S I X T E E N

5.3K 260 19
                                    

________________________________________________________________________________


Wtorek, 26. Kwiecień.


Wdech, wydech. Wdech, wydech. Leżąc na łóżku w pokoju topiącym się w ciemności próbuję się uspokoić, Niektóre z koszmarów są gorsze niż inne. Są bardziej brutalne, przepełnione krzykami, bólem i łzami. Chciałabym potrafić odróżnić sen od rzeczywistości, ale to trudne, gdy koszmary które mi się śnią są prawdziwe. Miały miejsce i zostawiły na mnie swój ślad. Więc gdy śnię, muszę czekać aż się obudzę, aż moje ciało nie będzie potrafiło więcej wytrzymać i krzyk zacznie wydobywać się z moich ust przywołując mnie tym samym do rzeczywistości. Dlatego właśnie tak bardzo nienawidzę nocy. Nie boję się ciemności, boję się tego co ona przynosi. Czyli sen. Sen, to niezbędna rzecz do życia, ale i mój największy wróg. W końcu paraliż ciała przechodzi, a ja mogę podnieść się do pozycji siedzącej. Oglądam się dookoła otulając samą siebie ramionami. 

Spoglądam na swój telefon. Dochodzi czwarta. Cztery i pół godziny snu musi mi na dziś wystarczyć, choć miałam nadzieję o sześciu. Ale to nic i tak muszę wyjść z domu o piątej. W końcu dostałam pracę, więc jest to w tym momencie jedyna rzecz, która podtrzymuje mnie na duchu. Państwo Williams okazali się bardzo mili. Mają dwa duże psy – dogi niemieckie, jeśli dobrze pamiętam. Wyczołguję się z łóżka i pozwalam swoim stopą zetknąć się z zimnymi panelami. 

Myjąc zęby w łazience zaczynam rozmyślać o wczorajszym dniu z Xavierem i o jego humorze, który jest zmienny jak pogoda. Margharet nazwała go „wybuchowym", co jak sądziłam pasowało do niego, po tym jak pierwszy raz miałam okazję go poznać. Ale to się zmieniło. Xavier nie wydaje mi się wybuchowy, nie do końca. On jest po prostu bardzo uczuciowy. Odczuwa emocje silniej niż wiele innych osób, dlatego tak szybko jego uśmiech na twarzy i lśniące oczy ze szczęścia potrafią się zamienić w złość. A tak przynajmniej mi się wydaje. 

Ale co mnie zastanawia najbardziej, to co takiego się stało pomiędzy nim i Steffanie, że tak go to wyprowadziło z równowagi. Gdy ją wczoraj poznałam nie wyglądało to tak, jakby mieli jakieś problemy, wręcz przeciwnie. No i do tego dochodzi jeszcze to, czego się dowiedziałam od moich nowych znajomych co sprawia, że nic w mojej głowie nie pasuje do siebie.
Gdy kończę, odkładam szczoteczkę do zębów na miejsce i ubieram na siebie czarne, obcisłe dżiny i białą koszulkę z napisem „TRAPSOUL". 

W końcu wychodzę z łazienki, przemierzam przez swój pokój i wychodzę z niego. Podchodząc po cichutku do schodów widzę, że drzwi od pokoju Xaviera są otwarte, co oznacza, że nie wrócił na noc. Stoję przez kilka sekund i zaciekawiona wpatruję się w jego pokój przez uchylone drzwi. Jego łóżko jest idealnie zaścielone, nad biurkiem widnieją setki zawieszonych na ścianie zdjęć i aż mnie korci, żeby wejść i na nie popatrzeć, ale tego nie robię. Schodzę na dół do kuchni i postanawiam zagotować wodę na kawę, bo gdybym włączyła maszynę do kawy, wszystkich bym pobudziła. A normalni ludzie funkcjonują za pomocą snu, więc okrucieństwem byłoby budzenie ich po czwartej nad ranem. 

W czasie, gdy woda się gotuje w czajniku, wracam na górę i pakuję swoją torbę do szkoły, a gdy schodzę ponownie na dół, mogę już zalać swoją kawę wrzącą wodą. Wychodzę równo o piątej.
Przemierzając ulicami przyglądam się budynkom. Jest dość pusto, ale im głębiej wchodzę w miasto, tym więcej ludzi i aut napotykam. Zakładam, że w samym centrum miasta, ludzi jest tyle co za dnia. 

w końcu dochodzę do domu państwa Williams, wyciągam kluczyki z kieszeni i wchodzę do środka. Psy witają mnie głośnym szczekaniem, ale po chwili, gdy kucam i się z nimi witam, one cichną. Nakładam im smyczę i wychodzę. Cóż, mam szczęście, że są one bardzo, ale to bardzo grzeczne, bo są one tak wielkie, i zapewne silne, że gdyby chciały pobiegać, nie miałabym żadnych szans żeby je zatrzymać. Ten czarny wabi się Maki, a ciemno brązowa suczka wabi się Luna. 

Wiem jedno, może i jest to wczesna pora, ale jest to tego warte. Uwielbiam spacery, i za to jeszcze mi płacą niezłą kasę.
Trochę ponad godzinę później wracam z nimi do domu. Odpinam smycze, po czym kieruję się do kuchni, gdzie nasypuję im jedzenia i nalewam świeżej wody do misek. Gdy kończę, jest pięć po siódmej. Wyciągam więc książkę, którą pożyczyłam ostatnio od Margharet i siadam na sofie. Pan Williams jest ochroniarzem i często ma nocne zmiany, a pani Williams jest piekarką, i musi być w pracy bardzo wcześnie. Dlatego potrzebowali kogoś kto wychodził by z ich psami na godzinny spacer przed szóstą rano, gdy oboje są w pracy. Powiedzieli, że mniej więcej trzy razy w tygodniu jest tak, że oboje są poza domem w tym samym czasie. Czyli będę pracować mniej więcej trzy razy w tygodniu, co mi bardzo odpowiada. 

Byli bardzo wdzięczni za to, że chciałam podjąć się tej pracy, czego nie rozumiałam na początku, bo to w końcu oni płacą mi. Ale szybko mi wyjaśnili, że długo kogoś szukali, ponieważ nie ma wiele osób, które są chętne wstawać tak wcześnie rano, żeby spacerować po mieście. Powiedzieli mi również, że jeśli skończę dość wcześni, to mogę spokojnie siedzieć u nich i oglądać na przykład telewizję, żebym nie musiała siedzieć w szkole w samotności. Dlatego właśnie kolejne trzydzieści minut spędzam na czytaniu romansidła. W końcu wychodzę i piechotą zmierzam w stronę szkoły.



________________________________________________________________________________

Druga Szansa 1&2 Wróć Do MnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz