S I X T Y N I N E

3K 141 9
                                    


________________________________________________________________________________


 Po czternastej wracamy do hotelu, żeby spakować rzeczy i wyruszyć na czas.
– Piętnasty czerwca. – Głos Xaviera dobiega zza moich pleców. Pakuję ostatnie rzeczy i odwracam głowę w jego stronę.
– Piętnasty czerwca co? – Pytam.
– Twoje urodziny. Piętnasty czerwca. – Odpowiada, unosząc mój paszport do góry.
Cholera, no tak.

– No tak. I co w związku z tym? – Unoszę pytająco brwi.
– Nic. – Xavier wzrusza obojętnie ramionami. – Poznałem twój sekret.
Oh, gdyby mój sekret był tak mały, byłoby super.

Zanim wychodzimy, Xavier obchodzi jeszcze jeden raz pokój, sprawdzając, czy aby na pewno niczego nie zapomnieliśmy, po czym łapie torby i ruszamy w na dół, na parking do samochodu.
Droga mija nam przyjemnie. Przez uchylone okna wpada ciepły wiatr, gdy jedziemy po autostradzie i słuchamy piosenek. Po jakiejś godzinie, zatrzymujemy się na stacji benzynowej, żeby zatankować i kupić kawę. W którymś momencie, gdy wyglądam za szybę pogrążam się kompletnie w swoich myślach. Wracam na ziemię dopiero gdy Xavier niemal, że wykrzykuje moje imię. Wzdrygam się, mrugając kilka razy i przenoszę swój wzrok na chłopaka.
– Sory, zamyśliłam się. – Mówię, poprawiając się na siedzeniu.
– Tak myślałem, że pewnie odcięłaś się od świata, myśląc o moich nagich pośladkach.
Przez jego słowa krztuszę się własną śliną. Kaszląc, Xavier bucha śmiechem.
– Co, myślałaś, że nie zauważyłem, jak się gapiłaś?
– Wcale, że się nie gapiłam.
– Twoje wzrok mówił coś innego.
– Po prostu zaskoczyłeś mnie i tyle. – Tłumaczę, czując jak czerwienią mi się policzki.
– Tak sobie mów. Ale spokojnie, rozumiem, kto mógłby odciągnąć wzrok od tych krągłości? Na pewno nie ja.
Słysząc to nabieram gwałtownie powietrza w płuca, po czym wybucham po chwili głośnym śmiechem.
– Śmiej się, śmiej. Ale wiem, że polubiłaś ten widok. – Xavier ściska mocniej dłonią moje udo. – W każdym razie, została nam... Przestań się śmiać, bo ja też zacznę. Została nam niecała godzina drogi, więc jesteśmy... Ashley, słuchasz mnie?
Trzymam się za bolący od śmiechu brzuch i kiwam potakująco głową, nie potrafiąc wydusić z siebie ani jednego słowa. Kątem oka widzę, jak usta Xaviera rozciągają się z rozbawienia i jak niedowierzająco kręci głową.
– Wjeżdżamy właśnie do Marysville, możemy zatrzymać się i coś zjeść, jeśli chcesz.
Uspokajam się na chwilę, biorąc głębokie oddechy i wyduszam z siebie ciche „okay" po czym ponownie wybucham śmiechem.

