tajemniczy zamek

3.4K 176 22
                                    

Rozdział 4

Po uczcie pierwszoroczni zostali doprowadzeni do Pokoju Wspólnego Slytherinu przez prefektów. Hesper podziwiała piękno Hogwartu, choć wszystko to było dziwnie znajome dla niej. Wysłuchała w ciszy przemowy prefekta Higgsa na temat solidarności Ślizgonów. Utwierdziła ją w przekonaniu, że jej dom jest dyskryminowany i ma złą reputację. Jak na razie świat czarodziejów nie zrobił na niej dobrego wrażenia. Wydawał się nietolerancyjny i zatwardziały. Oczywiście nie wyciągała aż tak pochopnych wniosków, potrzebowała poznać kogoś kto by dokładnie wytłumaczył jej punkty widzenia obu stron. Więc całą siłą woli powstrzymywała się od dalszych osądów. W dormitorium mieszkała jeszcze z dwiema dziewczynami. Przedstawiły jej się jako Pansy Parkinson i Traicey Davis. Miały brązowe włosy i jasne oczy i tu podobieństwa między nimi się kończyły. Traicey miała typową twarz, absolutnie niczym się nie wyróżniała, wydawała się również dokładnie taka z charakteru, szara. Pansy za to miała za to charakterystyczne rysy, które przypominały mopsa, przynajmniej według Potter.

- Zupełnie inaczej sobie ciebie wyobrażałam - powiedziała jej Parkinson - Ta blizna... - pokręciła nosem.

Hesper była o krok od powiedzenia kąśliwego komentarza, powstrzymała się jednak. Po prostu dalej rozpakowywała swoje rzeczy, ignorując to. Pansy jednak najwyraźniej nie była osobą, która łatwo odpuszcza.

- Kiedyś w gazecie było zdjęcie twoich rodziców. W ogóle nie podobna jesteś do nich. - mówiła protekcjonalnym tonem.

Potter spiorunowała ją wzrokiem tak, że druga dziewczyna dostrzegła migającą, intensywną zieleń w jej bliźnie na oku.

- Z tego co mi wiadomo, to genetyka jest trochę bardziej skomplikowana i nie muszę być wyraźnie podobna do któregoś z rodziców - powiedziała jej podobnym tonem.

Pansy zmarszczyła nos.

- Och... miałaś być kopią ojca, przynajmniej tak pisali - kpina zabarwiła jej głos.

- Niedorzeczne... - mruknęła czarnowłosa - W takim razie wiesz już, której gazecie i dziennikarzowi nie ufać - uśmiechnęła się sztucznie.

Pansy już się do niej nie odezwała. Wydawała się zakłopotana jej osobą, podobnie jak reszta Ślizgonów. Hesper zaczynało denerwować, że według wszystkich miała spełniać jakiś jeden, określony dokładnie schemat. Ten świat był doprawdy dziwny.

...

Niemiała żadnych problemów z pierwszymi lekcjami. Wszystko było takie naturalne, jakby znajome. Została pochwalona przez nauczycielkę transmutacji i nauczyciela zaklęć. Te przedmioty wydawały się ciekawe, aczkolwiek trudne i skomplikowane. Zielarstwo było raczej łatwe i nudne, za to Astronomia była o wiele ciekawsza. Hesper powędrowała do biblioteki przy pierwszej, lepszej okazji i wypożyczyła książki o niej. Eliksiry były dziwne, a właściwie to ich nauczyciel. Bo sam w sobie przedmiot przypominał jej mugolską chemię, którą lubiła. Severus Snape za to, Mistrz Eliksirów, sprawiał, że wszyscy Gryfoni i kilku pojedynczych Ślizgonów dygotało. Nosił czarne szaty, które złowieszczo powiewały za nim gdy szedł, miał tłuste, czarne włosy do ramion i czarne oczy, świdrujące uczniów. Na samym początku lekcji stanowczo zakazał im wyciągać różdżek i próbował ich generalnie jak najbardziej nastraszyć. Jej nazwisko wypowiedział z pogardą, mówiąc coś pod nosem o nowych znakomitościach. Nie przejęła się tym jakoś bardzo, od kiedy tylko się dowiedziała, że w tym świecie jest sławna, to podejrzewała, że większość będzie chciała to wykorzystać, a część będzie jej nie lubić po prostu za to.

- Potter! - krzyknął znienacka, spoglądając wprost w jej oczy, jakby skanując duszę. Otworzył usta, jednak po chwili je zamknął, jakby zmieniając zdanie - Gdzie będziesz szukała, gdy powiem ci, żebyś znalazła bezoar?

venus  • tomarry ♀️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz