do dna

2.4K 216 62
                                    

Rozdział 116

Nadszedł jeden z najbardziej irytujących dni według Hesper, Walentynki. Na jej szczęście wypadały w środku tygodnia, wiec było mniej czasu na te wszystkie bezsensowne aktywności. Snape był najwyraźniej podobnego zdania, bo zupełnym przypadkiem ważyli akurat Wywar Żywej Śmierci. Sam nauczyciel eliksirów wyglądał przez cały dzień jakby miał ochotę takowy wypić, Hesper miała podobną do niego minę, ilość rozchichranych młodszych dziewczyn i chłopców ekscytujących się ile dostali walentynek.

Sobota nadeszła stosunkowo szybko i Hesper niemal od rana była nie w humorze. Grupka trzeciorocznych Ślizgonów postanowiła wykazać się głupotą i pobić się między sobą na jednym z korytarzy Hogwartu, a gdy prefekt Ravenclaw, Michael Corner gdy chciał ich rozdzielić, również oberwał. Efekt tego był taki, że razem z Draconem, Astorią Greengrass i Brandonem Harperem musieli przeprowadzić niezbyt miłą rozmowę ze sprawcami zamieszania, odjąć swojemu domowi punkty, wlepić im szlaban i zaprowadzić do skrzydła szpitalnego Cornera. Grupa Ślizgonów szybko zrozumiała jak wieki błąd popełniła, gdy tylko Hesper z Astorią wygłosiły im kazanie roku wydzierając się na całe lochy. Później przyszedł jeszcze Snape, który obiecał osobiście dopilnować, by takie bzdurne pomysły nie chodziły już po głowach Ślizgonom.

Po tym dość dynamicznym poranku Hesper przytłoczył ogrom wypracowań jakie miała do napisania. Wiedziała, że od Voldemorta nie wróci wcześnie, czekała ich długa rozmowa, następnego dnia mogła być niewyspana, więc lepiej było zrobić to szybciej. Opłaciło jej się to, szczególnie, że praktycznie całym siódmym rokiem usiedli do tego i dzięki temu jej wypracowania z eliksirów, czy transmutacji nabrały większego sensu. Minął obiad, potem kolacja i szybko zebrała się do dormitorium. Musiała przebrać się z szkolnego mundurka na jakieś zwyczajniejsze ubrania. Musiała też wziąć szatę, mimo, że na dworze przebywała dosłownie kilka chwil. Lekki makijaż, kolczyki i wyszła z dormitorium. Wzrokiem znalazła Pansy idącą do ich pokoju. Podeszła do niej.

- Muszę coś załatwić, wrócę późno - poinformowała ją rzeczowo.

Parkinson miała to do siebie, że często zbytecznie martwiła się o Hesper, dlatego wolała ją powiadomić za w czasu.

- Gdzie ty idziesz? - zapytała od razu.

Potter westchnęła.

- W bezpieczne miejsce, to ma związek z ucieczką Dumbledore'a.

Nie wszystko mogła powiedzieć swoim przyjaciołom, mimo, że Pansy była jedną z bardziej zaufanych osób.

- Gdzie ty idziesz? Coś o Dumbledorze słyszałem! A co ty taka odstawiona, bez mundurka?

Blaise wyskoczył nie wiadomo skąd z bardzo zaciekawioną miną. Hesper spiorunowała go wzrokiem.

- Wiesz jest na wolności, a jeszcze się z nim nie spotkałam... - parsknęła ironicznie -Muszę go godnie przywitać...

- A tak serio? - zapytał niewzruszony.

- Jestem całkowicie poważna, nie masz własnego życia? - odburknęła mu nieprzyjemnie i bez słowa wyminęła.

Nie była przyzwyczajona do tłumaczenia się z czegokolwiek, komukolwiek.

...

Bella nie było w jego gabinecie, co oznaczało, że Hesper miała jeszcze trochę czasu. Usiadła więc przy jego biurku i czekała cierpliwie. W końcu zaczęło jej się nudzić, przeczytała całe wypociny szóstorocznych na temat zaklęć niewerbalnych, przy niektórych zaczęła współczuć Bellowi pracy, inne były całkiem sensowne. W końcu usłyszała charakterystyczny trzask kominka. Cassius Bell w szacie śmierciożercy wszedł do pokoju.

venus  • tomarry ♀️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz