T H I R T Y F I V E

5.2K 362 37
                                    

Strona 187-192


________________________________________________________________________________

Wtorek, 3. Maj.

Perspektywa Elizabeth


Rozprasza mnie dźwięk pukania. Szybko orientuję się, że dźwięk dobiega od drzwi, więc odkładam książkę na biurko, wstaję i kroczę przez pokój. Kiedy już mam chwycić za klamkę, ktoś robi to za mnie. Drzwi otwierają się gwałtownie, a żeby uniknąć zderzenia z nimi, odskakuję. Zza framugi wychyla się Xavier. Oczywiście.
– Hej. – Mówi, wchodząc do środka. – Przeszkadzam?
Spoglądam w stronę biurka, a potem na chłopaka.
– Nie. Już skończyłam czytać to, co musiałam. I tak mnie wciągnęło, że przeczytałam materiał na kolejny miesiąc. – chichoczę.
– Nigdy nie wciągnęły mnie lekcje na tyle, żebym z własnej woli przeczytał więcej niż musze. – Xavier siada na łóżku, nie spuszczając swojego wzroku ze mnie nawet na sekundę. – W każdym razie, mam nadzieję, że nasza umowa nadal jest aktualna.
Umowa? A, no tak!
– Jasne. Możemy zacząć natychmiast, jeśli chcesz.
– Jak najbardziej. Im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy.
Odtwarzam jego słowa jeszcze kilka razy w swojej głowie. Cóż, jeśli Xavier nie przepada za spędzaniem czasu w moim towarzystwie, to mówi się trudno. Popracujemy nad tym, czego potrzebuje i będzie po sprawie. Choć kłamałabym, gdybym powiedziała, że to mnie nie zabolało.
– No to wyciągaj książki i zabierajmy się do pracy. – Mówię, przechodząc obok chłopaka, po czym siadam na krześle przy biurku. Chłopak robi, jak mówię. Idzie do swojego pokoju po książki i zeszyty, po czym wraca i układa się wygodnie na łóżku.
– Mam test z matmy jutro i jeśli go nie zdam, nie będę mógł grać w ten piątek. Więc moja nadzieja leży w tobie.
– Okay, matma jest łatwa. Z czym dokładniej potrzebujesz pomocy?
– Ze wszystkim. – Mówi.
Unoszę wzrok na Xaviera, lekko zaskoczona jego słowami, próbując wyczytać z mimiki jego twarzy, czy robi sobie jaja. Nie, mówi całkiem serio.
– Okay... – wstaję z krzesła i siadam obok niego na łóżku. – No to zaczynajmy. 

Jak się okazuję, Xavier naprawdę ma problem z matematyką, ale o dziwo szybko się uczy. Wystarczy odrobina tłumaczenia i kilka przykładów, więc nie rozumiem czemu ma takie zaległości. Jest naprawdę bystry, więc wystarczyłoby słuchanie na lekcji i mógłby mieć idealną średnią na koniec roku. Ale biorąc pod uwagę jego dziewczynę, która ma wyrąbane na oceny swojego chłopaka i utrudnia mu koncentrację na lekcji, to nie dziwi mnie to już tak bardzo.
Przerabiamy materiał z całego roku. Nawet ten, który myślałam, że będzie miał opanowany. Jego zaległości są większe niż sobie wyobrażałam. Ale dzięki temu, że uważnie mnie słucha, wychodzimy powoli na prostą. 

Nie wiem, ile siedzimy nad książkami, ale mija co najmniej kilka godzin, co wiem przez to, że w końcu zapalamy światło, gdy na zewnątrz zapada powoli mrok. W którymś momencie Margharet wchodzi do pokoju i wygląda na bardzo zaskoczoną. Cóż, nie dziwię się. Pewnie nigdy nie widziała swojego syna z książką przed nosem. Uśmiecha się tylko i nic nie mówiąc zamyka ponownie drzwi, a my kontynuujemy naukę. Czas mija mi przyjemnie. Pomiędzy nauką rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Xavier opowiada mi trochę o koszykówce, o zasadach, o tym jak sam zaczął grać, a ja uważnie słucham, zaciekawiona wszystkim co wychodzi z jego ust. 

Łapię siebie samą kilka razy na tym, jak mój wzrok opada na jego usta, a nieznane mi dotąd uczucie rozpiera moją klatkę piersiową. Nie ważne, ile razy ochrzanię samą siebie, nic to nie zmienia. Więc jedyne co mogę robić, to starać się nie wysyłać niestosownych sygnałów. 

Gdzieś pomiędzy przekładaniem się z pleców na brzuch, siadaniem i kładzeniem się ponownie, kończymy leżąc obok siebie, na tyle blisko, że nasze ramiona się stykają.
– To chyba wszystko. – Wzdycham, odkładając książkę. 

– Zdecydowanie. – Odpowiada Xavier, opuszczając zeszyt na twarz. – Chyba przepaliły mi się kabelki w mózgu. – Mówi, na co ja zaczynam się śmiać. Łapię za zeszyt i podnoszę go z jego twarzy.
– Zapamiętaj chociaż jedną trzecią tego, co dziś przerabialiśmy, a zdasz jutrzejszy test.
– Myślisz, że mam szansę?
– Oczywiście. Jesteś mega bystry. Przykładaj się od teraz na lekcjach i słuchaj nauczycielki, to już nigdy nie będziesz musiał wkuwać wszystkiego na raz.
Xavier obraca się na bok, twarzą do mnie, więc ja robię to samo.
– Sam nie wiem. To wszystko wydawało się aż za łatwe, gdy mi to tłumaczyłaś. A gdy siedzę w ławce z ołówkiem w ręku, i sprawdzianem przed sobą, nie wiem nawet gdzie mam zacząć.
– Tak było, bo nigdy nie poświęciłeś czasu na to, żeby zrozumieć porządnie materiał. Jutro będzie inaczej, zobaczysz.
– Dziękuje. – Mówi, po czym unosi swoją dłoń i zaczesuje jeden z moich niesfornych kosmyków włosów za ucho.

– Za co? – Pytam, patrząc mu prosto w oczy.
– Za to, że poświęciłaś cały swój wolny czas dzisiaj na uczenie mnie matematyki. – Jego dłoń zsuwa się w dół, gdy palcem przejeżdża po moim ramieniu, ręku i dłoni, tym samym powodując u mnie gęsią skórkę. Nie wiem, jak powinnam zareagować na jego gest, nigdy wcześniej nie znajdywałam się tak blisko drugiej osoby, i nigdy wcześniej nie podobało mi się to tak, jak teraz. – No i za to, wiele innych rzeczy. – Zapada cisza, a nasze oczy nie odrywają się od siebie. Nie wiem, ile czasu mija, może sekundy, a może minuty. Naprawdę nie wiem. Wiem tylko co dzieje się ze mną w środku. Mój żołądek zawija się w mały supeł, a uczucie ciepła rozlewa się po moim ciele. Czuję jak moje serce zaczyna bić trochę szybciej, gdy Xavier spuszcza swój wzrok gdzieś poniżej moich oczu.
– Przepraszam. – Szepcze nagle. Zdezorientowana pytam za co, ale zamiast odpowiedzi, czuję delikatny dotyk jego kciuka na swoich ustach, który sprawia, że czuję się tak, jakby w moim brzuchu narodziło się tysiące motyli. Zamykam powoli oczy. To uczucie, o którym dotąd czytałam w romansidłach, ale po raz pierwszy sama go doświadczam. 

– Za to. – Xavier wreszcie się odzywa, więc otwieram ponownie powieki, napotykając jego, teraz już ciemne tęczówki. Bije z nich coś nieznanego. Jego wzrok jest zdeterminowany, intensywny. Przyglądam się mu w ciszy, próbując zrozumieć, o co mu chodzi. Nagle chłopak unosi się powoli, a jego twarz zbliża się do mojej. Wszystko wydaje się dziać w zwolnionym tętnie. To, jak jego oczy analizują uważnie moją twarz, to jak jego usta się delikatnie rozchylają. I gdy już dzielą nas zaledwie centymetry, głos Margharet dobiega nas z dołu, informując nas o tym, że kolacja jest już gotowa. Xavier zastyga na sekundę, spuszcza wzrok na dół, po czym zamyka oczy, jakby zawiedziony. W końcu zamyka przestrzeń pomiędzy nami i składa delikatny pocałunek w kąciku moich ust. Nim się orientuję, Xavier wstaje i wychodzi z pokoju, a ja zostaję sama. Leżę jeszcze chwilę na łóżku, nie będąc w stanie wstać. Mój oddech jest przyśpieszony, a serce bije mi tak, jakbym właśnie przebiegła maraton. Jestem zdezorientowana, bo przecież chyba żaden kuzyn nie całuje swojej kuzynki w taki sposób. Cóż, to nie był pocałunek, a jego wargi ledwo tknęły moje, a właściwie ich kawałeczek, ale nadal. Co my robimy?


________________________________________________________________________________

Ten rozdział nie jest poprawiony więc wybaczcie błędy, pisałam na lekcji i udostępniam na innej lekcji, haha. 

Nie bierzcie ze mnie przykładu xD

Pozdrawiam, Sandra

XoXoXo

Druga Szansa 1&2 Wróć Do MnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz