- Cieszę się, że przynajmniej mogę oddać ten sklep w dobre ręce - stwierdził mężczyzna - Za stary jestem na takie rzeczy... Za stary...

Trójka przyjaciół z uwagą przeczytała cały dokument. George jak się spodziewała został wyszkolony przez Madison Moore i szukał najmniejszych kruczków. Dodał też parę punktów umowy od siebie, perfekcyjnie urabiając właściciela sklepu. Złożyli podpisy, zrobił to też starzec. Wziął swoje rzeczy i życzył powodzenia. W tym momencie do sklepu weszło tuzin czarodziejów, których Hesper już znała. To była ekipa remontowa, która miała przerobić stary sklep tak, by estetyką pasował do tego na Pokątnej. Wszystko miało zostać zrobione według projektu, nad którym czuwała Pansy, choć oczywiście został dostosowany pod układ i wielkość pomieszczeń tamtego budynku.

- Przeprowadzimy się tu z Madd - powiedział George - Każdy sklep będzie miał swojego bliźniaka.

- A jak otworzycie kolejny lokal? - zapytała Hesper.

- No to trzeba będzie się rozmnożyć... - westchnął George - W sensie ja, z Fredem może być różnie... Może to i lepiej dla świata, lepsze geny przejdą... Jak to się nazywało, Hesper? W tej mugolskiej nauce?

- Ewolucja, dokładniej dobór naturalny. - prychnęła - Moglibyście się tego nauczyć, bardzo mi przykro to stwierdzić, ale jesteśmy jednym gatunkiem z mugolami i takie rzeczy jak biologia działają też na nas. Przynajmniej w części.

Taka była brutalna prawda i jeśli dziecko nie chodziło do mugolskiej szkoły, lub nie zostało odpowiednio wyedukowane przez rodziców przed Hogwartem nie miało zupełnie wiedzy na ten temat. Zapisała tą kwestie w umyśle, jaką to do przedyskutowania z Voldemortem.

- O mnie się nie martw, Froge, odpowiednio się rozmnoże - odpowiedział mu Fred - Tylko nie wiem czy nazwać go Gred, czy Froge właśnie.

Hesper przewróciła oczami.

- Idioci - mruknęła pod nosem.

Dodali jeszcze kilka swoich uwag ekipie i wyszli z lokalu biorąc ze sobą umowę. Bliźniacy spojrzeli na zegarki, dokładnie te, które dostali na swoje siedemnaste urodziny od Syriusza, Remusa, Billa, Charlie'go i Hesper. Wymamrotali przekleństwa.

- Już tak późno? - umiejętność synchronicznego mówienia nie zaniknęła im przez lata, trzymałą się nawet całkiem dobrze - Idziemy!

Hesper zmarszczyła brwi.

- Gdzie? - zapytała.

- Właściwie to się deportujemy - sprecyzował George.

Kolejny raz tego dnia użyli teleportacji łącznej, mimo tego, ze Hesper miała już licencje. Nie chcieli jej najwyraźniej informować o kierunku podróży.

...

Byli w środku jakiegoś domu, tyle zdołała wywnioskować zanim na jej oczy powędrowały dwie dłonie. Usłyszała jakieś szmery, kilka szeptów, a potem chórek krzyczący:

- Wszystkiego najlepszego z okazji siedemnastych urodzin!

Wtedy dłonie zniknęły z jej oczu wreszcie mogła zorientować się gdzie się znajdowała. To był salon, jasny i przestronny. Przed nią stał magicznie wydłużony stół z zastawa, na nim wielkie ciasto, a za nim stała grupka osób. Wielka grupka osób. Hesper wodziłą wzrokiem, od jednego końca, do drugiego nie mogąc wyjść z szoku, ze te wszystkie osoby się spotkały w jednym miejscu. Był Remus, Syriusz, rodzina Malfoy'ów, jakaś nieznana jej osobiście kobieta, która jak podejrzewała była Andromedą Tonks, Bill Weasley, Fleur Delacour, Charlie Weasley, Percy Weasley, Madison Moore, Pansy Parkinson, Blaise Zabini z matką, Daphne, oraz Astoria Greengrass i Theodor Nott. Hesper oczywiście od razu podziękowała, jak nakazywała kultura. Potem zdmuchnęła świeczki na torcie, jako rozpoczęcie imprezy.

venus  • tomarry ♀️Where stories live. Discover now