Sto czterdzieści

23 3 0
                                    

Renesmee

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Renesmee

Bez zastanowienia odwróciłam się na pięcie, ruszając w stronę schodów. Musiałam wysilić się, żeby nie zapomnieć o tym, że w domu wciąż obecny był Castiel i że poruszanie się w zbyt szybkim tempie mogłoby się okazać niebezpieczne zarówno dla mnie, jak i dla samego zainteresowanego. Nie mogłam ryzykować, chociaż byłam gotowa założyć się o to, że Gabriel nie miałby nic przeciwko temu, żeby znaleźć pretekst do zrobienia „mojemu znajomemu" jakiejkolwiek krzywdy.

Na bieg pozwoliłam sobie dopiero w chwili, w której znalazłam się na piętrze, gdzie nabrałam pewności, że nikt nie będzie w stanie mnie zauważyć. Wiedziałam, że mąż najpewniej ruszył za mną, ale nie zwróciłam na to najmniejszej uwagi, od razu wchodząc do pokoju córki i chcąc jak najszybciej znaleźć się przy niej. Bez słowa wzięłam ją w ramiona, mimochodem zauważając, że – choć to jawiło mi się jako coś naprawdę przerażającego – przesiadywanie przy dziewczynie było dla mnie już równie naturalne, co i przeciągające się milczenie. Martwiłam się i choć czułam się gotowa zrobić naprawdę wiele, żeby spróbować zrozumieć zachowanie Joce i jakkolwiek jej pomóc, mimo wszystko obawiałam się tego, jak mogłaby zareagować, gdybyśmy znowu zaczęli na nią naciskać.

Jeśli miałam być ze sobą szczera, trwałam w impasie, sama niepewna tego, co powinnam zrobić. Zarówno ja, jak i Gabriel, nauczyliśmy się ufać swoim dzieciom, niezależnie od tego, co by się nie działo. Nie miałam pojęcia, dlaczego Joce z takim uporem odmawiała naszej pomocy, ale niezależnie od wszystkiego chciałam wierzyć w to, że czekanie jest w obecnej sytuacji najlepszym rozwiązaniem. Pamiętałam, jak sama zachowywałam się w dość skrajnych momentach, próbując w pojedynkę radzić sobie z problemami, by nie obciążać bliskich. Być może dziewczyna miała to po mnie, dlatego próbowałam przekonać samą siebie, że danie jej szansy na uporządkowanie wszystkiego, co działo się w jej głowie i ostateczne podjęcie decyzji o tym, czy powinna nas wtajemniczyć, jest najlepszym pomysłem, ale... to zdecydowanie nie było aż takie łatwe.

– Joce... Jocelyne, kochana, dobrze się czujesz? – zaryzykowałam, ostrożnie dobierając słowa.

Nie odpowiedziała mi od razu, nieruchoma i wtulona w moja pierś. Wiedziałam, że czuła się bezpieczna i choć jej serce wciąż biło o wiele szybciej niż zazwyczaj, zauważyłam, że powoli zaczynała się uspokajać. Trudno było mi stwierdzić, co tak naprawdę musiała czuć i co działo się w jej głowie, ale zdecydowałam się nie pytać, cierpliwie czekając aż sama zdecyduje się odezwać. W ostatnim czasie często męczyły ją koszmary, więc i tym razem to mogło być to, chociaż...

Wzdrygnęłam się mimowolnie, uświadamiając sobie, że w pokoju jest zaskakująco wręcz zimno. Spojrzałam w stronę okna, to jednak okazało się szczelnie zamknięte, więc to nie w nim musiał leżeć problem. Uniosłam brwi, po czym bardziej stanowczo przygarnęłam córkę do siebie, jednocześnie chwytając za skraj kołdry, by móc szczelnie ją okryć. Czy mieliśmy jakiekolwiek problemy z ogrzewaniem? Nie miałam pewności, chociaż i tego nie dało się wykluczyć; dom nie był nowy, chociaż moi bliscy zdążyli go odremontować. Musiałam później zapytać o to Carlisle'a albo Esme, tym bardziej, że wampiry zwykle nie zwracały uwagi na tak małoistotną kwestię, jak temperatura. Inaczej było z Jocelyne, która przez wzgląd na swoją ludzką cząstkę, była o wiele delikatniejsza i bardzo chorowita.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz