Sto siedemdziesiąt pięć

20 2 0
                                    

Jocelyne

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Jocelyne

Najpierw poczuła uderzenie, a dopiero później ból. To skutecznie wytrąciło ją z równowagi, przez co ledwo była świadoma tego, że stoczyła się z kilku ostatnich stopni – i to nie jako jedyna, bo pod sobą wyraźnie czuła ciepłe ciało kogoś, kto przypadkiem oberwał, przy okazji choć trochę amortyzując jej upadek. Oszołomiona i co najmniej skonsternowana tym, co zrobiła, natychmiast spróbowała się podnieść, to jednak skoczyło się na tym, że ponownie wylądowała na swojej przypadkowej ofierze. Plątanina kończyn i ogólne zaskoczenie sprawiły, że miotała się nieporadnie, najpewniej dodatkowo pogarszając sytuację, zwłaszcza przy swojej koordynacji ruchowej – czy też raczej całkowitym jej braku, co w najmniejszym nawet stopniu nie polepszało sprawy.

Wyrwał jej się cichy, zdławiony jęk, nie tyle bólu, chociaż i ten dawał jej się we znaki. Och, świetnie, jeszcze więcej siniaków!, pomyślała z niedowierzaniem; zawsze chodziła poobijana, o ile akurat nie miała pod ręką Damiena, który byłby gotów przyjść jej z pomocą i pomóc doprowadzić się do przynajmniej względnego porządku. Nagle zatęskniła za bratem, chociaż sama nie była pewna, czego potrzebowała bardziej – rodziny, poczucia bezpieczeństwa czy może swojego ulubionego Uzdrowiciela, W głowie jej wirowało, a na ułamek sekundy wręcz pociemniało przed oczami, ale i tego nie była pewna w takim stopniu, jak mogłaby się spodziewać. Gdyby jeszcze obyło się bez złamań, wtedy mogłoby okazać się, że wcale nie jest aż tak źle, chociaż...

– Mój Boże, nic wam nie jest?! – usłyszała spanikowany głos Julie, ale nawet nie próbowała odpowiadać.

W zamian przypomniała sobie o czyjejś obecności, co skutecznie sprowadziło ją na ziemię, sprawiając, że przestała się szarpać, ostatecznie decydując na to, żeby rozeznać w sytuacji. Zamrugała nieco nieprzytomne i – wcześniej lekko uniósłszy na łokciach, co przyszło jej całkiem lekko, jeśli wziąć pod uwagę to, że ciało jak zwykle odmawiało jej współpracy – w końcu spojrzała w dół, wprost na wpatrzonego w nią z zaciekawieniem chłopaka. Pierwszym, co przykuło jej uwagę, były jego oczy: ładne, jadeitowe i lśniące, chociaż w tamtej chwili jego wzrok wydawał się odrobinę zamglony. Dopiero po tym zmierzyła wzrokiem twarz biednego śmiertelnika, którego omal nie doprowadziła do grobu, dając piękny popis całkowitego braku gracji, koordynacji ruchowej i tego, że do normalnego pół-wampira wciąż było jej bardzo, ale to bardzo daleko.

Oczy chłopaka rozszerzyły się nieznacznie, kiedy na nią spojrzał. Zaklął cicho, tym razem o wiele ciszej, po czym nieznacznie pokręcił głową, najpewniej próbując się otrząsnąć. Słyszała, że jego puls przyśpieszył, a krew zaczęła krążyć szybciej, tym samym pobudzając jej wampirzą naturę, chociaż nie czuła głodu. Przynajmniej zapach nie był na tyle intensywny, by nabrała pewności, że przypadkiem zrobiła mu krzywdę, to jednak wydawało się dość marnym pocieszeniem w obecnej sytuacji. Czuła, że się rumieni, zmieszana i bliska tego, żeby zacząć się jąkać, chociaż sądziła, że zdążyła wyzbyć się tego nawyku z dzieciństwa. Zwłaszcza wtedy, kiedy była zestresowana albo bardzo zawstydzona, często robiła z siebie całkowicie nieporadną idiotkę, wyrzucając z siebie słowa bez ładu i składu, a przy tym tak drżącym głosem, że czasami samej siebie nie była w stanie zrozumieć.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 1/2)Where stories live. Discover now