Sto dziewięćdziesiąt

20 4 0
                                    

Elena

Hoppla! Dieses Bild entspricht nicht unseren inhaltlichen Richtlinien. Um mit dem Veröffentlichen fortfahren zu können, entferne es bitte oder lade ein anderes Bild hoch.

Elena

Kątem oka zauważyła, że Liz sztywnieje, wyraźnie zaniepokojona. Sama również zastygła w bezruchu, nasłuchując i próbując określić do kogo mógł należeć urywany wrzask, który obie usłyszeli. Dźwięk dochodził do niej jakby z oddali, być może dlatego, że czuła się zbyt oszołomiona, by być w stanie w pełni skoncentrować się na sytuacji. Co więcej, była gotowa przysiąc, że usłyszała coś jeszcze – coś, co brzmiało jak pękające szkoło – jednak nie mogła mieć pewności.

Coś było nie tak i to wydawało się aż nazbyt oczywiste. Czuła narastający z każdą kolejną sekundą niepokój, a instynkt podpowiadał, że powinna biec – uciekać albo zrobić cokolwiek innego, jeśli tylko wydałoby się sensowne. W głowie miała pustkę, jednak wszystko w niej aż krzyczało, że jest zagrożona, nawet jeśli – przynajmniej teoretycznie – podobne myślenie nie miało sensu. W efekcie walczyła sama ze sobą, starając się zapanować nad sobą, własnym ciałem i czystym przerażeniem, kiedy przez myśl przeszło jej, że być może...

Z jakiegoś powodu jak na zawołanie odczuła przejmujący wręcz chłód. Zadrżała niekontrolowanie, po czym mocno zacisnęła dłonie na brzegach umywalki, czując, że jej serce bije coraz szybciej i mocniej, jakby jakimś cudem zamierzało wyrwać się z piersi i uciec gdzieś daleko.

– Co to było? – usłyszała niespokojny szept Elizabeth, jednak nie była w stanie jej odpowiedzieć.

Ja chyba wiem..., pomyślała w oszołomieniu, choć tak naprawdę nie mogła mieć pewności.

Jakie były szanse na to, żeby Hunter albo jemu podobni zareagowali akurat teraz? Nie miała pojęcia, to zresztą wydawało się najmniej istotne, przynajmniej dla Eleny. Nagle zwątpiła w to, czy pójście na jakąkolwiek imprezę w ogóle miało sens, nie wspominając o tym, że w całym domu nie było światła. Takie warunki jak nic sprzyjały demonom, a przynajmniej takim, o których wspominał jej Rafael – tych słabszych, bezcielesnych i zdolnych do funkcjonowania wyłącznie w ciemnościach z których się wywodziły. Do tej pory nie miała okazji spotkać żadnej z tych istot, ale Rafa opisał je dość dokładnie, przez co niemalże w panice próbowała wypatrzeć w zaciemnionych kątach gęstą, kłębiącą się mgłę. Nie widziała niczego, co w teorii powinno ją uspokoić, to jednak sprawiło, że Elena poczuła się jeszcze bardziej zagubiona, nagle niepewna tego, co byłoby gorsze – bezcielesne demony czy może ktoś jaki jak Hunter.

Zauważyła, że Liz drży, co jedynie utwierdziło ją w przekonaniu, że sytuacja nie prezentowała się dobrze. Dziewczyna nie miała pojęcia o istotach nadnaturalnych, ale jak każdy śmiertelnik była w stanie je wyczuć, nawet jeśli nie potrafiła odpowiednio sprecyzować zagrożenia. Widziała po oczach przyjaciółki, że ta również pragnęła uciekać, ale...

– Chodźmy stąd, Liz – zadecydowała, starając się przejąć kontrolę nad sytuacją. Rzuciła przyjaciółce naglące spojrzenie, po czym z niedowierzaniem pokręciła głową. – Może to nic, ale powinnyśmy stąd iść. Poszukam reszty – dodała, po czym jak gdyby nigdy nic ruszyła w stronę drzwi.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 1/2)Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt