S E V E N T Y O N E

2.9K 143 38
                                    




________________________________________________________________________________



Czwartek, 9. Czerwca


Rano budzi mnie Xavier, przychodząc do mojego pokoju z kubkiem świeżo zaparzonej kawy. Przecieram zaspane oczy i wyciągam się leniwie w łóżku.
– Brzmisz jak umierający kot. – Zauważa Xavier, po czym parska śmiechem.
– Wiem. – Przyznaję prostując się. Wyciągam ręce jak dziecko do lizaka i czekam aż Xavier poda mi kubek, po czym upijam malutki łyczek.
– Rodzice wyszli dziś wcześniej. – Chłopak siada na krańcu łóżka. – Wiesz, co to oznacza?
Kręcę przecząco głową w odpowiedzi. Xavier unosi jedną brew i rozciąga usta w łobuzerski uśmieszek. Zabiera mi kubek z kawą i odkłada go na szafkę obok.
– Oznacza to, że jesteśmy sami w domu. I mam zamiar wykorzystać ten czas jak najlepiej potrafię. – Mówi, po czym wskakuje na łóżko i zaczyna obsypywać mnie pocałunkami.

            Jemy z Xavierem śniadanie, po czym jedziemy razem do szkoły. Lekcje mijają mi jak zwykle. Na angielskim siedzę z Emily, więc dość dużą część lekcji nie słucham nauczyciela, tylko przyjaciółki opowiadającej mi o swoim nowym romansie z jedną dziewczyną z drugiego roku.
Po szkole jadę z Emily na lekcje samoobrony, a później przyjaciółka odwozi mnie do domu. Biorę szybki prysznic, żeby zmyć z siebie okropny zapach potu, po czym siadam do lekcji.
            Nagle otwierają się drzwi do pokoju.
– Hej. – Margharet rozgląda się po pokoju, po czym wchodzi do środka i zamyka za sobą drzwi. – Frank do mnie dzwonił. Prosił mnie, żebyś sprawdziła numer swojego starego paszportu, żebym mogła mu go wysłać. Potrzebują go do czegoś, bo mają jakiś problem z systemem, czy coś takiego. Nie zrozumiałam na czym to polegało.
– Okay. Jasne. Teraz? Czy mogę dokończyć pisanie wypracowania z historii? –  Pytam.
–  Spokojnie sobie dokończ. – Kobieta kładzie dłoń na moim ramieniu i ściska je delikatnie. – Zrób to, jak będziesz miała czas.
– Okay. – Uśmiecham się do niej.
Gdy kobieta wychodzi z mojego pokoju, coś mnie nachodzi i wołam za nią. Margharet wygląda po chwili zza drzwi i unosi brwi pytająco.

– Chciałam ci tylko podziękować. – To jest trudniejsze niż myślałam. – Za wszystko.
Moje słowa wywołują u kobiety szeroki, szczery uśmiech.
– Nie ma za co, kochana.
            Gdy kończę pisać wypracowanie, jest już po osiemnastej, więc decyduję, że załatwię to, co muszę od razu, żeby mieć to z głowy, po czym zacznę się szykować. W końcu jestem umówiona z Xavierem. Ciekawi mnie, co tym razem wymyślił. Może piknik? Albo kino?
Głośne westchnięcie wydobywa się z moich ust, gdy po wyciągnięciu pudełka z dokumentami spod łóżka stawiam je przed sobą. Nie mam ochoty patrzeć na przeszłość, ani o niej myśleć, ale nie mam w tym momencie wyboru, więc ściągam pokrywkę z pudełka i kładę ją obok. Pudełko jest zapełnione po same brzegi. Próbuję wygrzebać paszport na ślepo, ale mi się nie udaję, więc wyrzucam wszystkie papiery na łóżko. Papiery z sądu, dokumenty dotyczące sprawy sądowej, stare dokumenty mamy, papiery z pogrzebu... O! Dokumenty dotyczące mojej tożsamości i stary paszport. Siadam na krańcu łóżka i próbuję zmusić się do otwarcia paszportu, ale zajmuje mi to chwilę. Pierwsze co rzuca mi się w oczy to moje ciemne włosy i widoczne sińce pod oczami spowodowane nieprzespanymi nocami. Przejeżdżam opuszkami palców po zdjęciu, po czym patrzę na bok.


1.     NAZWISKO/SURNAME/NOM

COLLINS

2.     IMIONA/GIVEN NAMES/PRÉNOMS

ELIZABETH MARTHA

3.     OBYWATELSTWO/NATIONALITY/NATIONALITÉ

AMERYKAŃSKIE/AMERICAN/AMÉRICAINE

4.      DATA URODZENIA/DATE OF BIRTH/DATEDE NAISSANCE

17 WRZESIEŃ/SEPTEMBER

5.      PŁEĆ/SEX/SEXE

K/F


Im dłużej się temu przyglądam, tym bardziej kręci mi się w głowie. Mrugam kilka razy, po czym zapisuje numer paszportu na kartce. Nagle mój telefon zaczyna wibrować, więc odkładam wszystko na bok i podchodzę do biurka. EMILY. Bez namysły odbieram, ale nim zdążę się przywitać, dobiega mnie dźwięk szlochania.
– Ashley! – Dziewczyna wciąga głośno powietrze. – Będę pod twoim domem za minutę. Musisz ze mną jechać do szpitala. Mój tata...– Jej głos się łamie, po czym przyjaciółka zaczyna płakać.
– Ems, już schodzę. Spokojnie. Oczywiście, że z tobą pojadę. – Zapewniam ją.
Chwilę później przyjaciółka rozłącza się, a ja odkładam telefon i zbiegam na dół po schodach. Gdy łapię za kurtkę, Margharet wstaje z fotelu i patrzy na mnie ze zdziwieniem.
– Muszę iść. Tata Emily jest w szpitalu. Nie wiem co się stało, ale mnie potrzebuje. – Tłumaczę, jak szybko tylko potrafię jednocześnie zakładając buty.
– Oczywiście. Jedź. – Kobieta podchodzi do mnie szybkim krokiem i zatrzymuje się jakiś metr ode mnie. – Jeśli będzie czegoś potrzebować, to daj znać. – W jej głosie słychać troskę.
– Dziękuję. – Mówię, po czym otwieram drzwi wejściowe i wybiegam z domu. W tym samym czasie Emily zatrzymuje się przy podjeździe.
– Dajcie znać, jak dowiecie się czegoś więcej. – Krzyczy Margharet, gdy dobiegam do samochodu. Otwierając drzwi od strony pasażera posyłam odwracam się i posyłam kobiecie szybki uśmiech, zapewniając ją, że tak zrobimy.
Gdy tylko wsiadam do środka, Emily rusza. Spoglądam na przyjaciółkę, zapinając pasy. Łzy płyną po jej policzkach niemalże ciurkiem.
– Zadzwonili do mnie ze szpitala, bo nie mogli się dodzwonić do mamy. – Dziewczyna kręci głową. – Mama jest na wyjeździe służbowym. Powiedzieli mi, że mój tata miał wypadek samochodowy. – Jej głos się załamuje, ale ona kontynuuje. – Nie powiedzieli mi nic więcej. Tylko tyle, że muszę przyjechać jak najszybciej.
– Emily, wszystko na pewno będzie dobrze. Twój tata z tego wyjdzie. – Próbuję uspokoić przyjaciółkę słowami otuchy. Dziewczyna kiwa potakująco głową na moje słowa.


________________________________________________________________________________

Dzień dobry <3 
Czas na zwrot akcji, 6 rozdziałów do końca :o

XoXo Sandra

Druga Szansa 1&2 Wróć Do MnieWhere stories live. Discover now