Rozdział 105
Śledztwo w sprawie ataku zakończyło się na tym, że strona Hogwartu starannie znalazła rozpracowaną lukę w zabezpieczeniach i natychmiast ją zniwelowała, zidentyfikowano też klątwę, jaką została uśmiercona jej sowa, a Aurorzy za to do niczego nie doszli w swoim śledztwie, nawet nie przesłuchali wskazanego przez Hesper brata Dumbledore'a, co skomentowała ironicznym prychnięciem.
Następny tydzień obfitował w hasła i przemówienia kandydatów na Ministra i oczywiście, że wydarzenia z Hogwartu zostały perfekcyjnie użyte przez Lucjusza Malfoy'a jako pokaz nieudolności starego Ministerstwa. Hesper nie miała zbytnio nic przeciwko, Zakon Feniksa perfekcyjnie się podłożył. Szkoda jej było swojej sowy, miała ją praktycznie przez cały okres swojej nauki i choć nie była tak zżyta z nią jak z Cruxem, to nadal bardzo jej się nie podobało, że banda szaleńców postanowiła zrobić na nią zamach, przy okazji próbując manifestować swoją siłę. Parę uczniów, o których wiedziała, że popierali Dumbledore'a przypadkiem przeklęła tak, że przez kilka dni nie mogli się nawet odezwać po z ich ust wydobywał się odgłos trzmiela. Ze swojej pozycji na razie tyle mogła zrobić.
Wcale nie była zdziwiona jak w sobotę została zaproszona do kwater Cassiusa Bell'a. Pod pretekstem nauki w bibliotece, analogicznie do ostatniego razu, przyszła na miejsce. Bell już na nią czekał, tym razem do herbaty zaopatrzył się nawet w ciastka. Tym razem usiedli w kuchni, przy wyspie kuchennej.
- Ten trop z bratem Dumbledore'a nie jest w cale bezpodstawny, Hesper - zaczął, stawiając przed nią filiżankę z napojem - George sprawdził dyskretnie ten bar, w Gospodzie Pod Świńskim Łbem zawsze kręciło się mnóstwo dziwnych ludzi, jednak ostatnio jest to wzmożone. Czarny Pan wysłał tam śmierciożercę pod przykrywką. Jedyne czego udało mu się dowiedzieć to to, że często bywa tam Mundungus Fleacher i wypatrzył w tłumie prawdopodobnego wilkołaka.
- Pewnie od Greybacka - mruknęła Hesper - Fletcher? Kto to jest?
Bell prychnął pod nosem.
- Prawdopodobnie jeden z najcenniejszych ludzi Dumbledore'a. Pospolity złodziej, którego Dumbledore uratował kiedyś z tarapatów prawnych i od tamtej pory Fletcher przynosił mu informacje z przestępczego świata i podziemia. Niektórzy z Zewnętrznego Kręgu mieli z nim kontakty, na szczęście jednak w porę przestali.
Hesper kiwnęła głową.
- Czyli tam może być baza Zakonu?
- Jeśli nie nawet oficjalna i główna baza, to okno na świat - odparł Bell - Po skazaniu Dumbledore'a zapadli się pod ziemię, jednak dzięki temu miejscu nadal mogą coś podsłuchać, czy robić takie rzeczy jak ostatnio twojej sowie- wyjaśnił Bell.
To było dość logiczne.
- Lucjusz Malfoy mam nadzieję, że zadba by przestała nią być - mruknęła Hesper.
Cassius prychnął śmiechem.
- W dłuższej perspektywie tak - przyznał - Jednak trochę to potrwa, najpierw muszą ruszyć śledztwa wobec Dumbledore'a i Zakonu...
Fuknęła pod nosem.
- Psujesz.
Bell znów się zaśmiał.
- Spokojnie, mamy takie dowody, że do końca roku uda się domknąć wszystkie najważniejsze śledztwa i już nawet zaczniemy działać.
Hesper kiwnęła głową.
- Mam nadzieję - mruknęła - Ci idioci zaczynają mnie denerwować, może jednak wpadnę do Hogsmede i zrobię powtórkę z rozrywki... - mruknęła pod nosem.
Tym razem śmiali się oboje, dobrze wiedzieli do jakiego wydarzenia nawiązywała Hesper, Bell nie ukrywał, że byłoby to dość przyjemne rozwiązanie, przynajmniej dla śmierciożerców. W dodatku szybkie i efektowne.
- Polityka jest nudna, nie? - prychnął na to pod nosem.
Chwilę jeszcze porozmawiali, Hesper jednak musiała wyjść na patrol, Snape na prawdę nie miał litości jeśli o nie chodzi, rozdawał naczelnym patrole właśnie między innymi w soboty. Dracon był szczególnie niepocieszony. Jednak obowiązek był obowiązkiem.
Nie złapała wielu uczniów, właściwie to jedynie dwie pierwszoroczne Ślizgonki, które zgubiły się w zawiłych korytarzach szkolnych i musiała je doprowadzić do Pokoju Wspólnego. Potem wróciła znów na przewidzianą dla niej trasę i jeszcze długo mijała jedynie śpiące portrety. Gdy mijała jedne ze schodów usłyszała szmer. Przystanęła by się lepiej wsłuchać. Cichy szmer powoli zmieniał się w wyraźniejsze szepty, aż w końcu wypatrzyła grupkę uczniów. Rozpoznała ich bez problemu, blondwłosa, momentami na prawdę dziwna Luna Lovegood, koleżanka Pansy i przy okazji jedna z najbardziej rozchwytywanych dziewczyn w szkole przez swoją indyjską urodę Padma Patil, Hanna Abott z włosami o kolorze zboża i zaróżowionymi policzkami, brązowowłosy, nieśmiały Trevor Boot, jeden z najlepszych uczniów tuż po Potter, Granger i Malfoy'u, Ernie McMillan, doprowadzający Hesper do szału swoją niezamykającą się buzią i Neville Longbottom. Ewidentnie próbowali zachować ciszę, co średnio im się udawało. Raczej nie byli zbyt trzeźwi. Podeszła bliżej, tak by i oni ją widzieli.
- Piętnaście punktów od Ravenclaw, piętnaście od Hufflepuff i pięć od Gryfindoru - powiedziała donośnie, na tyle by ją usłyszeli.
Zeszli ze schodów, z jękiem niezadowolenia.
- No Potter, weź, sama wcale nie łaziłaś po korytarzach, a z bliźniakami to już w ogóle... - mruknął pod nosem brązowowłosy McMillan - Zlituj się. Piętnaście punktów!
Hesper uniosła brew do góry.
- Nie przypominam sobie bym dała się złapać naczelnemu - odbiła sprawnie - Zapraszam za mną, a jak nie będziesz za dużo mówił McMillan to może mój zmysł węchu drastycznie się osłabi - dodała, nawiązując do woni alkoholu jaką roztaczała wokół siebie grupa.
Pierwsza po drodze była wieża Ravenclaw, tam też się więc udali. Kilkukrotnie musiała uciszać grupę, która magicznie zapominała, że istniało coś takiego jak cisza nocna.
- Przykro mi z powodu twojej sowy - powiedziała Lovegood gdy stali już pod kołatką, jak zawsze użyła marzycielskiego tonu - Gnębiwtryski zupełnie mieszają w głowach niektórym... Przynajmniej Heliopaci już nie są tak niebezpieczni... Mortecirbusy, ich jest więcej, ale one nie dotykają sów, wolą ludzi...
Potter spojrzała się tylko na nią sceptycznie.
- Braliście coś więcej niż ognista? - zapytała.
Longbottom pokręcił głową i machnął ręką. Boot w tym czasie słuchał zagadki kołatki..
- Jakich ludzi? - spytał Gryfon.
Luna Lovegood przekręciła głowę i obdarzyła ją marzycielskim spojrzeniem.
- Myślę, że niezbyt dobrych, choć mój tata mówi, że dobrymi nie pogardzą. Myślę, że trochę przesadza. Hesper Potter, nie jesteś Mortecirbusem, prawda?
Hesper usilnie próbowała nie parsknąć śmiechem.
- Nie przypominam sobie bym była.
Luna uśmiechnęła się rozmarzona, a drzwi do Pokoju Wspólnego Ravenclaw się otworzyły.
- To dobrze, bo byś się zmarnowała - rzekła poważnie - Dobrej nocy!
Razem z Trevorem i Padmą zniknęli w czeluściach pokoju.
- Ona już tak ma, Hesper - powiedział jej Neville - Gdy mi powiedziała, że trzmiele są potężnymi magicznymi stworzeniami, ale niedługo skończy się ich dominacja na niebie też się śmiałem. Potem... wsadziłaś Dumbledore'a do więzienia.
Hesper tym razem uniosła obie brwi do góry.
- Powiedzmy, że wierzę - odpowiedziała mu.
Skierowali się do piwnic, gdzie był Pokój Wspólny Hufflepuffu. Poszło im to stosunkowo szybko, te pokoje były dość blisko. Została sam na sam z Longbottomem. Chwilę rozmawiali o przyziemnych sprawach szkolnych, jednak szybko rozmowa zeszła na tematy bardziej bierzace i wywołujące w Hogwarcie emocje.
- Chcesz, by stary Malfoy został Ministrem? - zapytał wprost Longbottom
Hesper przyjrzała mu się uważnie.
- Wybierając pomiędzy Thicknessem, Peasegoodem, a Malfoy'em wybór jest oczywisty - odparła rzeczowo - Jedynie Lucjusz Malfoy jest gwarantem tego, że śledztwa wobec Dumbledore'a wreszcie ruszą, a Zakon Feniksa zostanie złapany.
Chłopak zmieszał się wyraźnie.
- To takie dziwne... - przyznał - Częściowo znałem tych ludzi, moi rodzice należeli do Zakonu, a teraz oni chcą cię zabić. Po prostu nie mogę w to uwierzyć.
Z ust Hesper wydobyło się ciche westchnięcie.
- Moi rodzice też należeli, Neville, Syriusz i Remus również. Młodzi członkowie nie wiedzieli czym tak na prawdę jest ta organizacja, po prostu wykonywali rozkazy w imię większego dobra.
- Mam nadzieję - powiedział brązowowłosy - Nie potrafię sobie wyobrazić, by moi rodzice wiedzieli, że Dumbledore robił takie rzeczy...
- Fabian i Gildeon Prewettowie przypłacili życiem to, że się dowiedzieli jaki tak na prawdę jest Zakon - rzekła Hesper.
Neville spojrzał jej się w oczy, te które niegdyś sprawiały, że przechodziły go ciarki. Nie odnalazł tam grama fałszu, jedynie całkowitą powagę.
- To Zakon ich zabił? - zapytał głucho, a Hesper kiwnęła głową - czyli nie ma dobrej strony...
Potter uznała, że Longbottom jest na tyle godny zaufania, że pokręciła głową.
- Nie ma dobrej, jest lepsza, przynajmniej moim zdaniem. Być może jej metody nie były obiektywnie dobre, jednak to o co walczą jest o wiele lepsze.
Na twarz Neville'a wdarł się szok, a Hesper skręciła z nim w tajne przejście, tak by mogli usiąść w tunelu i spokojnie porozmawiać. Zaczęła mu tłumaczyć na czym polega prawdziwa czysta krew, wspomniała też o tym, że śmierciożercy nigdy nie napadali na wioski mugoli, praktycznie wszystkich zamachów dokonali mugole z organizacji terrorystycznych. Przekazała mu ogólnikową wiedzę na temat zakłamań, jednak na tyle obszerną, by Longbottom mógł mieć prawdziwy ogląd sytuacji.
- To... - nie mógł znaleźć słów - chyba jeszcze gorsze... Moi rodzice... Zostali wykorzystani przez Dumbledore'a, manipulował nimi wszystkimi! Tylko... Śmierciożercy torturowali moich rodziców, Hesper, zabrali mi ich bezpowrotnie. Sama - Wiesz - Kto zabił ci rodziców...
Potter kiwnęła głową.
- Myślę, że wybaczyłam mu to, choć nie zapomniałam. - powiedziała zgodnie z prawdą - Widzisz okoliczności śmierci moich rodziców były dość zawiłe i tak na prawdę Dumbledore podpuścił Voldemorta do tego. On najpierw chciał ich zwerbować.
Neville pokręcił głową w niedowierzaniu i poprawił włosy.
- Naprawdę? - zapytał - W sensie ja wiem, że gdy torturowano moich rodziców, on zniknął, ale...
W tym momencie Hesper podjęła decyzję, że musiała zrealizować to, co sobie obiecała. Musiała powiedzieć Neville'owi prawdę.
- Nie usprawiedliwiam Croucha, ani Lestrange'ów - zaczęła ostrożnie - Jednak znam historie tortur twoich rodziców... z drugiej strony. Sam ocenisz, czy w nią wierzysz.
Opowiedziała mu wszystko co wiedziała od Barty'ego. Wspomniała o barierze w umysłach nie do przebicia, o kilkusekundowym Cruciatusie Bellatrix Lestrange i tym jak bariera zaczęła niszczyć umysły małżeństwa Longbottomów.
- Twoi rodzice mogli posiadać jakieś wrażliwe informacje, dlatego dostali takową barierę. Tak podejrzewam, oczywiście jeśli przyjąć tą wersję za prawdziwą. Niestety to wszystko słowa, różdżki całej czwórki zostały zniszczone, co nie jest standardową praktyką, a badanie umysłu w niczym nie pomoże.
Neville Longbottom wpatrywał się w ścianę za dziewczyną, a po jego miodowym policzku ciekła pojedyncza łza.
- Nie - szepnął - On nie mógł zrobić czegoś tak okrutnego, to byli przecież jego sojusznicy... Nie mógł...
- Poświęcić ich dla większego dobra? - dokończyła za niego Hesper - Niestety moim zdaniem bardzo prawdopodobne, to samo zrobił z moimi rodzicami.
Drżał, świadomość, że to nie wróg, a przyjaciel jego rodziców był tak na prawdę odpowiedzialny za ich stan była dla niego nie do zaakceptowania.
- Skąd to wszystko wiesz? - zapytał drżącym głosem
Hesper wzięła głęboki oddech i spojrzała prosto w oczy Longbottoma.
- Z pierwszej ręki, od Croucha. To nie jest człowiek, który by się usprawiedliwiał w ten sposób.
Neville znów pokręcił głową, wręcz mechanicznie.
- Chce z nim porozmawiać, chcę wiedzieć...
Hesper złapała go za ramię.
- Ochłoń - poleciła mu - Przemyśl sprawę. Takich rzeczy nie powinno się załatwiać pod wpływem chwili.
Chłopak, wciąż roztrzęsiony, skinął głową.
- Wtedy będę mógł go spotkać?
- Jeśli się zgodzi to tak, a powinien - odpowiedziała mu Hesper.
- Dobrze... dobrze... mógłbym... powiedzieć moim przyjaciołom? - zapytał niepewnie - Są godni zaufania i nie wierzą w Dumbledore'a..
Kiwnęła głową.
- Jeśli im naprawdę ufasz... Przyjdź jak ułożysz sobie wszystko w głowie.
Potem już milczeli, gdy Hesper odprowadzała go pod Pokój Wspólny Gryffindoru.
...
Kilka dni później podczas śniadania nastało podobne poruszenie jak podczas Samhain i ogłoszenia dymisji Rufusa Scrimgeoura. Każdy dyskutował, mniej czy bardziej kulturalnie. Draco Malfoy był jeszcze bardziej dumny i wyniosły niż zazwyczaj. Ron Weasley poczerwieniał okrutnie, a Hermiona Granger wygłaszała coś swoim protekcjonalnym tonem co jakiś czas zerkając nienawistnie na Draco.
LUCJUSZ MALFOY NOWYM MINISTREM MAGII
Tak brzmiał nagłówek Proroka Codziennego. Hesper co prawda nie pałała jakaś szczególną sympatią do głowy rodziny Malfoy, jednak nad nim i tak był Voldemort i tak na prawdę był po prostu Ministrem ciemnej strony. Dlatego cieszyła się, to był triumf, nie ostateczny, ale jeden z większych, tak na prawdę był tuż po jej wsadzeniu Dumbledore'a do Azkabanu.
- Synek Ministra - skomentował ironicznie Blaise, wskazując na napuszonego Malfoy'a.
Hesper prychnęła śmiechem.
- Daj mu się nacieszyć, Blaise, niech ma swoją namiastkę sławy.
Draco spojrzał na nią oburzony.
- Namiastkę - prychnął.
- No wiesz... przy mnie wypadasz blado - droczyła się z nim.
Faktycznie. Syn Ministra wypadał blado przy Hesper Potter. Dracon ostentacyjnie się obrócił do niej plecami. Hesper pobłażliwie wywróciła oczami.
- U niego to się chyba nigdy nie zmieni.
________________________________________
1939 słów
No to mamy śmierciożercę Ministra i uświadomionego Neville'a.