dorosłość

2.1K 227 79
                                    

Rozdział 94

Następnego dnia obudziła się dość późno z czymś co z powodzeniem dało się nazwać kacem moralnym. Po pocałunku przypadkiem spojrzała na zegarek i powiedziała, ze musiała się już zbierać. Tak o to wróciła na Grimmauld Place 12 w środku nocy i była wdzięczna Merlinowi, że i Syriusz i Remus już spali. Jej budzikiem nie okazał się jednak żaden z jej opiekunów, ani skrzat, a dwóch bliźniaków, którzy wrzeszczeli nad nią, że ma wstawać.

- Urodziny masz! Jest dwunasta godzina! Wszystkiego najlepszego!

Z ust Hesper wyszło tyle przekleństw, słów mało cenzuralnych i nazw klątw, że zawstydziłaby tym wielu ludzi. W końcu zwlekła się z łóżka i dostała od razy w twarz kawałkiem czarnego materiału.

- To twoje ubranie na dzisiaj - wytłumaczył Fred - nic masz nie dokładać od siebie! - zastrzegł.

- Okej, czyli majtek mam nie zakładać - mruknęła średnio rozbudzona pod nosem.

Bliźniacy wybuchli takim śmiechem, że skutecznie ją rozbudzili.

- Nie no, Pansy chyba pozwoli... - mruknął George  - Jeszcze weź jakoś przypudruj nosek i za pięć minut widzimy się na dole. Nie ma spóźnienia, bo namówimy Snape'a, by dał ci kociołki do szorowania!

Mruknęła coś bliżej niezrozumiałego pod nosem i poszła do łazienki umyć się. Potem założyła ubrania, te swoje, jak i sukienkę od Pansy. Była jak na jej gust za odkrywająca, nie czuła się komfortowo. Była przed kolano, na szczęście na długi rękaw choć z dekoltem. Hesper pierwszy raz użyła magii legalnie zakrywając kilka blizn na nogach. Wzięła jeszcze letnią szatę na wierzch, zrobiła lekki makijaż i chwyciła byle jakie srebrno - zielone kolczyki. Coś już wysiało na jej szyi, więc po prostu zostawiła to. Spsikała się jeszcze perfumami.

- Dwie minuty spóźnienia! - krzyknął George, gdy wreszcie zeszła na dół.

- Przeżyjesz - mruknęła - Gdzie my w ogóle idziemy?

Było za cicho jak na tamten dom, musiało tam po prostu nikogo nie być prócz nich.

- Oj zobaczysz.

Deportowali się łącznie.

...

Przenieśli się do Hogsmede, Hesper była niemal pewna, że to byłą właśnie to miasteczko. Szli opuszczonymi uliczkami, minęli nawet oddział aurorów. Hesper dopadło lekkie deja vu, ale na szczęście nie okazała tego za zewnątrz. Kazał im podać swoje dane, na szczęście po usłyszeniu ich nazwisk puścili ich wolno. Stanęli w końcu przed sklepem Zonka, a właściwie tym, co z niego pozostało. Szyld był zniszczony, a witryny puste. Wyglądał na całkowicie opuszczony.

- Zbankrutował - wytłumaczył jej Fred - Wykupujemy go.

- Przecież nie ma wycieczek... - mruknęła zdziwiona Hesper

- Będą w następnym roku szkolnym - odparł od razu George - Czarny Pan obiecał.

Mogła się tego spodziewać.

- Po co mnie tu zabraliście? - zapytała podejrzliwie.

Spojrzeli się na nią jak na idiotkę.

- Jesteś pełnoletnia, jakbyś nie zauważyła. - wytłumaczyli - Trzeba podpisać papiery. Taki prezent od nas.

Weszli do środka, przy stole czekał już na nich właściciel. Stary, trochę za chudy. Jego garnitur wyglądał trochę jak szaty Dumbledore'a, pstrokaty w najróżniejsze wzory. Zaprosił ich gestem ręki do środka i wskazał trzy krzesła na przeciwko jego. Dzielił ich dębowy stół, a na nim leżała umowa sprzedaży.

venus  • tomarry ♀️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz