Dwadzieścia osiem

36 4 0
                                    

Elizabeth

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Elizabeth

Czytelnia była prawie opustoszała, kiedy weszła do środka. Uśmiechnęła się pod nosem, zadowolona z takiego obrotu spraw, ale przede wszystkim z panującego wokół spokoju, to taki tak rzeczy sprzyjał temu, żeby pomyśleć. Mimowolnie wciąż analizowała zachowanie Eleny, a zwłaszcza to, jak bardzo dziewczyna była spięta, co nasiliło się z chwilą, w której pojawił się Aldero. Liz była dobrą obserwatorką, poza tym zdecydowanie nie należała do osób głupich, a zachowanie jej przyjaciółki tak bardzo dobiegło od normy, że chyba musiałaby być ślepa, żeby nie zwrócić na nie uwagi. Coś było na rzeczy, chociaż nie miała pojęcia co, a skoro Elena milczała, przynajmniej tymczasowo powstrzymując się od zwierzeń, nie pozostało jej nic innego poza czekaniem.

Krótko skinęła głową bibliotekarce, zmuszając się do tego, żeby skoncentrować się na tym, co było w tamtej chwili najistotniejsze. Nie zachwycały ją godziny spędzone nad kolejnym szkolnym projektem, ale podejrzewała, że zwłaszcza z podejściem Eleny, to będzie kolejne południe spędzone na wszystkim jednocześnie. Obie szczerze nie cierpiały tych bardziej wymagających szkolnych zadań, opierających się na zapamiętywaniu, bawieniu się w nikomu niepotrzebne plakaty albo przepisywaniu połowy książki do prezentacji, by później wyrecytować ją przed wszystkimi, ale sama możliwość spędzania wspólnego czasu nie była wcale zła. Elena bywała szalona, poza tym zwykle wpadała na pomysły, które Liz nie przyszłoby do głowy, do naturalnie skutecznie odkrywało obie od najistotniejszego zajęcia, ale chyba właśnie to było w tych popołudniach najlepsze.

Prawdziwy problem leżał w tym, że jej rodzice zdecydowanie nie byli aż tak wyrozumiali, jak to było z rodziną Eleny. Czasami nawet myślała, że to z powodu tego, że dziewczyna jest jedną z wielu adoptowanych przez państwo Cullen dzieci, ale widząc chociażby z jakim ciepłem Esme podchodziła nie tylko do jej przyjaciółki, ale również samej Liz, ostatecznie doszła do wniosku, że to nie ma znaczenia – kobieta kochała swoją przybraną córkę bardziej niż niejedna matka biologiczne dziecko. Elizabeth coś o tym wiedziała, bo już dawno zwątpiła w to, żeby wytyczanie scenariuszy i stawianie wymagań, którym nie zawsze była w stanie się dostosować, było jakkolwiek normalnym zachowaniem.

W porządku, zdawała sobie sprawę z tego, że rodzice ją kochali, ale czasami w ogóle nie rozumiał swojej rodziny. Jej rodzice osiągnęli wiele – myślała o nich jak o ludziach sukcesu, bo jak inaczej mogła nazwać parę wziętych prawników? – i to było w porządku, ale nie w przypadku, kiedy wyraźnie oczekiwali tego, że ich córka pójdzie tą samą drogą. Nie raz doprowadzała ją do szału roszczeniowa postawa matki, której chyba nie dało się zadowolić, chociaż jako dziecko była gotowa zrobić wszystko, byleby przynajmniej spróbować tego dokonać. Uczyła się, miała dobre stopnie i perspektywy, które ją w pełni satysfakcjonowały, ale to najwyraźniej było zbyt mało. Już dawno pogodziła się z tym, że właśnie tak będzie, ale momentami nadal trudno było jej przywyknąć do tego, że najpewniej odetchnie dopiero w momencie, w którym zdecyduje się wyprowadzić.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz