E I G H T

5.8K 342 24
                                    

________________________________________________________________________________


Wchodzę do pokoju ubrana we wczorajsze białe dżinsy  i granatową koszulkę z koronkowymi rękawami. Mokre włosy mam owinięte w ręcznik, a rzęsy mam podmalowane tuszem do rzęs. To jedyne czego potrafię użyć ze wszystkich tych kosmetyków które kupiłam z Margharet. Nagle rozprasza mnie pukanie do drzwi.
- Tak? – Odzywam się.
- Jestem gotowy. Będę czekał w aucie. – Głos Xaviera rozbrzmiewa zza drzwi.
- Okej. – Odpowiadam, po czym staję przed lustrem i ściągam ręcznik z głowy. Chwilę osuszam nim włosy, po czym przeczesuje je szczotką. 

Nie chcąc, żeby syn Margharet na mnie czekał, bo to by było niegrzeczne, decyduję się wyjść z jeszcze mokrą głową. Po raz ostatni zerkam w lusterko. Długie rękawy zasłaniają wszystko to, co powinny, choć koszulka i spodnie są obcisłe, co sprawia, że czuję się dość niekomfortowo. 

Mieszkając w Detroit, to była najważniejsza zasada jakiej się trzymałam. Nigdy nie ubieraj się nawet trochę wyzywająco. Oznaczało to, że nigdy nie nosiłam obcisłych ciuchów. Nigdy nie odsłaniałam dekoltu czy nóg. Nie chciałam kusić losu. Już i tak nie radziłam sobie z tym co się działo. Wychodząc z pokoju powtarzam sobie, że nie jestem już w Detroit, nie jestem już Elizabeth, i nie powinnam bać się świata jak tamta dziewczyna, którą byłam.

Wsiadam do czarnego auta, zajmując miejsce pasażera. W kieszeni swojej białej kurtki przeplatam zapalniczkę pomiędzy palcami, a drugą ręką zapinam pas bezpieczeństwa. W końcu prostuję się i spoglądam na Xaviera, który już mi się uważnie przygląda. Gdy napotyka moje oczy, posyła mi uśmiech odsłaniający białe, równe zęby.

- Wyglądasz na przestraszoną. – Drwi. – Nie bój się, nie gryzę.
Jego ciemne oczy, dziś nabrały całkowicie innych barw. Ciemny odcień niebieskiego, który sprawiał wczoraj, że jego oczy wyglądały tak, jakby w głębi nich zamieszczone było morze, na którym panował sztorm, dziś przybrał odcień oceanu pacyficznego. Spokojny i ciepły.
Odwracam wzrok i wyglądam przez okno. 

Zazwyczaj czuję się nieswojo w pobliżu płci męskiej. Szczególnie gdy jestem z nimi sama. A przy nim... Jeszcze nie wiem jak się czuję. Po chwili Xavier odpala silnik i rusza. Zakładam, że już niedługo się dowiem.
- Przepraszam za wczoraj. Powiedzmy, że miałem gorszy dzień. Nie spodziewałem się nowego domownika.
- A ja nowego domu. – Mamrotam podziwiając okolicę za oknem.
- Mama opowiedziała mi dziś rano, z jakiego powodu się do nas przeprowadziłaś. Przykro mi. – Mówi, co natychmiast coś we mnie porusza. Margharet powiedziała mu o mojej przeszłości?
- A skoro moja mama jest twoją daleką ciocią, czy coś takiego, to robi nas kuzynostwem, o ile się nie mylę. – To brzmiało bardziej jak pytanie niż oznajmienie. 

Natychmiast czuję ulgę, przypominając sobie historyjkę o rodzicach ginących w wypadku. Choć gdyby się nad tym głębiej zastanowić to bardzo przykra historia. Nagle na myśl przychodzi mi moja mama, więc natychmiast staram się odepchnąć wszelkie myśli... Szkoda tylko, że Jackson nie umarł razem z nią. 

- Raczej tak. – Odpowiadam zwięźle.
- Nie jesteś zbytnio rozmowna, co? - Nie poddaje się.
Po chwili orientuje się, że wstrzymuję oddech, więc wypuszczam powoli powietrze i odwracam się w stronę chłopaka.
- Cóż, po prostu nie wiem o czym mam gadać z kimś, kto nie jest specjalnie zadowolony z mojego pobytu pod jednym dachem. – Mówię prawdę. Dam sobie rękę uciąć, że próbuje być miły, ponieważ Margharet dała mu niezłą reprymendę. Nie dało się nie zauważyć tego, że niespecjalnie była zadowolona zachowaniem syna.
- Dobra, rozumiem, zaczęliśmy nie najlepiej. Ale raczej nie damy rady siebie unikać przez dość długo, mieszkając w jednym domu. Więc jak?

Wzdycham lekko. 

- Wybaczam ci. – Mówię przewracając oczami, po czym wymyka mi się cichy chichot. 

- Nieładnie tak przewracać oczami. – Upomina mnie Xavier. – To bardzo niegrzeczne. 

- Cóż, mam nadzieję, że mi wybaczysz to okropne zachowanie. – Droczę się z nim.

Ponownie spoglądam w stronę chłopaka. Patrzy się przed siebie skupiając się na jeździe, a na jego ustach tkwi mały uśmiech. Jego rysy twarzy są bardzo ostre i stanowcze, a żyły na rękach przesadnie widoczne. Ma bardzo nietypową urodę, która rzuca się w oczy. 

Nagle chłopak odwraca się w moją stronę i unosi pytająco brwi, przyłapując mnie na gapieniu się. Niemal natychmiast czuje, jak czerwienią mi się policzki, więc odwracam wzrok pokręcając delikatnie głową, ochrzaniając samą siebie w myślach. Mógłby jeszcze to zrozumieć jako zaproszenie do czegoś, czy coś w tym stylu. Muszę bardziej się pilnować.

Chłopak zatrzymuję auto na parkingu, wyłącza silnik i otwiera drzwi samochodu.
- Wysiadaj młoda. – Zwraca się do mnie wychodząc z auta. Robię, jak mówi. Odpinam pas i wychodzę na zewnątrz. Rozglądam się szybko dookoła, pochłaniając promyki słońca.
- Oto szkoła, do której będziesz chodzić od poniedziałku. – Chłopak cichnie na chwilę. Przyglądam się wielkiemu budynkowi, ale kątem oka widzę, że Xavier mi się przygląda. 

– Jest duża, więc na początku radziłbym ci spędzać przerwy na szukaniu klas. Ludzie w szkole są... Cóż. Przekonasz się sama. Zakładam, że są mniej więcej jak w każdej innej, choć mamy wiele osób, które lubią dramat i uwagę. Nauczyciele jak nauczyciele, potrafią być wrzodami na dupie, ale za to mamy najlepsze boisko do koszykówki w mieście.
- Grasz? – Dopytuję się.
- Tak. Mam szansę na stypendium, ale muszę podciągnąć oceny z paru przedmiotów do końca roku szkolnego. Więc nie wiem czy coś z tego będzie.
Kiwam delikatnie głową przetwarzając to, co powiedział. Chłopak, którego spotkałam wczoraj przed domem, a ten z którym teraz rozmawiam muszą być bliźniakami, bo trudno uwierzyć, że to mogłaby być ta sama osoba, w tak różnych odsłonach.
- Chodź, przejdziemy się. Oprowadzę cię po okolicy i pokaże miejsca, w które wybiera się młodzież ze szkoły w wolnych chwilach.
Zgadzam się i podążam powoli za nim.
- Co to za przedmioty, z których musisz się podciągnąć?
- Włoski, biologia i fizyka.
- Uważasz, że nie dasz rady? Wystarczy trochę poczytać i ewentualnie znaleźć kogoś do pomocy.
- A co, zgłaszasz się na ochotnika? – pyta unosząc brew. Wzruszam ramionami, po czym unoszę wzrok na chłopaka i napotykam jego piękne oczy.
- Cóż, czemu nie. Jeśli to sprawi, że lepiej będziesz znosił nowego domownika, to chyba spróbuję.
Na moje słowa chłopak zaczyna się śmiać, po czym kręci chwilę głową. Jego śmiech jest ciepły i szczery.
- Coś czuję, że jeszcze nie raz usłyszę komentarz na temat naszego pierwszego spotkania. – Mruży delikatnie swoje oczy, po czym dodaje. - Już cię lubię, Ashley.



________________________________________________________________________________


Okay, trochę dłuższy, jak sobie życzyliście ahah <3 

Cóż, już drugi dziś, możeeeeee trzeci, jeśli będziecie bardzo chcieli haha. 

Ps. Widać, co robię na lekcji xD Nie bierzcie ze mnie przykładu! :D

Pozdrawiam, Sandra 

XoXoXo


Druga Szansa 1&2 Wróć Do MnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz