E L E V E N

5.5K 289 19
                                    

________________________________________________________________________________


Poniedziałek, 25. Kwiecień.


Wczoraj wieczorem, gdy czytałam jedną z książek Margharet, rozproszyło mnie nagle uginające się łóżko. O mało co nie dostałam zawału i z wrzaskiem rzuciłam książką przed siebie. Gdy uniosłam wzrok, ujrzałam lekko wstrząśniętego Xaviera. Cóż, nie trafiłam go w twarz więc nie było tak źle. 

W każdym razie na moją obronę miałam to, że się zakradł jak ninja. Nie minęło nawet pięć sekund, a ten wybuchł głośnym śmiechem i tak leżał, trzymając się za brzuch, przez następne dziesięć minut.

Okazało się, że uważał za śmieszne to, jak bardzo wciągnęło mnie stare romansidło jego mamy, że nie tylko nie usłyszałam, jak puka do drzwi, ale również nie przywiązałam uwagi do jego wtargnięcia do mojego pokoju. 

W każdym razie, gdy skończył się ze mnie śmiać, przekazał mi świetną wiadomość. Dostałam prace! To znacz, tak jakby. Dziś po szkole mam iść zapoznać się z tymi ludźmi, którzy oferują mi pracę. Gdy teraz stoję przed lustrem i rozczesuje włosy, dociera do mnie jak niesamowite to jest, że zaledwie po dwóch dniach od przeprowadzki do nowego miasta, Ashley już zdążyła znaleźć sobie pracę. No dobra, to zasługa Xaviera, ale nadal. Praca to praca.

Odkładam szczotkę i chwytam tusz do rzęs. Gdy kończę nakładać makijaż, oglądam się po raz ostatni w lustrze, upewniając się, że wszystko co powinno być zakryte, jest zakryte, po czym schodzę na dół.

Xavier zaproponował, że będzie mnie woził do szkoły, a ja się zgodziłam. Spoglądam na zegarek wiszący w kuchni. Piętnaście po siódmej, czyli mam jeszcze dobre dwadzieścia minut na wypicie kawy. Gdy mój kubek się napełnia, do kuchni wchodzi Margharet, a tuż za nią wpada Mia. Ta mała dziewczynka ma rzeczywiście przerażająco dużo energii. Potrafię sobie wyobrazić jak Mia chodzi po ścianach, po wypiciu odrobiny kawy. 

- Dzień dobry, Ashley. Jak ci się spało? – pyta Margharet, zaczynając szykować śniadanie dla Mii.
- Dzień dobry – posyłam jej uśmiech. – Spałam jak kamień. Więc bardzo dobrze.
Cóż, to nie do końca prawda, ale też nie kłamstwo. Co noc miewam koszmary, dziś najzwyczajniej nie były one aż tak drastyczne, nie obudziłam się z krzykiem, czy z łzami na moich policzkach, więc można powiedzieć, że jak dla mnie była to dobra noc.
Kobieta staje na przeciwko mnie i kładzie swoją dłoń na moim ramieniu.
- Dziś twój pierwszy dzień szkoły, czujesz się gotowa?
- W miarę tak. Chyba każdy się trochę stresuje zaczynając do nowej szkoły, gdzie nie zna nikogo.
- Znasz przecież mnie – odzywa się Xavier, wchodząc do kuchni w białej koszulce, czarnych jeansach i szerokim – a właściwie to zbyt szerokim jak na tak wczesną godzinę – uśmiechem.
- Właśnie – mówi Margharet. – Więc gdybyś czegoś potrzebowała, to zawsze możesz się zwrócić o pomoc do Xaviera.
- Okay. – Odpowiadam, po czym podnoszę swój już napełniony kubek czarnej kawy i upijam małego łyka.


Gdy wjeżdżam z Xavierem na szkolny parking, większość miejsc parkingowych jest już zajęta, ale Xavier nie wygląda na przejętego. Przejeżdża przez cały parking aż w końcu wciska swojego czarnego Jeepa z niewiarygodną łatwością pomiędzy dwa inne auta.
- Zobaczyłaś ducha, czy coś? – odzywa się Xavier. Kręcę natychmiast głową, przyłapując się na wytrzeszczaniu oczu.
- Nie, nie. Najzwyczajniej zdziwiły mnie twoje umiejętności parkowania – mówię szczerze, na co chłopak zaczyna się śmiać.
- Chodząc do tej szkoły, i jednocześnie posiadając auto nie daje mi innego wyboru. Zawsze przyjeżdżam chwilę przed dzwonkiem, bo cenie swoje godziny snu, więc musiałem się szybko podszkolić w parkowaniu po tym jak kupiłem to auto, żeby nie krążyć 30 minut po parkingu.
Xavier odpina swój pas, więc ja robię tak samo, po czym wychodzimy z auta.
- Czekaj, kupiłeś sam to auto?

Xavier przechodzi wokół auta i staje obok mnie.
- No raczej. Chyba nie myślałaś, że dostałem je za pieniądze mamusi – śmieje się gdy ruszamy w stronę szkoły. Wzruszam ramionami lekko zaskoczona.
- Ej, czy ty naprawdę uważasz mnie za rozpieszczonego bachora? – Chłopak unosi jedną brew spoglądając na mnie. Ponownie wzruszam ramionami.
- No może trochę – odpowiadam cicho, na co Xavier wybucha śmiechem i kręci niezgodnie głową.

Gdy wchodzimy do szkoły Xaviera wita parę osób, podając mu rękę, a reszta wita go samym skinieniem głowy. Szybko zauważam, że Xavier jest zdecydowanie bardzo znany, co sprawia, że nagle czuję się lekko zakłopotana. Lubię się czuć niezauważalna, a przechodząc przez szkolny hol u boku niego, czuję się wręcz pożerana wzrokiem przez większość osób. Nagle podbiega w naszą stronę – a dokładniej to w stronę Xaviera – dziewczyna i zawiesza się na jego ramionach, po czym złącza swoje usta z jego wargami. 

Pocałunek trwa może kilka sekund, ale w tym czasie zdążam zauważyć jej nadzwyczajną urodę. Jej kruczo-czarne włosy sięgają jej do pasa, a jej skóra jest pokrytą idealną opalenizną. Gdy dziewczyna w końcu się odrywa od Xaviera, jej niebieskie oczy kierują się w na mnie. Jej wzrok jest tak intensywny, że mocniej zaciskam dłonie na mojej torbie. 

- To Ashley – odzywa się Xavier. – Mówiłem ci o niej.
Jego słowa mnie zaskakują, nie wiadomo czemu.
- Ashley – dziewczyna wypowiada moje imię powoli, nadal się mi przypatrując. Zdecydowanie sposób w jaki ona wypowiada moje nowe imię nie przypada mi do gustu. W końcu na jej twarzy rozciąga się delikatny uśmiech. – Jestem Steffanie, dziewczyna Xaviera, pewnie ci o mnie mówił.
Cóż, nie. Nie mówił.
- Tak, tak. Miło mi cię poznać – mówię posyłając jej ciepły uśmiech, po czym odwracam się w stronę Xaviera.
- To ja już pójdę, pewnie już na mnie czekają w sekretariacie.
Po czym odwracam się na pięcie i z kartką, na której jest plan szkoły, odchodzę. Gdy podnoszę wzrok zauważam jak wiele osób mi się przygląda. Cóż, im szybciej się przyzwyczaję do bycia tą nową, tym lepiej. 



________________________________________________________________________________


Widzicie? Dodałam trochę więcej xD A teraz domagam się lofff. 


Druga Szansa 1&2 Wróć Do MnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz