Siedemdziesiąt jeden

18 3 0
                                    

Damien

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Damien

Ledwo powstrzymał sfrustrowany jęk, coraz bardziej poirytowany sytuacją. Liz była przerażona i doskonale zdawał sobie z tego sprawę, wyraźnie czując jej strach. To przypominało gorzkawy posmak, który z każdą kolejną sekundą przybierał na sile. Obserwował ją, skuloną pod ścianą i chyba bliską płaczu, próbując zrozumieć, jak to możliwe, że spoglądała na niego w taki sposób – zarazem ufny, ale i pełen rezerwy. W tamtej chwili przypominała mu bezradną zagubioną dziewczynkę, usiłującą zbyt wcześnie kroczyć w świat dorosłych, chociaż zupełnie go nie rozumiała. Tak było lepiej, bo gdy tylko poznała prawdę, ta najpewniej prędzej czy później by ją zniszczyła, jednak z drugiej strony...

Co tak naprawdę było dla niej dobre w obecnej sytuacji?

– Liz... – westchnął, nie po raz pierwszy nie mogąc powstrzymać się przed wypowiedzeniem jej imienia.

Poderwała głowę, by móc spojrzeć mu w oczy. Jej własne tęczówki były ciemne i nienaturalnie rozszerzone, a spojrzenie lekko zamglone, co jedynie utwierdziło go w przekonaniu, że ledwo powstrzymywała się od płaczu. Była silna, a przynajmniej zawsze sprawiała takie wrażenie, potrafiąc panować nad emocjami i zachowując się w o wiele bardziej rozważny sposób niż Elena. W ten sposób postrzegał ją od samego początku – jako idealną przeciwwagę dla jego kuzynki – aż czasami nie do pojęcia było dla niego to, że te dwie dziewczyny mogłyby mieć ze sobą coś wspólnego. Nigdy nie kwestionował tej przyjaźni, idealnie potwierdzającej prawdziwość stwierdzenia, że „przeciwieństwa się przyciągają", jednak wciąż zaskakiwało go to, że właśnie w najlepszej przyjaciółce najmłodszej Cullenówny mógłby doszukać się tak wielu pozytywnych cech.

Och, nie – Elizabeth zdecydowanie nie była taka, jak Elena. Chociaż obie były silne i bez wątpienia potrafiły o siebie zadbać, wiodąc prym w szkole, Liz nigdy nie wydawała mu się pustą panienką, skupioną przede wszystkim na swoim wyglądzie. Nawet patrząc na nią w tamtej chwili, tak bardzo bladą i zagubioną, bez trudu zorientował się, że przed wyjściem z domu nawet do głowy jej nie przyszło, żeby się malować. Ciemne włosy kaskadami spływały jej na ramiona i kark, zmierzwione, ale lśniące, aż nabrał ochoty, żeby choć na moment zanurzyć w nich palce. Bystre oczy obserwowały go z uwagą, zdradzając niepokój, który odczuwała, ale i wydając się chłonąć każdy najdrobniejszy szczegół. Zdążył już się przekonać, że Liz była dobrą obserwatorką, poza tym zawsze podobało mu się to, jak bardzo była inteligentna.

W tamtej chwili to właśnie jej charakter stanowił największy problem, niemalże na każdym kroku uświadamiając mu, że Elizabeth nie zamierzała tak po prostu odpuścić sobie ustalenia tego, co miało miejsce tamtego wieczora. Mógł to przewidzieć i w istocie spodziewał się komplikacji, a jednak z każdą kolejną sekundą coraz gorzej czuł się z tym, że musiał ją zwodzić – i to nawet pomimo tego, że robił to dla jej dobra. Nie mogła poznać prawdy, zarówno dla bezpieczeństwa swojego, jak i wszystkich innych. Zdawał sobie z tego sprawę i miał wrażenie, że również sama Elizabeth przeczuwała, że ma do czynienia z sekretem, który znacznie ją przerastał, a jednak... to wciąż nie wystarczyło.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 1/2)Where stories live. Discover now