Sto czterdzieści trzy

21 5 0
                                    

Layla

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Layla

Claudia zamarła, podrywając głowę i wyraźnie się spinając. Kasztanowe włosy opadły jej na twarz, więc odgarnęła je zniecierpliwionych ruchem, prostując się i wbijając wzrok w nowoprzybyłą dwójką. Nawet z odległości widać było, że się spięła, nie tyle przejęta groźbami Marco, co świadoma tego, że pojawienie się wampira oraz matki Isabeau nie wróżyło dobrze. Co prawda po tym, jak wyglądała na skłonną zaatakować Irys, a więc dziewczynę, której rozkaz dotyczący nowych wampirów zdecydowanie nie obejmował, Layla nie spodziewała się cudów, a jednak coś w widoku nowoprzybyłych sprawiło, że poczuła niewysłowioną wręcz ulgę.

To Marco jako pierwszy ruszył przed siebie, już chyba z przyzwyczajenia usiłując osłonić Allegrę i udając, że nie dostrzega, że ta raz po raz wywracała oczami, poirytowana jego zachowaniem. Kto jak kto, ale kapłanka na pewno potrafiła się bronić, a Lay już kilka razy miała okazję widzieć ciotkę w akcji, jednak to wydawało się najmniej istotne w tamtej chwili. Instynktownie napięła mięśnie, niespokojnie obserwując pulsującego mocą ojca, w tamtej chwili tak bardzo przypominającego jej wściekłego Gabriela. Jej brat nie chciał o tym słyszeć, ale prawda była taka, że obaj – on i najstarszy Licavoli – byli do siebie podobni pod większą ilością względów, aniżeli wygląd. Co więcej, obaj byli niebezpieczni, a Marco mógł pozwolić sobie na znacznie więcej od syna, nie musząc obawiać się konsekwencji zużycia zbyt dużej ilości mocy. Layla aż nazbyt dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że jej brat nie nadawał się do aż tak wymagającego zadanie, jednak kiedy w grę wchodził ojciec...

Och, to nie wyglądało dobrze – a już zwłaszcza dla Claudii.

Zastygła w bezruchu, po części wciąż pod wpływem przymusu Rufusa, chociaż już właściwie nie zwracała na to uwagi. Wyczuła, że coś w postawie wampirzycy się zmieniło, a samo brzmienie głosu Marco wystarczyło, żeby dotychczas walczący nieśmiertelni zastygli w bezruchu, w zamian decydując się biernie obserwować rozwój sytuacji. Zauważyła Pavarottich, którzy skorzystali z chwili wytchnienia, by zwiększyć dystans pomiędzy sobą, a wampirami, które przyszły wraz z Claudią i które przez cały ten czas usiłowali trzymać w bezpiecznej odległości od pozostałych nieśmiertelnych. Było coś przenikliwego w tej nagłej ciszy, co jak na zawołanie wzmogło odczuwane już od dłuższego czasu poczucie niepokoju; nie mogła się ruszyć, chociaż chciała, za wszelką cenę pragnąc dostać się do Kristin albo Williama i...

Marco zrobił kilka zdecydowanych kroków, bynajmniej nie sprawiając wrażenia zaniepokojonego tym, że ktokolwiek mógłby spróbować rzucić mu się do gardła. Poruszał się ludzkim tempem, chociaż w spojrzeniu czerwonych oczu wampira zdecydowanie nie było niczego, co mogłoby upodobnić go do człowieka. Blada skóra mocno kontrastowała z kruczoczarnymi włosami, zaś w rysach twarzy i spojrzeniu było coś, co skutecznie przyprawiało o dreszcze. Licavoli wyglądał jak rasowy morderca, co zresztą wcale nie było takie dalekie od prawdy, a Layla aż nazbyt dobrze wiedziała, jak bardzo niebezpieczny i nieprzewidywalny potrafił być jej ojciec. Spoglądając na niego w tamtym momencie, przez ułamek sekundy poczuła się nieswojo, bezwiednie przesuwając się bliżej Rufusa, chociaż zdecydowanie już nie była małą, zagubioną dziewczynką, która nie potrafiła bronić się przed potencjalnym oprawcą. Co więcej, tym razem gniew Marco nie był skierowany przeciwko niej, zresztą jak i przez te wszystkie lata od powrotu wampira; zmienił się czy też nie, aż nazbyt oczywistym było to, że usiłował ją chronić.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 1/2)Where stories live. Discover now