- Wychodź, Hedwig - powiedziała niemalże czule.

Sowa zrobiła to bez wahania. Usiadła jej na ramieniu. Hesper wzięła papier i napisała długopisem krótką wiadomość do bliźniaków, że żyje i wytłumaczyła im to, że do niech nie pisała. Przywiązała go do nóżki sowy.

- Do Freda i Georga Weasley'ów. Wróć proszę gdy słońce będzie wschodzić.

Sowa jakby kiwnęła główką. Crux za to wylądował w kieszeni płaszcza. Na szczęście była dość obszerna, ponieważ wąż zdążył znacząco zwiększyć swoje rozmiary. Nie na tyle był było to szczególnie kłopotliwe, lecz nie był już niemalże niemowlakiem. Zamknęła komórkę na klucz i wyszła z domu tylnymi drzwiami. Odeszła kawałek dalej i machnęła różdżką przy drodze. Tak wzywało się Błędnego Rycerza. Bliźniacy jej o nim powiedzieli. Nie musiała do tego używać magii, więc nie dostałaby ostrzeżenia o tym. Przez chwile nic się nie działo. Słońce w zachodzie migało zza ostatniego domu na Privet Drive, ptaki gruchały melodię popołudnia. Nagle na pustej ulicy pojawił się wściekle czerwony, piętrowy autobus, jadący jak szalony. Hukiem silnika zaburzył spokój małej uliczki. Zatrzymał się z piskiem tuż przy jej nogach. Wyskoczył z niego konduktor, w fioletowym uniformie. Oznajmił donośnym głosem.

- Witamy w Błędnym Rycerzu, nadzwyczajnym środku transportu dla zbłąkanych w świecie mugoli czarodziejów. Nazywam się Stan Shunpike i tego dnia będę pani przewodnikiem.

- Dzień dobry - skinęła mu głową.

- Jak się nazywasz?

- Jenny Evans

Zasłoniła swoją bliznę włosami, więc nie było jej aż tak widać. Nie miała ochoty konfrontować się ze swoją sławą, której ani trochę nie chciała. Właściwie nawet nie musiała zasłaniać blizny i tak większość społeczeństwa myślała o niej jako małym, kopniętym 'Z' na czole. Przechodząca przez oko, rozciągająca się na pół twarzy kojarzyła się im raczej z oberwaniem paskudną klątwą. (nie to by Hesper takową nie oberwała).

- Gdzie niesie? - zapytał uśmiechając się.

- Pokątna

- Stare śmieci co? Jedenaście sykli. 

- Zapłacę jak dojedziemy.

Poszła na sam koniec autobusu, nie dając przedstawić sobie kierowcy, który notabene jechał jak szalony. Hesper aż zachciało się wymiotować, ale zacisnęła zęby. Nie wiedziała ile jechali, wysadzili po drodze paru czarodziejów, raczej po mugolsku zostaliby nazwani menelami, a w najlepszym wypadku kloszardami. Wyjęła sakiewkę i ostrożnie wybrała z niej odpowiednią ilość pieniędzy. Autobus gwałtownie zahamował i zobaczyła przez szybę Dziurawy Kocioł. 

- Do widzenia - mruknęła pod nosem wychodząc.

- Gburowata, co Ernie? - skomentował za głośno Stan

Puściła to mimo uszu. Weszła do baru, jak chyba zawsze wypełnionego po brzegi. Podeszła do lady.

- Mogę przejść na Pokątną? - zapytała

Starała się sprawiać wrażenie pewnej siebie, ale jednocześnie zimnej i niedostępnej. To ułatwiało wiele spraw.

- Już otwieram

Stuknął różdżką w ścianę mamrocząc coś i przed nią pojawił się korytarz na Pokątną. Weszła od razu. Kolejny raz znalazła się na zatłoczonej uliczce. Teraz przynajmniej mniej, więcej wiedziała jak iść. Najpierw do Banku Gringotta, gdzie został przywitana z lekkim uśmiechem, który nie był nawet tak złowieszczy, jaki gobliny kierowały do innych klientów. Wyjęła odpowiednio dużą ilość pieniędzy, by wystarczyła jej na cały rok. Zdecydowała się też na kolejną obdukcję, wiedziała, że jak zamierza w przyszłości coś udowodnić, to musi dokumentować stan swojego ciała regularnie.

venus  • tomarry ♀️Where stories live. Discover now