tacy sami

2.3K 236 94
                                    

Rozdział 84

Po świętach Voldemort się do niej nie odezwał, ona też tego nie zrobiła. Bliźniacy często znikali mówiąc, że teraz śmeirciożercy mają dużo pracy, Hesper więc nie nalegała. Spędziła wolne dni na tym co zwykle, pracach związanych ze szkołą i rozmowami z Remusem i Syriuszem. Skrzętnie omijała temat Voldemorta, a oni nie naciskali, choć widziała jak bardzo chcieli z nią o jego osobie porozmawiać. Zaczęła również pracę nad kolejnym kręgiem runicznym na plecach, tym razem miał to być krąg ciała. Z magią i duszą postanowiła poczekać aż osiągnie pełnoletność. W wolnych chwilach zaczytywała się w książce znalezionej w rzeczach Regulusa Blacka o nekromancji. Była na prawdę ciekawa.

Nadszedł trzydziesty pierwszy grudnia, Blaise uznał, że musi zorganizować imprezę. Zaproszeni byli Ślizgoni z ich roku, rok wyżej, jak i z roku, który już opuścił Hogwart. Oczywiście byli też bliźniacy, którzy razem z Blaisem zajęli się organizacją. Motyw przewodni, miało być jak najbardziej elegancko. Hesper przeklęła ich wszystkich po stokroć, Pansy, na jej szczęście, okazała się być pomocna.

Dom Zabinich był dość mały jak na standardy Ślizgonów jednak miał coś przytulnego w sobie. Nie był w żaden sposób mroczny, przeważała w nim biel. Hesper w salonie, gdzie witała się ze wszystkimi wyglądała trochę karykaturalnie. Jej strój był najprostszy wśród dziewczyn, suknia była prosta, odrywająca ramiona, za kolano. Oczywiście, że czarna. Tym razem odkopała ze zbiorów biżuterii  srebrną z rubinami, idealnie pasowała do bransolety sprezentowanej jej przez Lorda.

- Skąd masz? - zapytała się Pansy, wskazując właśnie na tą część jej biżuterii.

- Dostałam - odpowiedziała zdawkowo.

Jej przyjaciółka jak nic dostała by zawału gdyby powiedziała je od kogo jest bransoletka.

- Jak ty to robisz, że te iskierki tak ładnie świecą? - zapytała się jej Daphne, która stała dość niedaleko.

- Może kiedyś ci pokarzę - odpowiedziała Potter.

Między jej włosami, tak samo jak w poprzedniego Sylwestra, co jakiś czas rozbłyskiwały sztuczne ognie. Na wielu robiło to wrażenie. Bliźniacy gdy ją zobaczyli, uśmiechnęli się konspiracyjnie.

- Jego tu nie ma, nie musisz się stroić - szepnęli porozumiewawczo.

Posłała im spojrzenie godne bazyliszka.

- George, zajmij się Moore - syknęła, wiedząc, ze ta dwójka była dość młodą stażem parą - A ty Fred znajdź sobie kogoś, bo wyobraźnia ci odlatuje nie w tą stronę co trzeba. Wybaczcie mi, ale nie poradzę nic na to, że z natury jestem zniewalająca.

Właściwie to Hesper miała centralnie w pewnym miejscu to czy była ładna, czy brzydka, nie interesował jej też pogląd innych na tą sprawę. Oczywiście chciała wyglądać na zadbaną, ale nic po za tym. Pansy jej bardzo często mówiła, że jest piękna, choć nie w klasyczny sposób. Przy tym sama narzekając na własną, pospolitą urodę. Hesper według niej miała coś intrygującego w sobie, nie była nudna. Sama zainteresowana nie miała na ten temat zdania, po prostu akceptowała fakt swojego wyglądu.

- Och już nie złość się, przecież wiemy, że z powodzeniem mógłby być twoim dziadkiem - podśmiechiwał się dalej Fred.

- Nie podcinaj jej skrzydeł, Gred - odparł George - Wiek to tylko liczba.

- Wy przypadkiem się nie zapędzacie? - zapytała konwersacyjnie - Z tego co mi wiadomo to takie kpienie z wielce szacownego lorda może mieć konsekwencje.

- Ale my kpimy z ciebie, a nie z naszego pana, co nie Froge? - chichrał się Fred.

Więc postanowiła zrobić eksperyment, sięgnęła w głąb swojej magii, przymknęła oczy. Znalazła to, czego szukała. Nie było to trudne, wszystko przychodziło jej z nienaturalną wręcz lekkością. Bliźniacy syknęli na raz, ich znaki zapiekły. Rozejrzeli się panicznie.

venus  • tomarry ♀️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz