Osiemdziesiąt cztery

27 3 0
                                    

Renesmee

Oops! Această imagine nu respectă Ghidul de Conținut. Pentru a continua publicarea, te rugăm să înlături imaginea sau să încarci o altă imagine.

Renesmee

Wciąż w pełni nie docierało do mnie to, co zrobił Gabriel. Nie lubiłam niespodzianek, jednak nie mogłaby być na niego zła za coś takiego. Co więcej, jakaś cząstka mnie naprawdę tego chciała, a fakt, że mój mąż zdecydował się wziąć sprawy we własne ręce, niejako ułatwiał wszystko, a ja tak szybko, jak tylko się dało, zdołałam załatwić wszelakie formalności. Dopiero po pierwszej wizycie na uczelni utwierdziłam się w przekonaniu, że wszystko działo się naprawdę, ale czułam się z tym dobrze, tak pewna swoich zamiarów, jakbym to ja sama zdecydowała się na złożenie aplikacji.

Nie chciałam rozpoczynać zajęć w trakcie trwania semestru, więc ostatecznie udało mi się ustalić wszystko w taki sposób, bym mogła rozpocząć zajęcia wraz z początkiem kolejnego. Tych kilka tygodni było mi na rękę, tym bardziej, że wciąż pozostawała kwestia znalezienia domu. Teraz, kiedy już wiedziałam, dlaczego Gabriel z takim uporem odrzucał wszystkie moje dotychczasowe propozycje, było mi o wiele łatwiej, choć sprawy wcale nie wróciły przez to do normy. Przeglądałam oferty, mogąc pozwolić sobie również na te najbardziej wyszukane, skoro pieniądze nie grały roli, jednak za każdym razem znajdowałam coś, co mnie zniechęcało – czy to w katalogu, czy to na miejscu, kiedy już przychodziło do oglądania ewentualnego domu. Być może byłam wybredna, ale podświadomie chyba wyczekiwałam tego, czego doświadczyłam w Mieście Nocy: jakiego impulsu, który jednoznacznie dałby mi do zrozumienia, że trafiłam na miejsce, które zadowoli nas wszystkich. Gabriel i Damien wywracali oczami, a po pierwszym tygodniu jeżdżenia, oglądania i protestów z mojej strony, obaj dali mi wolną rękę. Jedynie Joce z entuzjazmem decydowała się mi towarzyszyć, co było pocieszające, bo małej nie przeszkadzały moje wątpliwości i to, że zwracałam uwagę na najdrobniejsze nawet szczegóły.

Kolejne dni mijały we względnym spokoju, przynajmniej teoretycznie, bo teraz, kiedy pod jednym dachem było nas więcej, trudno było funkcjonować w zgodzie. Rufus wciąż miał do mnie pretensje o to, jak potraktowałam go pierwszego dnia, ale udawałam, że tego nie dostrzegam. Jeśli ktoś miał powód do tego, żeby przepraszać, to tylko i wyłącznie on za to, że przez niego omal wszyscy nie wylądowaliśmy gdzieś na poboczu – i to pod warunkiem, że dopisałoby nam szczęście. Oczywiście nie wierzyłam w to, że okaże mi choć odrobinę dobrej woli, więc nawet nie zwracałam na niego uwagi, przyzwyczajona do podobnego zachowania z jego strony. Wiedziałam z doświadczenia, że względem tego wampira ignorancja była najlepsze, choć on sam bez wątpienia twierdził inaczej. Jakby tego było mało, miałam wrażenie, że z podejrzaną wręcz cierpliwością odnosił się do Aldero, odkąd razem pojawili się w domu, a to było... co najmniej nieprawdopodobne.

Layla wydawała się najbardziej entuzjastyczna, a ja miałam wrażenie, że dziewczyna jest dosłownie wszędzie. Zawsze dobrze rozumiały się Alice, więc nie byłam szczególnie zdziwiona tym, że przy pierwszej okazji wybyły gdzieś razem, na długie godziny znikając w jednym z większych centrów handlowych w Seattle. Rosalie nie należała do osób ugodowych i łatwo zmieniających stosunek do innych, ale znałam ją dość dobrze, żeby wiedzieć, że kiedy w grę wchodziły zakupy, potrafiła przymknąć oko na ewentualne niedogodności. Nie chciała się do tego przyznać, ale ja byłam pewna, że zdecydowała się towarzyszyć siostrze i mojej szwagierce nie z łaską, ale wielką przyjemnością, chociaż za wszelką cenę usiłowała udawać, że w grę wchodzi jedynie okazja na kupienie kilku drobiazgów, które planowała kupić już dawno.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 1/2)Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum