Sto osiemdziesiąt siedem

22 4 0
                                    

Allegra

Deze afbeelding leeft onze inhoudsrichtlijnen niet na. Verwijder de afbeelding of upload een andere om verder te gaan met publiceren.

Allegra

Wiedziała, że musi się pośpieszyć. Słyszała ponaglenia Marco, który raz po raz przypominał jej o tym, jak niewiele czasu pozostawało do rozpoczęcia uroczystości, jednak nic nie mogła poradzić na to, że przygotowania szły jej w dość oporny sposób. Sama nie była pewna, co tak naprawdę podkusiło ją, żeby wziąć udział w obchodach Samhain, zgodnie z planami, które snuła Isabeau, ale coś podpowiadało jej, że powinna się tam pojawić. Być może i chroniła te wszystkie dzieciaki przed rozkazami, które – a jakże! – wydawała Claudia, sama jednak pozostawała kapłanką, a skoro król osobiście nie kazał jej się wynosić, mogła założyć, że wciąż była związana pewnymi obowiązkami. Nikt nie miał prawa jej tknąć, zresztą teraz, kiedy w mieście nie było ani jej córki, ani Alessi, była jedyną kapłanką ze stażem i umiejętnościami na tyle rozwiniętymi, by móc poprowadzić taką uroczystością.

Cóż, jeśli dobrze się nad tym zastanowić, potrzebowała tego w równym stopniu, co i wszyscy wokół. Nie zamierzała zachowywać się jak ktoś, kto wiecznie ucieka, skoro nie ma po temu powodu. Co więcej, nigdy tak naprawdę nie była wierna Dimitrowi, swoje postępowanie opierając przede wszystkim na własnych ideałach oraz uczuciach, które żywiła względem Selene. To bogini oddała życie i to dla niej zamierzała ryzykować, w duchu licząc na to, że nawet Claudia nie jest na tyle bezczelna, by bez powodu spróbować zaburzyć obchody tak znaczącego święta. W zasadzie z tego, co wiedziała, to od czasu walki z Isabeau, ani wampirzyca nie udzielała się publicznie, ani tym bardziej król o którym słyszała, że... nie był w najlepszej formie. Cóż, po tym, co zrobił, trochę za późno było na żal oraz na to, żeby liczyć na czyjekolwiek wsparcie. Skoro nawet Pavarotti zdecydowali się towarzyszyć Theo i Kristin, kiedy ci zdecydowali się uciec na jakiś czas do Rosalee, coś zdecydowanie było na rzeczy.

Inną kwestią pozostawało to, że miała serdecznie dość ukrywania się w domu. Nie potrafiła już zliczyć, ile dni tak naprawdę minęło od chwili, w której sytuacja zmusiła ich do wycofania się z życia publicznego. Od tamtego czasu Marco nie był chętny puścić jej samej nawet do lasu, nie wspominając o wycieczce do lasu. Zaczynała mieć tego dość, zaś nadejście dnia, którzy śmiertelnicy określali mianem Halloween, dawało jej idealną okazję do tego, żeby w końcu uświadomić swojego nadwrażliwego partnera, że gdyby ktoś miał spróbować ich pozabijać, już dawno by to zrobił. Oboje byli silnymi, doświadczonymi telepatami, zaś ochrona, którą otaczali dom i którą zapewniali mieszkającym pod jednym dachem wampirom, pozostawała wystarczająco silna, by nikt nie odważył się naruszyć ich prywatności. Co więcej, oboje zdawali sobie sprawę z tego, że zdołają utrzymać ją nawet podczas wycieczki do miasta, nie musząc przy tym jakoś szczególnie się wysilać.

Z kolei ona miała obowiązki. Kto jak kto, ale Marco Licavoli doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to niepodważalny argument, wobec którego potrzebowałby prawdziwego cudu, żeby móc postawić na swoim. Skoro nawet w trakcie rządów Isobel tak po prostu poszła zbierać zioła, teraz tym bardziej nic nie miało powstrzymać jej przed postawieniem na swoim. Wampir o tym wiedział, kiedy zaś z powaga oświadczyła mu, że ma do poprowadzenia uroczystości, zachowując się przy tym tak, jakby sytuacja była najzupełniej normalna, a ona po prostu odhaczała kolejny punkt wcześniej ustalonego harmonogramu, po prostu jęknął i mrucząc gniewnie pod nosem, oznajmił, że naturalnie wybiera się z nią.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 1/2)Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu