T W E N T Y T W O

5.4K 255 16
                                    


________________________________________________________________________________


Piątek, 28. Kwiecień.


Gdy mój budzik dał o sobie znać w pół do piątej rano, byłam zaskoczona. Przespałam całą noc. No może nie całą, w końcu wstałam przed piątą, ale jak na moje umiejętności spania, to jest to coś niezwykłego.
Zaczęłam dzień w najlepszy możliwy sposób, z kubkiem czarnej kawy i książką. Potem długi spacer z psami i choć trochę wiało, to i tak było przyjemnie.
Teraz próbuję przebierać moimi - nie tak długimi - nogami, mając nadzieję, że się nie spóźnię na lekcję. Cóż, na moją obronę mam to, że książka, którą pożyczyłam od Margharet jest bardzo ciekawa. I gdy zbliżałam się zakończenia, nie potrafiłam jej odłożyć, więc wyszłam z domu państwa Williams trochę później, niż powinnam.
Moje myśli wirują jak liście w wietrze, a wiosenne powietrze delikatnie muska moje policzki, pozostawiając po sobie ślady w postaci zaróżowienia. 

Znów czuję to dziwne uczucie... spokoju. Jedną z trudniejszą rzeczy, nad jakimi pracuję, to pozwalanie sobie odczuwać uczucia, do których nie jestem przyzwyczajona. Uczucia, które wypychają mnie z mojego bąbelka komfortu, który znam na wylot. To nic, że mój bąbelek jest zapełniony częściowo negatywnymi uczuciami, i tak zapewnia mi poczucie bezpieczeństwa, kontroli. Bo właśnie w tym jest problem, że do niektórych form bólu da się łatwo przyzwyczaić na tyle, że staje on się nie wyraźny. A problem nadchodzi wtedy, kiedy się od niego odzwyczajasz, bo gdy wraca – a wraca zawsze w jakimś momencie, w jakiejś formie – to wydaje się, że boli bardziej. Mocniej. 

Z myśli wyrywa mnie trąbienie. Gdy się odwracam, moim oczom ukazuję się auto Xaviera. Po chwili szyba się zniża, a niebieskie oczy chłopaka padają na mnie. Jego usta rozciągają się w leniwy uśmiech, gdy podjeżdża bliżej mnie.
– Wsiadasz? Czy wolisz biec resztę drogi?
Jego słowa wywołują uśmiech na mojej twarzy. Odpowiedź jest łatwa, wsiadam. Okrążam auto i wsiadam do środka na miejsce pasażera. 

– Tak coś czułem, że będziesz potrzebować podwózki. – Odzywa się Xavier, gdy ruszamy. Kieruję swój wzrok ku niemu i pozwalam sobie na niego popatrzeć, gdy on koncentruje się na drodze. Po nie całych pięciu minutach dojeżdżamy do szkoły, a Xavier ponownie imponuje mi swoimi umiejętnościami w parkowaniu. Gdy otwieram drzwi, Xavier każe mi zaczekać, więc zamykam je ponownie. Chłopak wyciąga swoją dłoń w moją stronę.

– Daj mi swój telefon.
– Czemu?
– Nie zadawaj tylu pytań. – Odpowiada zwięźle, więc nie dyskutuje i daję mu do ręki swój telefon. Obserwuje jak Xavier coś wpisuje. Potem mija kolejnych kilka sekund, zanim mi go oddaje.
– Dzięki.
W przemierzamy odległość jaka dzieli parking od szkoły, Xavier zadaje mi pytanie, które wybija mnie lekko z równowagi. 

– Musisz pewnie tęsknić za domem... Utrzymujesz kontakt ze starymi znajomymi?
Cóż, to nie jest tak że miałam wiele przyjaciół jako Elizabeth, ale też nie byłam całkowicie osamotniona. Miałam kilka koleżanek w szkole, z którymi spędzałam przerwy. Ale nigdy nie pozwoliłam samej sobie zbliżyć się do nich za bardzo. W końcu nie mieszkałam w normalnym domu z normalną rodziną, której mogłam zaprezentować moje koleżanki i urządzać babskie wieczory. Więc po raz pierwszy, odkąd wyjechałam z Detroit, zadaje samej sobie pytanie, czy ktokolwiek zauważył, że zniknęłam? W końcu zniknęłam z dnia na dzień. Elizabeth Collins rozpłynęła się w powietrzu, przestała istnieć. Czy ktoś za nią tęskni? 

– Nie, nie utrzymuję z nikim kontaktu – zaciskam usta w cienką linię, łapiąc mocniej za pasek mojej torby. – To wszystko stało się bardzo szybko. I zaczęcie na nowo było i jest łatwiejsze, niż ciągnięcie przeszłości za sobą i próbowanie jej pogodzić z teraźniejszością.
Xavier przetwarza przez chwilę moją odpowiedź w ciszy.
– Rozumiem. A jak się czujesz z... tym wszystkim?
– Cóż, każdy dzień jest odrobinę łatwiejszy od poprzedniego.
- Cieszę się. – Mówi, otwierając mi drzwi. – Wiesz, polubiłem cię, Ashley.
– A ja o dziwo polubiłam ciebie. – Uśmiecham się.
– Co masz na myśli mówiąc „o dziwo"? – Xavier kładzie dłoń na piersi, udając urażonego.
– Cóż, pierwsze wrażenie, które na mnie zrobiłeś, nie sprawiło, że pomyślałam „z nim się zaprzyjaźnię". – Drażnię się. Xavier kontynuuje zgrywanie urażonego, więc szturcham go delikatnie łokciem w bok, co okazuje się działaś, gdyż chłopak po chwili zaczyna kręcić głową i się śmiać. 

Przechodząc holem nie da się nie zauważyć wzroku wszystkich wokół, skupiających się na nas. Nie wiem czy to dlatego, że Xavier jest tak popularny, czy dlatego, że mam napisane na twarzy „GAPCIE SIĘ NA MNIE." Cóż, za pewne jedno z tych dwóch.
Jednak Xavier nie wygląda na kogoś, kto w ogóle to zauważa. Wręcz przeciwnie. Albo jest on tak przyzwyczajony do tego, że wszyscy gapię się na niego gdziekolwiek by nie był i czegokolwiek by nie robił, albo jest ślepy. Zakładam, że to drugie. 

Wchodzimy razem na drugie piętro i szybkim krokiem zmierzam w stronę sali 223. Do klasy wchodzimy równo z dzwonkiem, śmiejąc się z historii, którą opowiedział Xavier o tym, jak w wieku pięciu lat wetknął sobie orzeszka ziemnego tak głęboko do nosa, że musieli mu go wyciągać w szpitalu czymś, co przypominało gigantyczną pęsetę. Tak, zdjęcie małego Xaviera podchodzącego do swojej mamy, mówiąc „ozesek", pokazując palcem na nos, jest nie z tej ziemi.

Siadamy razem z tyłu w wolnej ławce, próbując stłumić śmiech, żeby oszczędzić sobie reprymendy od nauczyciela fizyki. Gdy w końcu udaje mi się uspokoić, więc wyciągam podręcznik od fizyki i kładę go przed sobą, wsłuchując się w głos nauczyciela, który tłumaczy nowy temat. Gdy unoszę wzrok, moją uwagę przyciąga niezadowolona Steffanie kręcąca głową. Jej wzrok tkwi w chłopaku obok mnie. Lecz gdy odwracam się, żeby spojrzeć na niego, on patrzy się już na mnie. 

– Co? – pytam lekko zaskoczona.
Xavier przybliża się do mnie na tyle blisko, że czuję jego ciepły, miętowy oddech. Tak, ten chłopak to chodząca reklama pasty do zębów.
– Ozesek. – szepcze chłopak, po czym nie mija więcej niż sekunda, zanim oboje ponownie wybuchamy śmiechem. I przez to właśnie zostaliśmy wyrzuceni z klasy. Nie wkurzać nauczyciela od fizyki – zapisane.
Nie wiedząc co ze sobą zrobić, w końcu namawiam Xaviera do pójścia ze mną do biblioteki.
– Naprawdę jeszcze nie byłeś w bibliotece w tym roku?
– Naprawdę. A co miał bym tam niby robić?
– Cóż, nie wiem. Uczyć się chociażby? Czytać? Siedzieć i rozmawiać na tarasie, albo jeść lunch? – mówię, czując jak moje płuca wydaje się przybierać na wadze z każdym ostatnim przemierzonym stopniem.
– Kto normalny siedzi na tarasie biblioteki szkolnej na przerwie, którą można zużyć na sto innych i lepszych sposobów?
Zatrzymuje się i rzucam mu niezadowolone spojrzenie, po czym unoszę brwi.
– Chociaż by ja?
– Moje pytanie brzmiało „kto normalny". – Drażni się ze mną, więc szturcham go – tym razem mocno – w żebra.
– Ała! Co ja ci takiego zrobiłem. Jestem po prostu szczery.
– Dla twojej wiadomości siedziałam z Willem i rozmawiałam, co jest bardzo normalną rzeczą, które robią normalni ludzie.
- Którem Willem? – Pyta, jakby to było jedyne co uchwycił z całego zdania.
– Ma z nami włoski. Blond włosy, dość wysoki. Kojarzysz?
– Nie. – Mówi, mrużąc powieki.
– Nie ważne, w każdym bądź razie, on też jest normalny.
Xavier kręci niezgodnie głową otwierając mi drzwi. Co za dżentelmen. 


________________________________________________________________________________

Mam nadzieję, że narazie wszystko wam się podoba <3 Powolutku, powolutku dokądś zmierzamy, haha. 

Pozdrawiam, Sandra

XoXoXo

Druga Szansa 1&2 Wróć Do MnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz