Sto siedemdziesiąt trzy

21 4 0
                                    

Jocelyne

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jocelyne

W milczeniu wpatrywała się w przemykające za oknem drzewa. Widziała poszczególne kształty, składające się kolejno na drzewa, budynki miasta, a później znowu uroki natury, kiedy samochód znalazł się poza Seattle, ale na żadnym z nich nie potrafiła skoncentrować wzroku. Myślami była gdzieś daleko, skupiona przede wszystkim na myśleniu, że wszystko jest w absolutnym porządku, a ona robi dobrze, prawda jednak była taka, że była przerażona – i to najdelikatniej rzecz ujmując.

Castiel milczał, ale nie czuła się z tego powodu zaniepokojona, nawet jeśli w jego obecności niezmiennie czuła się dziwnie. Rodzice – zwłaszcza tata – nie byli zachwyceni tym, że to właśnie on odwiózł ją na miejsce, ale najwyraźniej sprawiała wrażenie zbyt zdesperowanej, by którekolwiek z nich próbowało się z nią kłócić. Przyjęła to z ulgą, nawet pomimo świadomości tego, że specjalne wykorzystywanie tego, że przez wgląd na nią unikali jakichkolwiek spięć nie było właściwe. Chcieli dla niej dobrze, to oczywiste, ale chociaż wiedziała, że może ze spokojem powiedzieć o swoich obawach, Rosie i wszystkim innym, instynkt podpowiadał jej, że w pierwszej kolejności niektóre kwestie powinna sama zrozumieć. Potrzebowała tego, a jeśli to był jedyny sposób...

Uniosła głowę, żeby spojrzeć na Castiela, ten jednak z uwagą wpatrywał się w drogę. W lusterka widziała jego zielone, lśniące oczy i nie po raz pierwszy pomyślała, że wyglądał wyjątkowo sympatycznie. Tak się zachowywał, kiedy kilka razy z nim rozmawiała, chociaż we wszystkich wypadkach pozostawała nieufna, być może dlatego, że wiedziała czym się zajmował – i że w tamtych chwilach spoglądał na nią co najwyżej jak na ewentualną pacjentkę. Jakaś jej cząstka wciąż z uporem broniła się przed stwierdzeniem, że mogłaby być szalona, chociaż z drugiej strony... to czy fakt, że na własne życzenie pozwalała się gdziekolwiek zamknąć przypadkiem nie sugerował czegoś odwrotnego.

No dobrze, nie zamknąć – przynajmniej w teorii nie brzmiało to aż tak ostatecznie. Z informacji, które był w stanie wstępnie zgromadzić Castiel, wynikało chociażby to, że udział był dobrowolny, a ona w każdej chwili mogła się wycofać. To było pocieszające, chociaż nie miała w planach przy pierwszej z okazji z płaczem oznajmiła, że chce wracać do domu. Najpierw planowała zrozumieć, chociaż perspektywa jakichkolwiek badań ją przerażała – na czymkolwiek miałyby polegać.

No cóż, bardziej od tego bała się, że jednak okaże się szalona.

Wątpliwości nie opuszczały jej nawet na moment, jednak z uporem usiłowała je zdusić. Jeśli z jakiegoś powodu miała się tutaj znaleźć, to w porządku. Nie miała pojęcia, co takiego chce osiągnąć i dokąd to prowadziło, ale i to ze spokojem mogła uznać za drugorzędną kwestię. Miała szansę i zamierzała ją wykorzystać, a jeśli by nie wyszło... Cóż, wtedy przynajmniej nie miałaby do siebie pretensji o to, że nie próbowała. Musiała działać, bo to było lepsze od ciągłego zamykania się w sobie i wątpliwości, ale wciąż nie miała pojęcia, gdzie miało ją to doprowadzić. Wciąż towarzyszyły jej złe przeczucia, co bynajmniej nie pomagało w podjęciu sensownej decyzji, chociaż usiłowała przekonywać samą siebie do tego, że to, co robiła, miało w sobie chociaż odrobinę logiki.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz