Sto dziewięćdziesiąt pięć

31 4 0
                                    

Elizabeth

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Elizabeth

Drżała, ale prawie nie była tego świadoma. Trwała w bezruchu, bezwiednie kołysząc się w przód i w tył, mając wrażenie, że wokół niej rozgrywa się istne szaleństwo, chociaż i o tym starała się nie myśleć. W żaden sposób nie potrafiła określić tego, co czuła, mając wrażenie, że wypełnia ją nicość – całkowita pustka, która sprawiała, że zaczynała być obojętna na wszystko i wszystkich. Oddychała głęboko, niemalże spazmatycznie, bezskutecznie próbując zapanować nad emocjami, choć i te wydawały się przytłumione i jakby odległe. Miała ochotę znaleźć jakiś cudowny sposób na to, żeby spróbować się od tego odciąć, jednak nie była w stanie zrobić niczego, co mogłoby choć w niewielkim stopniu jej to ułatwić.

To się nie działo, nie mogło się dziać... Powtarzała to w duchu raz za razem, mając nadzieję, że dzięki temu łatwiej będzie jej w to uwierzyć, jednak nic podobnego nie miało miejsca. Przed oczami wciąż miała twarz Jasona, a zwłaszcza jego rubinowe tęczówki – tak niezwykłe, hipnotyzujące i na swój sposób nieludzkie. Nie widziała już niczego, mając dziesiątki pytań, które pragnęła zadać, jednak nie była w stanie wykrztusić z siebie chociaż słowa. Chyba nawet nie chciała się nad tym zastanawiać, paradoksalnie równie mocno pragnąć poznać odpowiedzi, jak i bojąc się tego, co mogłaby usłyszeć.

Gdyby to przynajmniej było takie proste...

No cóż, nie było, o czym przekonała się już od pierwszej chwili, kiedy Damien wprost oznajmił jej to, co potrafi. Uzdrowiciel. W końcu dlaczego nie, prawda? W końcu od samego początku widziała, że tamtej nocy wydarzyło się coś więcej, aniżeli próbował jej wmówić. Pamiętała bijące od jego ciała ciepło, a także przytłumiony, stopniowo wycofujący się ból. Wiedziała, że coś jest nie tak i że wszyscy wokół ją okłamując, nawet jeśli zarówno Damien i reszta jego rodziny twierdzili coś innego. Czuła to, irytowała się i walczyła o prawdę, jednak kiedy przyszło co do czego...

Cóż, teraz perspektywa poznania odpowiedzi wcale nie wydawała się jej aż tak atrakcyjna.

W głowie jej wirowało, ale i nad tym nie próbowała się zastanawiać. Wcisnęła się w kąt tego cholernego pokoju, nie po raz pierwszy zastanawiając się nad tym, co takiego podkusiło ją, by wsiąść do samochodu obcego mężczyzny, a ostatecznie przyjechać tutaj. Być może była w szoku, a może liczyła na szybką śmierć, bo chyba do tego sprowadzało się ufanie komuś, kto zdecydowanie nie był człowiekiem. Elizabeth czuła, że odpowiedź jest jeszcze bardziej złożona i że stwierdzenie „uzdrawiam dotykiem" wkrótce znacznie jej się jawić jako coś niemalże normalnego w porównaniu z tym, co jeszcze mogła usłyszeć, jednak zdecydowanie nie była na to gotowa. Już sama nie była pewna, czego tak naprawdę chciała, nagle będąc w stanie marzyć tylko i wyłącznie o tym, by móc rzucić się do ucieczki i jakkolwiek odciąć się od tego, co działo się wokół niej. Była w niebezpieczeństwie, co zresztą potwierdził Damien, ale to nadal nie tłumaczyło niczego – a już zwłaszcza tego, dlaczego Jason był żywy.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz