Rozdział 49
Nadszedł dzień trzeciego zadania. Jej blizna od rana lekko mrowiła, niemal niewyczuwalnie, a jednak. Była to zasługa kręgu runicznego, jednak Hesper wiedziała, że jak najszybciej musi się nauczyć chronić swój umysł. Jednak nie myślała o tym tamtego dnia. Pansy zadbała, by była wypoczęta, pilnowała by nie szlajała się po nocach, Blaise i Draco zostali oddelegowani do pilnowania jej diety, a Fred i George rozśmieszali ją na każdym kroku. Obchodzono się z nią jak z jajkiem, na szczęście miało się to zakończyć tamtego dnia.
Po śniadaniu Snape w zwięzłych słowach kazał jej pójść do salki obok Wielkiej Sali, nie tłumacząc praktycznie niczego. Miał zaraz eliksiry z ich rocznikiem co go po części tłumaczyło, chociaż Hesper nie omieszkała obdarzyć go bezczelnie niezadowolonym spojrzeniem. Posłuchała się go. W salce panował gwar. Krum rozmawiał grupką ludzi, jego rodziną jak podejrzewała, to samo robili pozostali reprezentanci. Byli rodzice, rodzeństwo, dziadkowie. Na nią czekały tylko dwie osoby, ale Hesper to wystarczało. Wpadła w objęcia Syriusza i Remusa. Widziała, że ojciec Cedrica spojrzał się na to krzywo. Mimo, że Syriusz i Remus nigdy nie powiedzieli, że są parą, a z ich wypowiedzi wywnioskowała, że Remus wchodzi na wszystkie wydarzenia związane z Hesper przez to, że był przyjacielem jej rodziców i nie widział jej przez lata, to i tak większość społeczeństwa patrzyła na nich w negatywny sposób i tylko dzięki pozycji Syriusza i szantażu Hesper Rita Skeeter nie napisała jeszcze o nich artykułu.
- Jak samopoczucie? - zapytał Remus, starając się mieć na twarzy wesoły uśmiech.
- Jest... spokojnie - powiedziała, trochę zastanawiając się nad doborem słowa.
Bo nie bała się samego zadania, tylko tego co będzie potem. Choć nadal była zadziwiająco spokojna.
- Rozwalisz ich tam, Hesper - poklepał ją po ramieniu Syriusz.
Uśmiechnęła się lekko.
- Mam prośbę, czy moglibyście wziąć Cruxa na trybuny? Chyba chciał zobaczyć zadanie...
Crux miał sympatię jej opiekunów, zaskarbił ją sobie przy samym spotkaniu, złapaniem Pettigrew.
- Tylko go zmniejsz - powiedział Remus - Nie wiem skąd masz tak inteligentnego węża, na prawdę...
Crux prześlizgnął się z jej rękawa do tego Remusa. Jej rodzice nie wiedzieli, że potrafiła rozmawiać z wężami, więc musiała ostrożnie dobierać słowa.
- Tak go wychowałam - rzuciła lekko.
Cicho się zaśmiali, jednak pewna osoba postanowiła zepsuć ich sielankę.
- Ach, to ty! - Amos Diggory zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów - Założę się, że nie czujesz się już tak pewnie odkąd zrównałaś się z Cedrickiem punktami, co?
Mimika Hesper zmieniła się diametralnie. Zmarszczyła brwi i obdarzyła Amosa jednym ze swoich najchłodniejszych spojrzeń.
- Czy mógłby pan powtórzyć, proszę, chyba nie dosłyszałam? - jej głos był czysto kurtuazyjny, Petunia kiedyś próbowała uczyć Dudley'a dobrych manier i w efekcie nauczyła ich Hesper, może nie do końca, jednak znała różnie mugolskie konwenanse. Ze stosowaniem się do nich było trochę gorzej.
- Nie przejmuj się - powiedział cicho Cedric - Wścieka się, by myśli, że chcesz zabrać mi uwagę. Ja tak nie myślę, ale on czyta artykuły Rity Skeeter, między innymi ten, w którym nawet nie wspomniano mojego nazwiska.
- I jakoś nic nie zrobiłaś by to sprostować - prychnął głośno starszy Diggory.
- Zapraszam na pogawędkę z autorką, Ritą Skeeter, na pewno odpowiednio spożytkuję pana uwagi, panie Diggory - wycedziła Potter - I zostanie okraszone odpowiednim nagłówkiem w Czarownicy.
Amos Diggory wyglądał jakby chciał powiedzieć coś bardzo nieprzyjemnego, jednak powstrzymała go ręka jego żony.
- Może przejdziemy się na spacer? - zaproponował Remus, przystali z Syriuszem na tą propozycje.
Idąc do wyjścia minęli jeszcze Fleur z rodziną. Dziewczyna przedstawiła ją rodzinie, opowiadając po francusku o sytuacji z drugiego zadania. Z potoku słów jakie wyszły z ust matki Fleur zrozumiała tylko coś o mrocznej urodzie, szlachetnym sercu i bliźnie. Udała, że nie rozumie.
- Byliście kiedyś w Pokoju Wspólnym Slytherinu? - zapytała, gdy już wyszli z pokoiku.
- Tak oficjalnie to nie - powiedział z uśmiechem Syriusz - Kilka razy, by zrobić żart się zdarzyło...
- Ale chętnie zobaczymy jak wygląda w dziennym świetle, na spokojnie - dokończył Remus.
Tak więc zrobili, pogrążyli się w miłej rozmowie, schodząc do lochów. Syriusz z nostalgią wspominał szkolne czasy, opowiadał o żartach, a Remus wtrącał jakieś anegdoty. W końcu doszli do wejścia do pokoju.
- Utopić trytona - powiedziała hasło, a przejście się otworzyło.
I Remus i Syriusz spojrzeli się na nią zdziwieni.
- Moore, nasza prefekt powiedziała, że zdołałabym utopić trytona i jakoś się przyjęło - wytłumaczyła.
Pokój Wspólny Slytherinu był znacząco różny od tego Gryfindoru i Hesper o tym wiedziała, w kocu bywała w tym drugim parę razy. Syriusz prychnął.
- To krzyczy, jestem oślizgłym wężem. - rzekł żartobliwie
- Gryfindoru krzyczy, jestem czerwony za każdym razem gdy ktoś urazi moje ego - odcięła się Hesper.
- Ej! - oburzył się Syriusz i zrobił się czerwony na twarzy.
Hesper tylko parsknęła śmiechem.
...
Po obiedzie Hesper rozstała się z Syriuszem i Remusem, by przygotować się zadania. Pansy wywinęła się z historii magii przeziębieniem, Binns nawet nie protestował i jej pomogła. Zaplotła długie, kruczoczarne włosy Hesper w dwa, dobierane warkocze. Zrobiła makijaż, mówiąc, że zwyciężczyni musi przecież jakoś wyglądać. Hesper założyła swoją turniejową szatę, całkowicie czarny, przylegający półgolf, w tym samym kolorze, również przylegające spodnie i szatę wierzchnią, czarną z białym naszytym jej imieniem i nazwiskiem. Czarny stał się jej kolorem trochę przypadkowo, jednak nie narzekała. Do kieszeni wzięła guzik, na wypadek jeśli musiałaby stworzyć świstoklik.
Na kolacji była tylko na chwilę i wypiła tylko kawę. Nie była głodna. Uściskała wszystkich swoich przyjaciół, Syriusza i Remusa. Poszła razem z innymi kandydatami już pod stadion Quiddicha. Stanęli razem z Bagmanem na środku boiska, a przed nimi rozciągał się wysoki labirynt z żywopłotu. Zciemniało się, na niebie pojawiały się pierwsze gwiazdy. Po pięciu minutach zaczęły zapełniać się trybuny. Hagrid, profesor McGonagall, profesor Moody i profesor Filctwick zbliżyli się do Bagmana.
- Będziemy krążyć wokół labiryntu - oznajmiła zawodnikom McGonagall - Jeśli wpadniecie w tarapaty, wypuście z różdżek czerwone iskry, a któreś z nas wyciągnie was z labiryntu. Zrozumiano?
Reprezentanci kiwnęli głowami.
- A więc na stanowiska! - zawołał dziarsko Bagman do ratowników.
Skierował swoją różdżkę, na swoje gardło i wypowiedział formułę zaklęcia podgłośniającego.
- Panie i panowie! Za chwilę rozpocznie się trzecie i ostatnie zadanie Turnieju Trójmagicznego. Pozwólcie mi przypomnieć jak wygląda tabela wyników. Na pierwszym miejscu, pan Cedric Diggory i Hesper Potter! Pan Diggory reprezentuje Szkołę Hogwart, panna Potter, w wyniku znanych nam okoliczności jest kandydatką neutralną. - rozległy się oklaski - Drugie miejsce! Pan Krum! Instytut Durmstrang! - znowu oklaski - I wreszcie, na trzecim miejscu Fleur Delacour z Akademi Beauxbatons!
Hesper wypatrzyła Syriusza i Remusa w tłumie i im pomachała, zrobili to samo.
- Na mój gwizdek, Hesper i Cedric! - krzyknął Bagman - Trzy, dwa, jeden!
Rozległ się krótki gwizdek i razem z Diggorym wbiegła do labiryntu. Zamknął się za nimi, było zupełnie ciemno.
- Lumos.
Powiedzieli jednocześnie. Przed nimi była krótka ścieżka, która rozdzielała się na dwie.
- Do zobaczenia po drugiej stronie - powiedziała trochę gorzko Hesper i skręciła w prawo.
Szła przez ciemne korytarze, jakby bez celu. Użyła zaklęcia wskazującego, by wybrać odpowiednią ścieżkę. Usłyszała jeszcze dwa, przytłumione gwizdki. Przez tą wszechobecną ciszę i ironiczną klaustrofobiczność poczuła się odrobinę jak w komórce pod schodami. Przyspieszyła kroku. Miała ciągłe wrażenie, że ktoś ją śledził. W końcu usłyszała ruch za sobą i już prawie zaatakowała. Okazało się jednak, że to Cedric. Jego rękaw się palił, a on wyglądał na przestraszonego.
- Sklątki - wyjaśnił, gasząc rękaw - One są wielkości akroamantul!
I skręcił w boczną ścieżkę, złą w kierunku. Hesper szła w dobrym kierunku. Minęła zakręt i zobaczyła coś co zmroziło jej krew w żyłach. Dementor. Zanim jednak rzuciła patronusa oprzytomniała. Nie mogli przecież sprowadzić prawdziwych.
- Reducto!
Dementor wybuchł, a ona już wiedziała, ze był to bogin. Poszła dalej na przód. Nie wiedziała ile czasu błądziła, wchodziła w ślepe zaułki. Kilkanaście razy rzucała zaklęcie Wskaż mi. Cisza była okropna, sprawiała, że najmniejszy szmer wiatru stawał się bolesnym krzykiem. Nagle usłyszała prawdziwy krzyk, krzyk Fleur. Pierwszym odruchem było znaleźć ją, pomóc. Jednak nie zrobiła tego, dalej twardo szła przed siebie. Krzyk był daleko, nie zdołałaby jej pomóc, a ona musiała iść dalej. Błądziła, wydawało jej się, że idzie kilka razy dokładnie tą samą ścieżką. Aż w końcu trafiła na kolejną przeszkodę, stanęła oko w oko ze sklątką. Faktycznie była ogromna.
- Drętwota!
Zaklęcie niestety uderzyło ją w pancerz i odbiło się. Hesper ledwo się przed nim uchyliła. Będąc przy ziemi przycelowała jeszcze raz, w podbrzusze.
- Duro!
Sklątka skamieniała. Hesper przeszła obok niej, nadal mając różdżkę w gotowości. Znów monotonnie błądziła. Brała swój oddech, za zagrożenie. Na prawdę labirynt nie robił dobrze na zdrowie psychiczne. Gdy szła już setną z kolei ścieżką usłyszała jak ktoś biegnie, jakby tuż obok. Myślała, że jej się wydaje, dopóki nie usłyszała krzyku.
- Co ty robisz? - ty był Cedric - Co ty u diabła robisz?
Stanęła w miejscu. Potem był głos Kruma.
- Crucio!
Wrzask bólu Diggory'ego. Postanowiła przez chwilę być bohaterką i z braku innego pomysłu wypaliła dziurę w żywopłocie. Podziałało. Krum stał nad wijącym się w agonii Cedricu. Odwrócił się w jej stronę. Miał zamglone, puste oczy, to było pierwsze co zobaczyła. Na jej widok chciał uciec, jednak spetryfikowała go niewerbalnie, z zaskoczenia. Padł jak długi na ziemię. Cedric przestał się wić, dyszał ciężko.
- Dasz radę? - zapytała szorstko, podając mu rękę.
Z trudem dźwignął się na nogi.
- Tak, na prawdę dziękuję. - wydyszał - Nie mogę uwierzyć, podkradł się do mnie od tyłu, odwróciłem się, to już celował we mnie różdżkę.
Hesper przewróciła nogą leżącego Kruma, tak by twarz miał skierowaną do nieba.
- Wygląda jak po Imperiusie - powiedziała pewnie - Te zamglone oczy...
Cedric spojrzał się na nią dziwnie.
- Kto? - zapytał.
- Ten, który mnie zgłosił do tego gówna - powiedziała z pewnością
- Co z nim robimy?
Hesper wyrwała różdżkę Kruma z jego ręki.
- Wystrzelmy czerwone iskry - rzekła - Ktoś go znajdzie i sprawdzi moje przypuszczenia.
Cedric kiwnął głową, uznając to za rozsądny pomysł. Hesper uniosła różdżkę bułgara i wystrzeliła w niebo. Potem odłożyła ją tuż przy jego głowie i wyryła na ziemi napis.
Użył zaklęcia niewybaczalnego, potencjalnie zimperiusowany.
Poszli dalej, by rozdzielić się na dwie strony. Ona poszła w lewo, on w prawo. Ścieżki stały się jeszcze bardziej kręte, a żywopłot gęstszy co utwierdzał ją w przekonaniu, że są na prawdę blisko pucharu. Wpadła na sfinksa, stworzenie, które dotąd widziała tylko w Potworniej Księdze Potworów. Zagrodził jej drogę.
- Znajdujesz się na najkrótszej drodze do pucharu. - powiedział ochrypłym głosem.
Hesper westchnęła.
- Czyń swą należność - powiedziała chłodno.
- Konkretnie. Milcz, wtedy pozwolę ci się wycofać, Odpowiedz źle, zaatakuje. Rozwiąż zagadkę, puszczę obok mnie. Brzmi ona tak:
Najpierw pomyśl o kimś, kto żegna się czule,
Potem się zastanów, czego ci brakuje,
Gdy mówisz o chłopcu, że kogoś całuje.
Wreszcie dodaj do tego sam końca początek,
Albo koniec początku. Już złapałeś wątek.
Bo gdy to połączysz - już spokojna głowa,
Wyjdzie ci stworzenie, chociaż nie osoba,
Którego byś nigdy nie chciał pocałować.
Straszny bełkot. Pierwsze o czym pomyślała to dementor, jednak nie pasowała je reszta zagadki. Druga jej myśl była taka, by trzasnąć sfinksa Avadą Kedavrą i mieć spokój. Prychnęła śmiechem. Chłopiec, który kokoś całuję, w społeczeństwie czarodziejów całuję ją. Końca początek. k.
- Pająk - powiedziała.
Sfinks przepuścił ją z uśmiechem. Przed nią zamigotał puchar. Zobaczyła też Cedrica, który był coraz bliżej tego pucharu. Już podnosiła różdżkę, by go oszołomić, jednak zaatakowała go akroamantula. Ją zresztą też. Była przerażająca, Hesper zaczęła uciekać w stronę pucharu, rzucając na oślep zaklęciami. W końcu jedno z jej zaklęć dało radę wielkiemu pająkowi, upadł na ziemie. W nagłym przypływie człowieczeństwa to samo zrobiła za pająkiem, który zaatakował Cedrica. Zobaczyła jak chłopak leży, wpółprzytomny. Miał dużą ranę na nodze, mocno krwawiła.
- Bierz puchar - powiedział słabo - należy ci się.
Hesper wzięła jego różdżkę, wystrzeliła czerwone iskry. Przemyła szybko ranę i pozbawiła go przytomności. Podeszła tuż pod puchar. Migotał na niebiesko, oślepiając Hesper. Wzięła głęboki oddech. Z tej sytuacji nie było dobrego wyjścia, wiedziała, że to co robi jest w dużej mierze słuszne. Złapała go. Poczuła mocne szarpnięcie w pępku. Labirynt zniknął.
_____________________________________
1925 słów
Kto się cieszy, że Cedric przeżyje?
Teraz powinnam wstawić rozdział za tydzień haha. Wstawie jutro.