Sto osiemdziesiąt

21 3 0
                                    

Jocelyne

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Jocelyne

Uwolnienie się od Collina zajęło jej dłuższą chwilę. Poczuła nieopisaną wręcz ulgę, kiedy w końcu znalazła się na prowadzących na piętro schodach, jednak prawie natychmiast wyczuła, że samotność tak szybko nie będzie jej dana. Wyraźnie wychwyciła zapach słodkiej krwi i kroki, kiedy zaś w pośpiechu obejrzała się przed ramię, dostrzegła podążającego za nią Jeremiego.

Chłopak przystanął w miejscu, ledwo tylko skoncentrowała na nim wzrok. Wydał jej się speszony, wręcz zażenowany, jakby nie podejrzewał, że mogłaby go zauważyć aż tak szybko.

– Masz oczy wokół głowy czy jak? – obruszył się, po czym najwyraźniej doszedł do wniosku, że jest mu wszystko jedno i bez pośpiechu podszedł bliżej. – Możemy pogadać?

– Cały czas mogliśmy, kiedy chodziłam z wami po ośrodku – zauważyła przytomnie, wymownie unosząc brwi ku górze. – Chciałabym wrócić do pokoju. Jestem już zmęczona, więc gdybyś był taki dobry... – zaczęła, jednak coś w wyrazie twarzy chłopaka jasno dało jej do zrozumienia, że nie zamierzał tak po prostu odpuścić.

– Miałem na myśli to, żeby porozmawiać z tobą – oznajmił z naciskiem.

Innymi słowy, bez Collina i jakiegokolwiek towarzystwa. Z jakiegoś powodu momentalnie poczuła się osaczona, w głowie zaczynając szukać jakiejś bardziej konkretnej wymówki. Nie była pewna, co takiego było w Jeremim, że instynktownie wolała się trzymać od niego z daleka, ale to w tamtej chwili wydało jej się najmniej istotne. Kto wie, może zaczynała być paranoiczką. To byłoby bardzo sensowne, gdyby wziąć pod uwagę to, że nadal mogła być po prostu szalona.

– Hm, Julie mówiła, że mam mieć jeszcze spotkanie z... Ronem – zaczęła, po czym zawahała się na moment, zastanawiając się, czy przypadkiem nie pomyliła imienia – więcej...

– Tym bardziej – powiedział, a ona ledwo powstrzymała jęk. Istniało cokolwiek, co mogłaby powiedzieć, a czego on nie uznałby za okoliczność sprzyjającą? – Okej, przepraszam za tę „nową" w stołówce. Nie miałem na myśli niczego złego – zreflektował się, a Jocelyne westchnęła, potrząsając z niedowierzaniem głową.

– Nieważne – zapewniła pospiesznie. – Taa, dobra. Możemy pogadać.

Jego twarz rozjaśnił uśmiech i to sprawiło, że z miejsca wydał jej się o wiele bardziej sympatyczny, choć to wciąż nie musiało o niczym świadczyć. Nie zaprotestowała, kiedy skinieniem głowy dał jej do zrozumienia, by ruszył za nią, chcąc nie chcąc decydując się podporządkować. Choć wciąż słabo znała budynek, zorientowała się, że skręcił w korytarz przeciwny do tego, którym prowadziła ją Julie, planując pokazać jej pokój. To uprzytomniło jej, że musieli przejść do tej części, która należała do chłopców, kiedy zaś chwilę później Jeremi otworzył przed nią jedne z ciągnących się wzdłuż ściany drzwi, zorientowała się, że najwyraźniej prowadził ją do siebie.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 1/2)Where stories live. Discover now