wielki powrót

Zacznij od początku
                                    

- Slytherin brzmi jak dom dla węża, Mistrzyni - syknął

Gdy tylko się dowiedział jakie zwierzę w herbie ma Slytherin, był święcie przekonany i wręcz nalegał by trafiła tam. Kruki według niego były przemądrzałe i irytujące. 

- Myślę, że trafie do Hufflepuff. Borsuki są takie łagodne... - postanowiła go trochę podenerwować

- Borsuki to ja zjadam na śniadanie - oświadczył, ostentacyjnie przekręcając łeb w stronę okna.

Parsknęła śmiechem i położyła się spać. Jednego przyjaciela już miała.

...

Stali już przed zamkiem. Podczas podróży łódkami nie odezwała się do nikogo, nie czuła takiej potrzeby. Nigdy nie miała przyjaciół, jej wujostwo i Dudley już o to zadbali. Ale nie wiedziała czy ich potrzebowała, przynajmniej tych ludzkich. Do tego w tym świecie każdy chciał być blisko niej, tylko po to, by mieć z tego korzyści, przynajmniej ona tak twierdziła. Zobaczyła kątem oka jak jakiś rudy dzieciak wpadł na blondaska z wyniosłą miną, bardzo przypominającą tą Dudley'a.

- Uważaj jak chodzisz! - oburzył się jasnowłosy

- Kim ty niby jesteś? - odparował drugi.

- Dracon Malfoy - jeszcze bardziej się napuszył.

Kojarzyła go, mignął jej u Madam Maklin. Te ulizane włosy rozpoznała by wszędzie. Rudowłosy zaczął się śmiać szyderczo.

- Śmieszy cię moje imię, tak? W każdym razie, ty nie musisz mi mówić, kim jesteś. Ojciec mi powiedział, że wszyscy Weasley'owie są rudzi, piegowaci i mają więcej dzieci niż ich na to stać.

Wspomniany Weasley zrobił się czerwony. Hesper patrząc na niego i przypominając sobie całą rudą gromadkę stwierdziła, że ten Malfoy trochę racji miał. Czytała o konflikcie miedzy tymi rodami, więc nie była jakoś zdziwiona, że ich dzieci również to kontynuują. Dudley wyznawał wiele poglądów Vernona.

- Szkoda, ze nie ma tu Hesper Potter, na pewno pokazałaby gdzie jest twoje miejsce, Malfoy. - oświadczył rudowłosy chłopiec.

- Hesper Potter nie chciałaby spojrzeć na takiego robaka jak ty, a co dopiero go bronić.

Miała w tamtym momencie wielką ochotę pokazać obojgu gdzie ich miejsce, ale powstrzymała się. Nie chciała przecież teraz wyjść z cienia. Na szczęście tą dyskusję skończyła, jak się okazało, profesor McGonagall, prowadząc ich do Wielkiej Sali. Przez całą tą podróż towarzyszyło jej dziwne uczucie deja vu, którego nie potrafiła wytłumaczyć. Tak jakby kiedyś już szła tym korytarzem co było tak absurdalną myślą, że aż śmieszną. Gdy weszli już do sali, zobaczyli cztery stoły domów ustawione równolegle do siebie i na przeciwko stał jeden nauczycielski. Przed nim stał stołek, a na nim tiara.

- Jest zaczarowane... - jakaś dziewczyna powiedziała przemądrzałym tonem wskazując na dach wyglądający na niebo -  Tak, żeby to tak wyglądało. Czytałam tak w Historii Hogwartu.

Hesper również ją przeczytała i jakoś nie czuła potrzeby by się tym chwalić. Tiara odśpiewała swoją pieśń, a potem profesorka zaczęła wyczytywać imiona. Nie stresowała się jakoś bardzo, może dlatego, że usilnie odganiała od siebie uwagę innych ludzi swoją magią. To był tak na prawdę ostatni moment kiedy mogła się tym cieszyć.

- Potter, Hesper.

Skończyło się. Na sali zapanował chaos, a pierwszoroczni zaczęli się rozglądać między sobą w poszukiwaniu jej osoby. Przecisnęła się między nimi bez zbędnej delikatności i usiadła na stołku. Teraz wszystkie oczy spoczywały już na niej. Miała na ustach lekki uśmiech, ten uprzejmy, który miała zarezerwowany dla takich sytuacji. Patrzyli się na jej bliznę i wstrzymywali oddechy. Powstrzymała się od prychnięcia. Na jej głowie spoczęła tiara. Lekko się spięła, nie podobała jej się perspektywa grzebania jej w umyśle.

- Sekrety twe są u mnie bezpieczne, Hesper - usłyszała w umyśle, to było na prawdę dziwne uczucie - Bardzo trudne... Przeczysz wszelkim schematom... Masz odwagę, lecz męstwa ci brakuje... Intelekt i kreatywność... Cynizm, którego tam nie powinno być... Spryt i ambicję by stać się wielka. I w tym domu staniesz się, Hesper. Tylko nie pielęgnuj tej nienawiści Inaczej będziesz złamana do końca życia. Sama sobie dom wybrałaś, Dumbledore mnie za to zabije.

Milczała, wsłuchując się w jej każde słowo. 

- SLYTHERIN!

Krawat jej szaty zmienił kolor na zielono - srebrny, a ona ruszyła do swojego domu. Dopiero po paru sekundach otrzymała oklaski, została również wygwizdana przez Gryfindor. Odwróciła się do nich, by spojrzeć się na nich z pogardą. Dokładnie potwierdzali to, o czym wcześniej myślała.

- Gratulacje, Mistrzyni - usłyszała cichy syk ze swojego rękawa.

Nie mogła odpowiedzieć, więc pogłaskała Cruxa lekko po głowie. Usiadła wśród pierwszorocznych. Blondyn od razu podał jej rękę.

- Jestem Dracon Malfoy, a to - wskazał na dwóch swoich kolegów - Crabbe i Goyle.

Uścisnęła dłoń. Mimo, że nie zrobił na niej dobrego wrażenia to był kimś w rodzaju nieformalnego przywódcy pierwszorocznych.

- Moje imię już znasz.

- Gryfindor raczej nie jest do ciebie przyjaźnie nastawiony - rzucił lekko

Spojrzała przelotnie na wspomniany dom.

- Najwyraźniej tyle tylko mają do zaoferowania.

Malfoy uniósł brew. Ta rozmowa był co najmniej dziwna.

- Po szlamach i zdrajcach krwi nie można było się więcej spodziewać.

Uśmiechnęła się, lecz milczała. Nie zamierzała wyrazić swojej opinii na ten temat.

- Wiesz, niektórzy czarodzieje są o wiele lepsi od innych. Nie warto przyjaźnić się z tymi gorszymi. Mogę ci w tym pomóc.

- Pokaż w takim razie, które z was jest tym lepszym - spoglądając na stół Gryfindoru, rzuciła mu wyzwanie.

Być może jej zachowanie mogło być odebrane jako zuchwałe, jednak patrząc na ludzi w jej obecnym domu musiała mieć cząstkę zuchwałości w sobie. Malfoy już nie zdążył odpowiedzieć na to, bo Dumbledore zaczął przemawiać.

Potter zdawała już sobie sprawę czym była ideologia czystej krwi i jak na obecny stan wiedzy uważała ją z kompletną bzdurę. Była po prostu bez sensu. To mugole, nie mugolaki byli problemem, który powinien interesować ciemną stronę. Szczególnie, że według Gryfka mugolaki były potomkami charłaków. Musiała się jeszcze wgłębić w ten temat, bo coś jej tam nie grało. Spojrzała na stół nauczycielski. Dyrektor Dumbledore mimo, że mówił do wszystkich co jakiś czas patrzył się wprost na nią. Jego niebieskie oczy błyszczały, a na twarzy miał uśmiech, lecz gdzieś w tych oczach migotała złość, za każdym razem gdy patrzył na jej krawat. To utwierdziło Hesper w zdaniu, że tylko kreuje się na takiego dobrego. Nadal miała w pamięci to czego dowiedziała się w banku. Reszta nauczycieli nie zwróciła jej szczególnej uwagi, może oprócz dwóch. Jeden czarnowłosy rozmawiając z tym drugim w turbanie co jakiś czas rzucał jej nienawistne spojrzenia. Przeniosła wzrok na turban mężczyzny i w tym momencie jej blizna zaczęła intensywnie mrowieć, Nie było to bardzo bolesne, może bardziej nieprzyjemne. Gdy profesor się obrócił w jej stronę, to uczucie ustało. To było co najmniej podejrzane i Hesper postanowiła być uważna co do tego konkretnego profesora. Dumbledore ostrzegł ich przed wchodzeniem na trzecie piętro zamku, strasząc bolesną śmiercią. Zmarszczyła brwi zastanawiając się po cholerę mówi takie rzeczy. Przecież to brzmiało jak niemalże zaproszenie. Wypatrzyła przy stole Gryfonów dwie identyczne, rude czupryny, które zdawały się być żywo zainteresowane tym tematem.

_______________________________________

1714 słów

venus  • tomarry ♀️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz