odległa twierdza

1.8K 203 50
                                    

Rozdział 117

Mogła się spodziewać, że takie będą tego konsekwencje. Gdy wróciła do swojego dormitorium Pansy już nie spała i zasypała ją gradem różnych pytań. Hesper opowiedziała jej przygotowaną rano historię nie mającą absolutnie nic wspólnego z prawdą. Niezbyt ją interesowało czy Pansy uwierzyła w zaśnięcie nad nauką, ważne, że było to dość racjonalne w jej przypadku wytłumaczenie. Nie myślała za dużo o tym co się stało, chociaż była zaskoczona tempem jakie przybrała ich relacja. Z drugiej strony pragnienia w Hesper były od dawna, czaiły się gdzieś w zakątkach jej umysłu, a ona nie pozwalała jej dojść do głosu. To były długie miesiące, w połączeniu z przeklętą więzią. Prędzej czy później to musiało się tak skończyć, a że skończyło się dość szybko, po miesiącu od werbalnego rozpoczęcia ich związku... no cóż Hesper nie narzekała, szczególnie, że pokonała swoje dwie traumy na raz.

Widziała na sobie wzrok Cassiusa Bella. Była niedziela, więc były to tylko posiłki, jednak hebanowe oczy wodziły zna nią gdy tylko miały okazję, dość dyskretnie jednak, trzeba przyznać. Denerwowało ją to, szczególnie, że Bell był jedyną osobą, która mogła się tak naprawdę dowiedzieć, o której wróciła z wycieczki. On wydawał się co najmniej zaintrygowany tymi wydarzeniami. Próbowała to jak najbardziej ignorować.

Kolejnego dnia nic się nie zmieniło, co najgorsze mieli akurat obronę. Postanowiła przyjąć metodę przemilczenia sprawy, więc zachowywała się jakby w ogóle tego nie widziała. Mieli akurat lekcje w terenie, dokładniej przy hogwardzkim jeziorze. To była powtórkowa lekcja o wodnych demonach, prowadzona razem z Rolfem Scamanderem. Dzięki temu tuż po jej końcu zgrabnie uniknęła konfrontacji. Gdy kilka dni później Bell złapał ją gdzieś po drodze, odpowiedziała mu jedynie o dużej, tajnej sprawie, o której lepiej nie mówić. Przez lata Hesper nie straciła umiejętności zgrabnego manipulowania prawdą, a wręcz ją mocno poprawiła.

...

Końcówka lutego w Anglii była zimna, jednak na Syberii była wręcz lodowata. Wszystko było pokryte grubą warstwą śniegu, przemieniającego się w lód. Po środku niczego stała chata, ta sama, w której jeszcze kilka dni wcześniej Albus Dumbledore regenerował siły. Teraz też nie miał ich zbyt wiele, było ich jednak na tyle, by mógł w miarę samodzielnie funkcjonować.

Chata była jednoizbowa, w kominku palił się ogień. Wokół ścian stało wiele łóżek, a na środku wielki, okrągły stół. Ściany były ceglane i zawilgocone, podobnie jak podłoga i sufit. Z niego zwisał prosty świecznik. Kilkadziesiąt osób siedziała na krzesłach przy stole usłanym wszelkiego rodzaju papierami. Byli skupieni na głównej postaci, starcowi z małą jak na niego brodą.

- Jak to już to wprowadzają!? - oburzył się rzeczony starzec - I nikt się nie buntuje?

- Bardzo mało osób, dyrektorze - powiedział rudy mężczyzna z zmęczoną twarzą - Myślę, że pewna zmiana już nadeszła i to nieodwracalnie.

Albus Dumbledore westchnął ciężko.

- Ogół prosto przekonać, Arthurze. - powiedział - Zostali zmanipulowani i z naszej pozycji nie damy radę nic z tym zrobić. Dlatego nie myślmy o tym, to trzyma nas w miejscu. Musimy działać. Kiedyś ludzie zrozumieją, że kilka rzeczy trzeba zrobić dla większego dobra.

Nikomu nawet nie drgnęła powieka gdy usłyszeli to hasło z jego ust. Jakby w ogóle wyparowało im z głowy kogo to było hasło. Byli zbyt przerażeni, pewien emerytowany auror siedzący tuż przy byłym dyrektorze Hogwartu wytworzył w nich wszystkich syndrom oblężonej twierdzy.

- Profesorze? - zagadnął nieśmiało podstarzały blondyn - Bo pana brat, Aberforth nie chce współpracować! Nie dość, że wyrzucił Dunga z baru, to mnie spławił, coś tam mówiąc o kontrolach z Ministerstwa! Odmówił pomocy, mówiąc coś wilkach w barze!

venus  • tomarry ♀️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz