S I X T Y S I X

3.1K 138 5
                                    


________________________________________________________________________________


Jak się okazuje, trudno znaleźć miejsce parkingowe przy samej restauracji o tej porze. Na szczęście po kilkunastu minutach krążenia, znajdujemy wolne miejsce jakieś dwieście metrów od restauracji.
– Dobrze, że wyszliśmy wcześniej. – Mówię łapiąc Xaviera pod rękę.
Spacerem drepczemy w stronę restauracji i rozważamy plany na jutrzejszy dzień. Delikatny wiatr muska moje policzki i rozwiewa moje włosy na wszystkie strony. W końcu decydujemy się na wycieczkę łódką po Vancouver Harbour, galerię sztuki i ewentualnie wycieczkę na jedną z aż dziewięciu plaż mieszczących się tutaj, jeśli będziemy mieli czas. Margharet z Henrykiem nie wiedzą nic o naszym wyjeździe, więc musimy wrócić do domu przed ich przyjazdem. W taki sposób unikniemy niepotrzebnych pytań i domyśleń.
– Podobno każdego wieczoru grają muzykę na żywo przed Teatrem Królowej Elizabeth, więc możemy tam zajechać w drodze powrotnej do hotelu, jeśli nie będzie zbyt późno. No i oczywiście jeśli będziesz miała ochotę.
Na sekundę moje serce się zatrzymuje. Elizabeth. Elizabeth. Elizabeth. To imię obija mi się niczym echo w głowie.

– Jasne, brzmi świetnie. – Rozciągam uśmiech w najszczerszy uśmiech, jaki po trafię.
– Państwo Graham. – Xavier odpowiada kelnerowi. Mężczyzna grzecznie skina głową, po czym zabiera nasze kurtki do garderoby i prowadzi nas do naszego stolika.
Gdy kelner podaje nam karty menu, kończy opowiadać o daniach dnia i odchodzi, pozwalam sobie się jeszcze trochę poprzyglądać. W środku jest ślicznie. Restauracja przy samej wodzie ma wystrój w stylu rustykalnym i pomimo stosunkowo ciemnej aranżacji, jest niezwykle przytulnie. Lite drewno wylewa się z każdego zakamarka. Wysoki sufit jest wyłożony deskami i podparty belkami, z którego zwisają dziesiątki małych żarówek. Przy ścianach widnieje masa roślin, dodając wnętrzu życia.
– Ładnie tu, co nie? – odzywa się nagle Xavier, wyciągając mnie tym samym z myśli.
– Pięknie. – Uśmiecham się i prostuję.
– Serwują tu prawdziwe, włoskie jedzenie. Lubisz wino?
– Tylko białe. Emily próbowała mi „przemówić do rozsądku" tłumacząc, że białe wino jest na dzień, a czerwone na wieczór. – Śmieję się.
– To w takim razie weźmiemy butelkę Chardonnay. – Mówi Xavier, przeglądając listę win. Otwieram więc kartę i czytam o serwujących tu daniach.
– Penne Al Tartufo. – Odkładam kartę na bok po kilku minutach.
– Ja biorę w takim razie Tagliatelle Marinara. – Odzywa się Xavier, również zamykając kartę.
– Czy to nie przypadkiem z owocami morza? – Pytam.
– Właśnie tak. Lubisz?
Wzruszam obojętnie ramionami w odpowiedzi.
– Nigdy nie próbowałam.
Xavier wyciąga rękę i łapie moją dłoń w swoją, po czym unosi ją i całuje jej grzbiet.
– Moją misją jej pokazać ci tyle świata, że już nigdy nie będziesz w stanie powiedzieć, że czegoś nie próbowałaś.
Słysząc to zaczynam się śmiać.
– Nie wiem, czy starczyłoby ci lat na tym świecie.
– To umarłbym próbując. – Chłopak mruży powieli, patrząc mi prosto w oczy. Przez chwilę nie wiem co powiedzieć, ale niedługo po tym uśmiecham się, gdy czuję jak rumieniec po raz kolejny dziś wraca na moje policzki.

Kolacja mija nam przyjemnie. Jedzenie jest przepyszne, a wino wyborne. Nadal nie zawsze potrafię się odnaleźć w takich klimatach nowobogackich, ale będąc z Xavierem próbuję się najzwyczajniej nad tym nie zastanawiać, tylko być. Dyskutujemy trochę na temat egzaminów i ocen jak i o owocach morza, do których spróbowania zmusza mnie chłopak. Krewetki i ośmiorniczki nie są złe. Natomiast ostrygi to nie moja bajka. Xavier upiera się, mówiąc, że nie mogę powiedzieć, że czegoś nie lubię, jeśli tego nie próbowałam, ale ja mam na temat tego inne zdanie. To jest duża muszelka z glutem w środku. Nie widzę najmniejszego dowodu na to, żeby to w ogóle mogło dobrze smakować.
– Lekko słonawe. – Mówi Xavier, wyciągając jedną z ostryg przed moją twarz. Krzywię się i siadam głębiej na krześle.
– O, dokładnie tak samo jak smarki. – Uśmiecham się sarkastycznie. – Chyba podziękuję. – łapię jego dłoń i delikatnie ją od siebie odpycham, przez co Xavier parska śmiechem.  

Siedzimy w restauracji zdecydowanie zbyt długo. Butelka wina jest już pusta od jakichś czterdziestu minut. Xavier zamówił nam więc po jeszcze jednym kieliszku białego wina, które również już wypiliśmy.
– Pewna jesteś, że nie chcesz drugiego deseru?
Wybucham śmiechem słysząc jego pytanie.
– Chyba chciałeś powiedzieć trzeciego. Zamówiliśmy jeszcze jeden na pół.
– Nie, ten się nie liczy. – Xavier macha ręką, pokazując, że to nie ważne.
– W takim razie wydaje mi się, że już na nas pora. – Nachylam się trochę nad stołem. – Większość ludzi już poszła, kelnerzy nas już chyba znienawidzili. – Szepczę.
Xavier przygląda mi się przez moment z wyrazem twarzy pozbawionym kompletnie jakichkolwiek uczuć, po czym ponownie parska śmiechem i kręci przecząco głową.
– Jesteś niemożliwa. 

________________________________________________________________________________

Druga Szansa 1&2 Wróć Do MnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz