Sto dziewięćdziesiąt cztery

24 5 0
                                    

Elena

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Elena

– O... rany.

Nic więcej nie była w stanie dodać, zresztą miała wrażenie, że to w jakiś pokrętny sposób wyrażało wszystko. W milczeniu przestąpiła próg mieszkania, uważnie rozglądając się dookoła i... No cóż, pozostając pod ogromnym wrażeniem, chociaż w głowie już słyszała wymowne prychnięcie Rafaela i stwierdzenie, że znowu zachowuje się płytko. Chyba jednak coś w tym było, ale nie czuła się z tego powodu źle, przynajmniej na moment mogąc odciąć się od tego całego szaleństwa.

W zasadzie mieszkanie w tym wypadku nie było wystarczająco adekwatnym określeniem. To był apartament w pełnym znaczeniu tego słowa. Już kiedy znaleźli się w wyraźnie lepszej, wzbudzającej zainteresowanie dzielnicy, doszła do wniosku, że nie będzie źle. Kiedy ostatecznie wysiedli przed jednym z najwyższych budynków, a Lawrence pogonił ich na samą górę, była już tego pewna, choć zdecydowanie nie tego się spodziewała.

– Masz bardzo interesujący sposób doboru priorytetów – ocenił L., jak nic się z niej naigrają.

Wydęła usta, nie po raz pierwszy zaczynając się zastanawiać nad tym, co też przyszło jej do głowy, kiedy zdecydowała się po niego zadzwonić. Już za pierwszym razem odniosła wrażenie, że Lawrence należy do tej kategorii osób, które mają szansę doprowadzić ją do szału, a już na pewno nie szczędząc sobie cynizmu. Pod tym względem byli podobni, ale nie potrafiła określić czy to dobrze, czy może źle.

Nie odezwała się nawet słowem, w milczeniu wodząc wzrokiem na prawo i lewo. Widziała ciemne panele, stonowane, utrzymane w odcieniach szarości kolory ścian oraz drogie, nowoczesne meble z czarnymi, błyszczącymi frontami. Widziała również aneks kuchenny, temu jednak nie poświęciła najmniejszej nawet uwagi, uznając go za zbędny dodatek; wyjątkiem mogła być lodówka, w której z powodzeniem można było trzymać krew, co zresztą przez obecność Licavolich sami praktykowali. Tak czy inaczej, rozglądając się po tym miejscu, Doszła do wniosku, że gdyby miała porzucić plany o pięknym domu z ogrodem, ewentualnie mógłby zadowolić czymś takim.

Obejrzała się przez ramię, mimochodem zauważając, że reszta wydawała się równie spięta i zafascynowana, co i ona. Co prawda w ich przypadku przeważała przede wszystkim nieufność, co jednak musiało mieć związek z samym Lawrence'm. Zdążyła przekonać się, że wampir nie cieszył się szczególną sympatią, ale w jej przypadku niechęć nie wchodziła w grę. Tak naprawdę nie znała dziadka, jednak gdyby miała określić własne emocje względem niego, najpewniej pozostałaby przy stwierdzeniu, że jest cholernie irytujący.

Jej wzrok spoczął na Damienie, być może dlatego, że wydawał się najzdolniejszy. Tym razem to w jego ramionach wylądowała Claire, ledwo tylko znaleźli się przed budynkiem, który wskazał im Lawrence. Chłopak najwyraźniej nie mógł się powstrzymać przed wykorzystaniem mocy, jak zwykle wyczuwając słabość i nie będąc w stanie przejść wobec niej obojętnie.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz