w głąb siebie

2.6K 232 44
                                    

Rozdział 63

Od kilku dni Syriusz chodził po domu mówił tylko o tym. Bal Sylwestrowy Malfoy'ów. Oczywiście szedł tam na złość Lucjuszowi. Remus był za to raczej niespokojny, nie miał dobrych doświadczeń z rodziną Malfoy'ów, a sam był przecież wilkołakiem półkrwi. Hesper go próbowała uspokoić, wyszło jej raczej połowicznie. 31 grudnia na Grimmaund Place 12 po spokojnym poranku ze śniadaniem zapanował gwar. Każdy staranie się przygotowywał. Hałas nawet nie obudził Walburgi Black, właściwie to po prostu nie odezwała się ani słowem od starcia z Hesper. Reszta domu o tym nie wiedziała, długo zastanawiali się dlaczego stara kobieta przestała krzyczeć, Potter konsekwentnie milczała. Nie wnikali, ważne było, że wreszcie się zamknęła.

Hesper nie była specjalistką jeśli chodziło o szykowanie się na takie wyjścia, jednak co nie co podłapała od Pansy. Musiała się zdać na swoje umiejętności, był to jeden z minusów mieszkania z czteroma mężczyznami. Jej makijaż nie był niczym specjalnym, podkreśliła czernią swoje duże, szałwiowe oczy, burgundą swoje również nie najmniejsze usta, a włosy jedynie ujarzmiła żelem swoje naturalne fale, wystarczały. Umieściła w nich jeszcze za pomocą różdżki i serii zaklęć mieniące się złote iskry, przypominające mugolskie sztuczne ognie. Jej suknia i tym razem była czarna, odsłaniała ramiona. Przylegająca na górze, rozkloszowana na dole podkreślała atuty jej ciała, na które raczej nie zwracała uwagi zwykle będąc w dość obszernych, szkolnych szatach. Zamaskowała zwykłym zaklęciem jedną bliznę i kawałki kręgów. Miała jeszcze rękawiczki, dość długie, wcisnął je jej Syriusz twierdząc, że się przeziębi. Założyła jeszcze pełną biżuterię, złoto - bordowe kolczyki i naszyjnik, spryskała się perfumami od matki Blaise'a.

- Nie mogłabyś tak częściej? - zapytali bliźniacy, gdy zeszła na dół.

Mało co się nie zabiła na wąskich schodach w obcasach, które kazano jej założyć.

- Au! Litości kobieto - zawył Fred jak Hesper przez przypadek stanęła mu na stopie.

Remus spojrzał się na nią zaskoczony, a raczej na jej włosy. Iskry były dość subtelne, jednak nadawały charakteru.

- Nigdy nie widziałem, by czarownice wykorzystywały aż tak magię w swoich strojach. - skomentował - Właściwie widziałem to tylko u ciebie.

- Skoro mamy już magię, to dlaczego z niej nie korzystać - odpowiedziała mu tylko, jakby to było oczywiste.

Dla niej było, dla innych nie koniecznie. Syriusz, Remus, Fred i George mieli bardzo podobne szaty wyjściowe, bliźniacy swoje dostali w ramach prezentu. Byli w większości czarne jednak wszędzie gdzie mogli wszyć, to wszyli czerwone i złote wstawki, wyraźnie podkreślając jakiego domu są lub byli członkami.

Wyszli z domu, użyli świstoklika by dostać się na miejsce. Było już dość ciemno, jednak Malfoy Manor stało rozświetlone. Było na prawdę okazałe, cały budynek, czy ogród krzyczał głośno Malfoy. Powoli zaczęli iść w stronę bramy, otoczeni przez starannie obcięty żywopłot. Stał tam dość młody, barczysty chłopak.

- Nazwiska? - powiedział profesjonalnym tonem.

- Syriusz Black, Remus Lupin, Fred i George Weasley'owie i Hesper Potter - wyrecytował Syriusz.

Przy jej nazwisku chłopak stracił trochę beznamiętnej maski, przejechał wzrokiem po jej bliźnie z zaciekawieniem. W rękach trzymał pilk kartek, najpewniej listę gości. Spojrzał na nią i zaklęciem otworzył bramę.

- Życzę miłej zabawy - powiedział im na pożegnanie.

Willa w środku była jeszcze bardziej okazała niż na zewnątrz. Marmur, srebro i inne luksusy, choć z pewną klasą. Hesper rozpoznawała niektóre miejsca, łącznie z magicznie powiększonym do horendalnych rozmiarów salonem. Była tutaj we wspomnieniach Snape'a. Tym razem było tam jednak mnóstwo ludzi. Nim się spostrzegli, przed nimi stała już rodzina Malfoy'ów. Nienaganni, w luksusowych strojach na wymiar. Lucjusz zaczął kurtuazyjne przywitanie, Syriusz bardzo dobrze się bawił odpowiadając mu tym samym, jednak z głosem podszytym lekko wyczuwalną ironią. Lucjusz udawał, że tego nie zauważał. Podał rękę, wszystkim z nich po kolei, ona wiekiem była na końcu, więc także ostatnia podała mu rękę. Poczuła mrowienie gdy jego usta dotknęły wierzchu jej dłoni, pomyślała, że chciałaby, by Malfoy poczuł mocniej swój znak. Podziałało, widziała, że starszy Malfoy musiał na prawdę powstrzymywać się od syknięcia. Uśmiechnęła się tajemniczo i przeszła do Narcyzy, którą jeszcze chwilę wcześniej bliźniacy przywitali jak dżentelmeni, rzucając przy okazji żartem, wywołując uśmiech na twarzy pani Malfoy. Ku jej zaskoczeniu zamiast standardowego uściśnięcia dłoni, Narcyza Malfoy przytuliła ją w taki matczyny sposób, jeszcze nigdy Hesper świadomie czegoś takiego nie doświadczyła. Było w tym coś niesamowicie uspokajającego.

venus  • tomarry ♀️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz