, ale nie patrzę mu w oczy, a gdzieś obok.

- Skąd możesz to wiedzieć? - pytam.

- To moja praca i jestem w niej świetny - pewność z jaką to mówi wywołuje u mnie mały uśmiech. Proszę, proszę, proszę. Pan Keller ma niezłe ego.

Odwracam ponownie wzrok i kieruję go na widok za oknem. Już stąd widzę wysokie drapacze chmur, wspaniałe budynki i wielki diabelski młyn.

- Ludzie normalnie na to wsiadają? Tak dla zabawy? - pytam skołowana.

- Tak, to wielka atrakcja, tu w Seattle. Naprawdę

piękne widoki są z góry. Byłem parę razy i polecam.

Nie mogę nic poradzić na wspomnienia, które natychmiast pojawiają się w mojej głowie. Kręcę delikatnie głową.

- Nie, dzięki. Wole rozrywkę na ziemi - mówię, bawiąc się zapalniczką.

- Czemu? Masz lęk wysokości?

Ściskam zapalniczkę mocniej, gdy twarz Jacksona pojawia się przed moimi oczami. Jego oczy wypełnione nienawiścią wpatrują się wściekle w moje. Niemal czuję, jak łapie mnie za gardło i ściska tak mocno, że nie mogę złapać tchu. Wydziera się na mnie, ale spanikowana nie rozumiem nic z tego, co wychodzi z jego ust. Popycha mnie do samego okna, które jest otwarte. Trafiam plecami w parapet, ale on nie przestaje pchać. Moje stopy odrywają się od podłogi, a dojście powietrza do moich płuc jest już niemożliwe. Niemal potrafię sobie wyobrazić, jak Jackson za chwilę wypchnie mnie z okna i ta myśl wydaje się kojąca. To będzie koniec tego piekła. Wreszcie będę wolna. "Jesteś wiecznym problemem! Do niczego się kurwa, nie nadajesz! Najlepiej by było, gdybym cię zabił, bo właśnie na to zasługujesz, suko!".

- Elizabeth, wszystko dobrze? - głos Franka wyciąga mnie z koszmarnych wspomnień.

- Tak, tak. Przepraszam, zamyśliłam się - odwracam głowę w jego stronę i uśmiecham się delikatnie, przyglądając się własnym dłonią. - Lęk wysokości... - mówię bardziej do samej siebie, niż do niego.

Po krótkim czasie wjeżdżamy na podjazd dużego, piętrowego domu. Wygląda na czystyi zadbany. Krzewy i drzewa są ładnie przycięte, ściany są śnieżnobiałe, jakby dopiero co zostały pomalowane, a trochę przed nami stoi lśniące w słońcu auto. Krwiście czerwone. Ładne. Ten dom bardziej przypomina willę, taką jakie widziałam w gazetach i filmach.

- To niby tu mam mieszkać? - pytam lekko przytłoczona widokiem.

- Tak. Ładnie tu, co nie?

W odpowiedzi kiwam głową, ale nic nie mówię. Keller gasi silnik i odpina pas.

Druga Szansa 1&2 Wróć Do MnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz