Pięćdziesiąt

23 3 0
                                    

Elizabeth

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Elizabeth

Wyczuła ruch, kiedy dotychczas obserwująca z odległości Miriam podeszła bliżej. Wciąż sprawiała wrażenie rozbawionej, kiedy przystanęła w niewielkiej odległości od swojego towarzysza, zakładając ramiona na piersiach i sprawiając wrażenie kogoś, dla kogo widok przerażonej dziewczyny i jej oprawcy jest równie naturalny, co i wschód słońca. Cierpki uśmiech błąkał się na jej ustach, ale nie odezwała się nawet słowem, w zamian machnięciem ręki dając do zrozumienia, że wcale nie miałaby nic przeciwko, gdyby oboje się pośpieszyli – mężczyzna ze swoimi działaniami, a Liz z umieraniem. To było bardziej irracjonalne niż cokolwiek innego, a jednak zachowanie Miry wydawało się prowadzić właśnie do tego.

– Uważaj, Hunter, bo jeszcze wydrapie ci oczy – rzuciła w pewnym momencie dziewczyna, wywracając oczami. – Śmiertelniczka cię przerasta?

– Zapomniałem już, jaka jesteś pyskata – odparował tamten.

Hunter, czyli łowca..., przeszło Elizabeth przez myśl. Takie imię pasowało do niego wręcz idealnie, wydając się tłumaczyć wszystko to, czego mogłaby się spodziewać. Czuła się jak zwierzę, które właśnie zostało schwytane w pułapkę i wobec którego nikt zdecydowanie nie miał dobrych zamiarów. Mogła tylko zgadywać, czego tak naprawdę chciała ta dwójka, ale wcale nie była pewna, czy chciała wiedzieć. Przez cały czas walczyła o to, żeby przynajmniej spróbować się wyszarpać, ale uścisk był zbyt silny, a Liz czuła się tak, jakby usiłowała przesunąć litą ścianę albo pobliskie drzewo. Hunter chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że mogłaby mieć jakiekolwiek uwagi do tego, jak ją traktował, choć jednocześnie doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że był o wiele bardziej czujny niż chwilę wcześniej. Wciąż nie docierało do niej to, jak mógł poruszać się tak szybko, a przy tym być do tego stopnia opornym na ból. Jego siła porażała, co teoretycznie nie powinno dziwić, skoro był wyższy i znacznie bardziej rosły od niej, ale przecież w liceum nie raz spotykała podobnych osiłków – z tym, że w większości przypadków wystarczył jeden celny cios, żeby cwaniaczkom ostatecznie zrzedła mina, a oni sami wycofali się z podkulonymi ogonami.

Nie tym razem i wiedziała to nawet pomimo szoku. Słuchała rozmów Huntera i Miriam, i chociaż nie rozumiała, wszystko w niej krzyczało, że nie ma do czynienia ze zwykłymi ludźmi. Ta myśl ją poraziła, oszałamiająca i irracjonalna zarazem, jednak żadne inne wyjaśnienie nie przychodziło jej do głowy. Jej ciało i umysł wydawały się wiedzieć swoje, nawet pomimo tego, że Elizabeth robiła wszystko, byleby nie dopuścić do świadomości czegoś, co w jej przekonaniu nie miało racji bytu. Chciała zrzucić to na szok, bo wtedy mogłaby uwierzyć, że ma jakiekolwiek szanse, ale nie potrafiła się do tego zmusić. To było jak zaprzeczanie faktom, choć w tym jednym przypadku nic nie wydawało się nawet w najmniejszym stopniu oczywiste.

Ledwo powstrzymała krzyk, kiedy Hunter nagle skoncentrował się na niej, jak gdyby nigdy nic wtulając twarz w zagłębienie jej obojczyka. Jego oddech owiał jej skórę, a dziewczyna zadrżała niekontrolowanie, zarówno z chłodu, jak i coraz silniejszego strachu. W oszołomieniu uświadomiła sobie, że mężczyzna wydawał się zaciągać jej zapachem, a przynajmniej tak to wyglądało. Spoglądał na nią tak, jakby była wyjątkowo smakowitym kąskiem albo wymarzonym daniem, którego miał nadzieję skosztować. W ten sposób niejako utwierdził ją w przekonaniu, że nie był normalny, ale nagle zwątpiła w to, czy chodziło po prostu o niezrównoważenie. Nie chciała tego przyznać, ale w takiej chwili pomyślała, że on...

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 1/2)Where stories live. Discover now