Xavier chciał zajechać do jakiejś restauracji, ja jednak z daleka wypatrzyłam znak McDonald's i nie było możliwości do dyskusji. Zamówiliśmy kilka cheeseburgerów, duże frytki, nuggets'y w DriveIn, po czym stanęliśmy na parkingu i zjedliśmy w aucie.
Do domu dojechaliśmy trochę przed dziewiętnastą, więc nie musieliśmy się śpieszyć z rozpakowywaniem. Natomiast musieliśmy się śpieszyć ze sprzątaniem pokoju Xaviera, gdyż nie zrobiliśmy tego przed wyjazdem, zbyt zajęci pakowaniem się.
Jak się okazuje, Xavier miał masę papierów na biurku, które teraz próbujemy zebrać do kupy i huk, który usłyszałam w nocy, gdy się całowaliśmy, to była doniczka stojąca na jego komodzie. Sama doniczka przetrwała, ale o roślinie nie da się powiedzieć tego samego.
– Co powiesz swojej mamie, gdy zapyta, co zrobiłeś ze swoim eukaliptusem? – Pytam, patrząc jak Xavier wyrzuca roślinę do czarnego worka.
– Że zapomniałem go podlewać i mi usechł, więc go wyrzuciłem?
Myślę chwilę nad tym, po czym wzruszam ramionami.
– Może to kupi.
Szykuję z Xavierem kolacje, gdy dobiega do nas dźwięk otwierających się drzwi. Spoglądam momentalnie na chłopaka, który kontynuuje smażenie naleśników, jak gdyby nigdy nic.
– Jesteśmy w domu! – Margharet wychyla się zza progu drzwi od kuchni. – Uuu! Jak pięknie pachnie! Robicie naleśniki?
– Tak. – Uśmiecham się. – To znaczy Xavier robi, a ja się przyglądam.
Kobieta reaguje śmiechem, po czym znika na chwilę, po czym wraca do kuchni z Mią na rękach.
– Cześć księżniczko. – Odzywam się do małej, łapiąc jej malutką dłoń, a w odpowiedzi dziewczynka uśmiecha się do mnie szeroko.
– No to jak, opowiadajcie o balu maturalnym. – Mówi Margharet siadając przy stole z małą na kolanach. W tym samym momencie do kuchni wchodzi również Henryk.
– Bal był udany. – Stwierdzam, nie wiedząc co jeszcze powiedzieć.
– Ashley, wyglądałaś prześlicznie. A ty Xavier nie wysłałeś mi żadnego zdjęcia, jak cię prosiłam.
– Mamo, wiesz, że nie lubię sobie robić fotek jak jakiś fagas. Jak co roku wyślę ci zdjęcia zrobione na balu przez fotografa. Udostępnią je na stronie szkoły chyba w poniedziałek. – Odpowiada Xavier.
Co? Czemu nic o tym mi nie wiadomo? Nawet nie widziałam żadnego fotografa na sali, po za tym, który robił zdjęcia przy wejściu.
– No niech ci będzie. Ale mogliście zrobić sobie jakieś zdjęcia razem, na pamiątkę... – Wzdycha Margharet, po czym zwraca się do męża. – Mogliśmy zostać trochę dłużej, to byśmy im porobili zdjęcia.
– Nie ma takiej potrzeby, mamo. Mamy zdjęcia razem. – Odzywa się Xavier.
– Mamy? – Pytam zaskoczona.
– Macie? – Henryk unosi pytająco brwi.
– No tak. Wygraliśmy tytuł króla i królowej balu, więc musieli razem zatańczyć. – Xavier wzrusza obojętnie ramionami, po czym ściąga ostatniego naleśnika z patelni. – Zawsze przy pierwszym tańcu robią zdjęcia.
– To świetnie! – Margharet mówi z zadowoleniem. – W takim razie gratuluję, Ashley. Ale nie jestem zaskoczona. Pokazywaliśmy zdjęcia, które mi wysłałaś z Emily, Georgii i Stanleyowi. Oboje powiedzieli, że wyglądałaś prześlicznie.
Słysząc to od razu robię się czerwona jak burak.
Wszyscy zasiadamy do stołu i jemy razem kolacje, rozmawiając o balu i o tym, jak oni spędzili czas u dziadków. Henryk opowiada o tym, jak Georgia mówiła, że muszę niedługo przyjechać do nich i zaciągnąć ze sobą Xaviera, jeśli mi się uda.
Gdy pytają o nasz weekend, ja mówię, że wczoraj urządziłam sobie maraton filmowy z Emily, a dziś odrabiałam lekcje. Xavier natomiast opowiada im krótko i zwięźle, że się obijał, po czym zwinnie zmienia temat na zbliżający się mecz koszykówki.
W którymś momencie, gdy reszta dyskutuje o czymś energicznie, przyglądam im się i dociera do mnie, że tu naprawdę czuję się jak w domu. Nie miałam okazji spędzić dużo czasu z Margharet i Henrykiem na osobności, ale traktują mnie jak część rodziny od samego początku. Nie ma słów, które by opisały, jak bardzo im jestem za to wdzięczna. 


________________________________________________________________________________


Zostały jeszcze 33 strony, których nie przeczytaliście. Koniec jest blisko, czy tylko ja się stresuje??? 

XoXo Sandra 

Druga Szansa 1&2 Wróć Do MnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz