Sto dwadzieścia trzy

26 3 0
                                    

Isabeau

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Isabeau

W milczeniu obserwowała nowoprzybyłą, próbując samej sobie wytłumaczyć, dlaczego już na wstępie nie zdecydowała się jej powstrzymać przed podejściem do Williama. Być może to był rodzaj instynktu, który podpowiedział jej, że powinna postąpić w ten sposób, co zresztą wcale nie okazałoby się takie dziwne. Nie raz bezwiednie podejmowała dobre decyzje, zdając się na wyjątkowo rozwiniętą intuicję – coś właściwego dla kapłanki i wieszczki zarazem, co niejednokrotnie powtarzała jej matka. Z drugiej strony, wniosek wydawał się dość oczywisty, zwłaszcza kiedy zauważyło się, że w odpowiedzi na pojawianie się dziewczyny, niebezpieczne czerwone błyski w oczach zdenerwowanego do tej pory wampira jak na zawołanie przygasły, a on sam zaczął się uspokajać.

Na dłuższą chwilę zapanowała nienaturalna wręcz cisza, przerywana wyłącznie przez oddechy. William wydawał się najbardziej zwracać na siebie uwagę, wciąż ciężko dysząc i sprawiając wrażenie kogoś, kto jedynie cudem trzymał się w pionie. Jasne włosy miał w nieładzie, usta wciąż splamione krwią, a gdyby Beau musiała znaleźć najlepsze określenie jego stanu, bez wątpienia uraczyłaby go czymś równie sympatycznym, co i „wyglądasz jak siódme nieszczęście". Oparty o ścianę i chorobliwie blady, wyglądał niczym dzikie, gotowe do ataku zwierzę, które ktoś zapędził w ślepy zaułek.

– Irys – wycharczał i to była pierwsza rzecz, która padła z jego ust i zabrzmiała sensownie; jego głos wciąż był zachrypnięty i zniekształcony.

Dziewczyna wypuściła powietrze ze świstem, po czym uśmiechnęła się promiennie. Stała na tyle blisko, żeby móc chłopaka dotknąć i bez chwili wahania wyciągnęła obie ręce przed siebie, próbując musnąć palcami tors Williama. Natychmiast wzdrygnął się niekontrolowanie, tym samym dając swojej towarzyszce do zrozumienia, że powinna się odsunąć, ta jednak wyraźnie nie miała takiego zamiaru.

– Cii... Już jest w porządku – zapewniła go pospiesznie. – Jest w porządku...

– W porządku...? – powtórzył, a potem bez jakiegokolwiek ostrzeżenia chwycił Irys za oba nadgarstki, sprawiając wrażenie chętnego porządnie dziewczyną potrzasnąć. – Co ty tutaj robisz?!

Isabeau przesunęła się bliżej, wciąż pulsując mocą. Czuła się gotowa do ataku i walki, tym bardziej, że w przypadku Williama niczego nie można było być pewnym. Uważnie obserwowała wampira, zważając na każdy jego kolejny ruch i mając ochotę dla pewności odsunąć ciemnowłosą od niestabilnego chłopaka, a jednak coś w zachowaniu Irys ostatecznie ją przed tym powstrzymało.

Pół-wampirzyca nie odpowiedziała od razu, w pierwszej kolejności rozpatrując się i odrzucając długie, czarne loki na plecy. Była drobna i szczupła, o niezwykle subtelnej i zapadającej w pamięć urodzie. Bladą cerę zrobiły urocze rumieńce, dodając Irys niewinności, chociaż w przypadku nieśmiertelnych wygląd jeszcze o niczym nie musiał świadczyć. W jej przypadku pozory również pozory potrafiły mylić, Isabeau dobrze pamiętała, że miała przed sobą dziewczynę obdarzoną wyjątkowym darem widzenia.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz