bezpieczny dom

2.8K 176 66
                                    

Rozdział 10
(TW! przemoc)

Hesper zawsze uważała, że nie mogło być gorzej jeśli chodzi o jej życie domowe. Rzeczywistość szybko zweryfikowała ten pogląd. Miała o wiele więcej prac domowych, jakby chcieli sobie zrekompensować jej brak przez dziesięć miesięcy. Kary za opieszałość były jeszcze gorsze, Veron zadawał się jej wręcz nienawidzić z całego serca. Obwiniał ją za wszystkie niepowodzenia, zaczął coraz częściej zjawiać się w komórce. Podłoga była oblepiona wręcz jej krwią. Zazwyczaj było to tylko kilka uderzeń lecz dla dwunastolatki było to bardzo dużo. Co prawda zdążyła wykupić odpowiednie eliksiry, jednak nie miała jak ich odebrać. Hewig, jej sowa była zamknięta razem z nią, w komórce. Co jakiś czas dostarczała jej ziaren, wyplewionych z ogródka, ale nie mogła ona wylecieć na łowy. Crux, któremu udało się znaleźć bezpieczną drogę na zewnątrz polował więc i dla siebie i dla niej. Nawet w krytycznym momencie przyniósł jej jedzenie. Była mu za to bardzo wdzięczna. Przez rok posiadania węża zdążyła się z nim bardzo zżyć, stał się jej przyjacielem i obrońcą. Z śnieżnobiałą Hedwig też łączyła ją oczywiście więź, lecz nie tak mocna. 

Przez klatkę z sową i rzeczy szkolne komórka zmniejszyła swój użytkowy rozmiar o połowę. W dodatku panował w niej zaduch i smród, gnijącej krwi i odchodów sowy. Kilka razu udało jej się ubłagać Petunie, by mogła umyć komórkę, podając za argument to, że odór rozprzestrzeniał się po domu. Lecz starych zabrudzeń nie dało się doczyścić. Tak spędzała więc wakacje na Privet Drive 4 czując wewnętrzne upokorzenie. Jak nie pracowała, to po nocach pisała prace wakacyjne. Wyglądała okropnie. Przez miesiąc przebywania u Dursley'ów straciła sporo na wadze, jej twarz się zapadła, włosy i oczy zmatowiały. Pod nimi pojawiły się fioletowe cienie. Jedynym wyraźnym punktem była blizna na oku, niezmiennie świecąca się intensywną zielenią. To właśnie była dziewczynka, która pokonała Voldemorta. Pobita i bezbronna, jeżeli chodziło o zwykłych mugoli.

...

- Dzisiaj jak wiemy jest bardzo ważny dzień! - oznajmił z rana Vernon.

Był dokładnie 31 lipca, urodziny Hesper, jednak to nie o nich mówił wuj. Miała się odbyć ważna biznesowa kolacja, która miała przysporzyć wujowi nowy kontrakt.

- My powtórzymy sobie tutaj dokładny plan wieczoru, a ty dziewucho masz listę rzeczy, które masz przygotować do piątej. Potem masz stąd zupełnie zniknąć. Nie chce w tym domu, ani ciebie, ani tej popieprzonej sowy. Masz być w domu jutro wczesnym rankiem. Zrozumiano? - całe polecenie wycedził, opluwając jej przy okazji twarz.

- Tak, wuju Vernonie.

Nienawidziła go. Całym sercem. Jednak bez magii, w starciu z jego siłą była bezbronna. Kiedyś się na nich zemści, przysięgła to już dawno.

- No to na co czekasz!? - ryknął niczym bawół - DO ROBOTY!

W ekspresowym tempie chwyciła kartkę, po czym uciekła z przed oblicza mężczyzny, mało co nie potykając się o wiele rozmiarów za dużą koszulkę. Nie jadła nic od połowy tygodnia, byłą na skraju wyczerpania. Był jednak plus. Postanowiła pójść na Pokątną w czasie przyjęcia. Tam się naje, odbierze eliksiry i może uda jej się zrobić zapasy na następny miesiąc.

...

Punkt piąta cały dom lśnił, wazony zdobiły kompozycje kwiatów, stół był nakryty odświętną zastawą. Ciasto zostało upieczone, a polędwiczki były gotowe do wstawienia do piekarnika. Hesper przebrała się w prostą, czarną sukienkę, tego samego koloru płaszcz i buty oksfordki. Włosy wyczesała starannie, tak, że ładnie spadały kaskadami po plecach. Wzięła sporą torbę na zakupy i różdżkę. Otworzyła klatkę, stojącą obok jej materaca.

venus  • tomarry ♀️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz